„Pożoga” – recenzja

Recenzja książki „Pożoga”.
Świat Endera powrócił pod postacią drugiej części prequela sagi autorstwa Orsona Scotta Carda.

Cudowne dzieci, zaślepieni pieniędzmi biznesmeni, statki pełne niepewnych jutra rodzin wolnych górników i zawiązujące się dopiero przyjaźnie, a wszystko to w odległym kosmosie, w cieniu lecącego w stronę Ziemi statku Formidów.

Pożoga” to kontynuacja powieści sci-fi „W przededniu”, w której poznaliśmy Victora i jego rodzinę, zmierzyliśmy się z problemem niemożności porozumienia się ze skomplikowanym w budowie, ogromnym statkiem obcych, ale także przyjęliśmy do wiadomości, że na walkę jest za wcześnie. Dopiero teraz, w drugiej części, gdy do świata dotarła oficjalna wiadomość o zagrożeniu, a narody zaczęły przygotowywać się do obrony, mamy szansę stanąć oko w oko z wojną między gatunkami, w której – jak wiemy – w końcu wygrają ludzie.

Oprócz wspomnianego już Vicora, dwoma innymi ważnymi dla książki postaciami są Bingwen, mały, ale genialny i niezwykle odważny chłopiec żyjący w Chinach, oraz Mazer Rackham, jeszcze nieznany i próbujący pokonać Formidów na własną rękę, przy okazji lekceważąc dowódców. Wydarzenia ukazane w tej części są możliwe dzięki połączeniu cech, które wymieniłam jako charakterystyczne dla obu postaci. Autorzy ułożyli fabułę powieści tak, że gdyby nie niesubordynacja i sprzeciwianie się rozkazom, oczywiście połączone z poczuciem misji, poświęceniem oraz odwagą, ludzie nie mieliby szans odkryć, co powstrzymuje Formidów, a tym samym wygrać. „Pożoga” uczy w ten sposób, że ważniejsze niż rozum i obowiązki, są serce i powinności.

Historia jest długa i trzyma czytelnika w nieustającym napięciu, po raz kolejny jednak nie pozwala mu odpocząć, gdyż nie dochodzi do swego końca. Zaczynając przygodę z prequelem zdawałam sobie sprawę, że jeśli został podzielony na trzy tomy, to na razie nie uzyskam odpowiedzi na moje pytania. Mimo tego wierzyłam, że choć trochę się uspokoję, coś już będę wiedziała. Niestety, po przeczytaniu powieści nadal nie wiem nic. Akcja urywa się w najgorętszym momencie, ludzie nadal nie mają pojęcia, jak skutecznie walczyć z obcymi, czy raczej jak ich zwalczyć, a każdy z ważnych bohaterów pozostaje w wielkim niebezpieczeństwie.

Pożoga” liczy sobie pięćset cztery strony, w dodatku zapełnione małym drukiem. Choć wydawać by się mogło, że to dużo, gwarantuję, że dla miłośników sagi i tak okaże się zbyt małym skrawkiem. W odległym świecie przebywamy zbyt krótko, zbyt małą mamy szansę na dogłębne poznanie bohaterów, zbyt szybko wszystko się kończy. Niemalże z prędkością światła lub lotu statku Formidów.

Nie wiem jak wy, ale ja nie mogę się doczekać kolejnej, tym razem ostatniej już części prequela enderowej serii. Długie oczekiwania łagodzi informacja, że w międzyczasie powinna pojawić się kontynuacja Sagi Cienia, tym razem „Teatr Cieni”. Później, jeśli Prószyński i S-ka będzie łaskawy dla niecierpliwych czytelników, dostaną oni jeszcze „Cień Olbrzyma” i... na tym koniec. Drobniejsze prace Carda nie zostały niestety przetłumaczone na język polski, chyba że wydawnictwo podejmie się wyzwania. Jeśli mogłabym jeszcze złożyć zamówienie na świąteczny bądź noworoczny prezent, to właśnie tego bym sobie życzyła.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Orson Scott Card, Aaron Johnston, „Pożoga”, Prószyński i S-ka, Warszawa 2014




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat