Rozmowa z Magdaleną Walczak

Rozmowa z Magdaleną Walczak, autorką książki „Labirynt – Alicja w Krainie Schematów”.
„Ta książka jest o mnie i jest o każdym, kto ją czyta” – tak powiedziała autorka o swojej debiutanckiej powieści. Magdalena Walczak stała się wzorem, a jej słowa wskazówką dla wielu kobiet.

Autorka, której literacki debiut „Labirynt – Alicja w Krainie Schematów” skradł serca czytelniczek, dzieli się z nami inspiracjami i kulisami powstania książki oraz własnym spojrzeniem na świat.

Z wykształcenia jesteś germanistką, na co dzień zajmujesz się transakcjami, skąd zatem zamiłowanie do literatury?
Myślę, że każdy ma swój żywioł, w którym nie tylko najlepiej oddaje siebie światu, ale też wszystko to, co chce o nim powiedzieć - pewnego rodzaju „prywatny środek wyrazu” albo „filtr”, za pomocą którego przedstawiamy siebie i rzeczywistość bądź ją kreujemy. Czasem jest to śpiewanie i komponowanie muzyki, innym razem prowadzenie warsztatów w temacie tworzenia kosmetyków naturalnych. Moim żywiołem jest zdecydowanie słowo.

Czytając „Labirynt - Alicja w Krainie Schematów”, nie można pozbyć się wrażenia, że książka bazuje na prawdziwej historii. Na ile twoje życiowe doświadczenia znalazły odzwierciedlenie w książce?
Jest to prawdziwa historia - dokładnie. Koniec roku 2017 oraz cały rok 2018. Książka stanowi wgląd do moich uczuć, emocji i prywatnego Labiryntu z tego okresu, ale została napisana w taki sposób, że każda kobieta, które wejdzie do środka zwróci uwagę na sprawy warte „przepracowania” w swoim życiu - te związane z samoakceptacją, żalem i szeroko pojętą miłością od siebie do siebie. Metaforyka i poetyckość stylu tworzą efekt historii, która jest już właściwie zapisem transformacji czyli precyzując: czytelnik nie widzi jak męczę się przy wypalaniu toksycznego papierosa, tylko obserwuje to, jakie dymki lecą z niego do góry i… po co (śmiech).

Czy nie bałaś się publicznie „obnażyć”, spisując własne uczucia, problemy i lęki?
Paradoksalnie nie zaczęłam pisać tekstu, żeby pokazywać go publicznie, tylko dla siebie samej. Dopiero po ponad roku od stworzenia pierwszego zdania nazwałam go książką. Nie, nie bałam się. Co prawda w pewnym sensie ustawiam się nago przed publicznością, ale jednocześnie mówię do niej w sposób, który jest metaforyczny i przenośny. Alicja żongluje psychologią i symbolami, więc to nie pamiętnik. Jeśli ktoś myśli, że pozna mnie w godzinę, bo wyłożyłam się na tacy, to absolutnie nie. „Labirynt…” to tekst, który mocno angażuje czytelnika, ale nie po to, żeby poznawał krok po kroku moją historię - tylko wszedł w swoją (śmiech). Takie małe „czary-mary” (śmiech).

Piszesz: „Hamulcem bliskości jest strach. Przed zranieniem, samotnością, cierpieniem. Obawa, że światełko w tunelu okaże się zabójczym pociągiem”. Skoro boimy się bliskości, skąd twoim zdaniem bierze się strach przed ucieczką z toksycznej relacji?
Jedno nie wyklucza drugiego i nie wszystkie osoby, które są „ofiarami” toksycznych relacji, boją się bliskości. Na pewno wszystkie osoby, które tkwią i nie uciekają od razu z takich związków mają zdeformowany wzorzec relacji i boją się odrzucenia. Trzymamy się tego, co „znamy”. Np. moja Alicja jednocześnie boi się bliskości, ale pragnie jej, dąży do niej… i to dąży tak mocno i w tak desperacki sposób, że potrafi zatracić siebie, próbując spełniać czyjeś oczekiwania czyli jej pojęcie bliskości jest… zniekształcone. Toksyczne relacje mają swoje podłoże w podświadomości, dzieciństwie, przebytych doświadczeniach. Ich punktem wspólnym - z perspektywy Alicji - jest strach przed odrzuceniem, bo ktoś kiedyś odrzucał nas na każdym kroku. A jednocześnie bardzo chcieliśmy, żeby nas kochał, więc robiliśmy wszystko, żeby dostać choć odrobinę uczucia. Taki „mechanizm” z dzieciństwa przenosimy w związki: „Robię wszystko, żeby ktoś mnie nie zostawił, zatracając własne granice”. Ale przecież są też osoby, które nie wejdą w relację, bo się boją i czasem po prostu potrzebują czasu albo nie są w stanie zbudować związku opartego na bliskości, bo np. mają narcystyczne zaburzenie osobowości. Moja Alicja była zdeterminowana i odważna, ale dokonała złego wyboru. Finalnie jednak bierze za to odpowiedzialność i zaczyna zmieniać swoją rzeczywistość.

Czy tworząc powieść wspierałaś się fachową literaturą psychologiczną i nazewnictwem?
W drodze rozwoju sięgamy do różnych źródeł. Ja, próbując nazywać i rozumieć procesy, a także mechanizmy zachodzące w człowieku, sięgam głęboko do psychologii. Szczególnie bliska stała się mi terminologia nurtu terapii schematów. Nie jestem jednak psychologiem ani psychoterapeutą, zrobiłam więc rzecz następującą: wszystkie procesy bądź schematy opisane w książce są autentyczne, ale zmieniłam ich fachowe nazwy (śmiech). Alicja opisuje tym samym wiele procesów dziejących się w człowieku, w niej samej, okiem duchowo-psychologicznym, nie mijając się z prawdą i nie tworząc bajki, mimo, że Labirynt ma bardzo magiczną oprawę. Wszystko robi jednak po swojemu.

Media kreują współcześnie wizerunek kobiety sukcesu: jednocześnie bizneswoman, pani domu, idealnej matki i żony... Na ile, według twoich obserwacji, wpływa to na współczesne kobiety i ich relacje z samą sobą?
Nie tylko media próbują ingerować w wizerunek i role kobiet, ale np. religie również. To bardzo ciekawe pytanie, bo ja obecnie jestem właśnie na etapie definiowania swojej własnej kobiecości. A definiowanie mojej kobiecości polega na próbie stworzenia wszystkiego od początku. Jestem w pustym pokoju i tapetuje go tym, kim jestem. Dla mnie to trudne zadanie. Szczerze mówiąc, mam gdzieś kreowanie roli kobiety przez media czy religię, natomiast uważam, że trzeba wykonać ogromną pracę nad sobą, żeby dotrzeć do tego, kim naprawdę jesteśmy i jakie mamy potrzeby. Jeśli będziemy wiedzieć kim jesteśmy, co lubimy, przez co się najlepiej wyrażamy i co nas spełnia, nigdy nie przejmiemy się tym, co jest teraz modne albo „wskazane”. Uważam, że w temacie naszej kobiecości najbardziej kluczowe jest to, co dzieje się w dzieciństwie i jakie obrazy siebie stamtąd wynosimy. Kobieta, która była akceptowana i wie jak akceptować siebie, jak stawiać granice, co to znaczy szacunek do siebie, nie da się zdominować przez nikogo z zewnątrz. Innym tematem jest to, że w dzisiejszych czasach kobiety agresywnie demonstrują swoje przekonania, poprzez walkę. Ja też tak robiłam, ale ostatnio uczę się kobiecości, która jest konkretna, odważna, ale łagodna. Żyjemy w świecie skrajności. Wydaje się, że siłę ma kobieta, która głośno krzyczy i wojuje. Nic bardziej mylnego. Ja generalnie nie mówię dużo, ale w ciszy konsekwentnie i uparcie działam.

Czy Twoim zdaniem bez wsparcia bliskich (przewodników, rodziców, Anioła Stróża) można wyjść z Labiryntu?
Przewodnicy, rodzice i Anioł Stróż to postacie, które nie mówią nic ponad to, czego Alicja nie miałaby w środku. Są więc po prostu lustrami wnętrza dziewczyny, demaskują też w pewien sposób potrzebę zewnętrznych doradców i opierania swojego życia na ich słowach czy sugestiach. Labirynt to bohaterka sama w sobie, a że wymienione postacie ją ukształtowały, musiała teraz spotkać je ponownie i uzdrowić historie, których wszyscy są częścią. Uzdrowienie następuje pokolenia wstecz - nigdy nie rozmawiałam z babcią, która pojawia się w świecie Alicji, mimo to jest ona symboliczną przedstawicielką całego rodu.

W książce piszesz: „Schematy karmią w nas pewne sfery, na przykład ego, lęk bądź lukę”. Czym więc te luki wypełnić, zrywając ze schematem?
Nowym wzorcem. Schemat toksycznego związku możemy zastąpić wzorcem zdrowej relacji. Zasada jest jednak następująca: zdrowy związek stworzymy tylko wtedy, gdy mamy zdrową relację ze sobą, więc od tego trzeba zacząć.

Wspominasz, że pisanie było dla ciebie autoterapią, pewnym zamknięciem rozdziału w życiu. Czy uważasz, że lektura „Labiryntu” może być również formą terapii dla innych? Kiedy zalecałabyś udać się do specjalisty?
Ta książka jest o mnie i jest o każdym, kto ją czyta. Lampki zapalą się tam, gdzie ktoś ma coś do przepracowania, gdzie ma się zainspirować albo znaleźć jedno kluczowe zdanie, z którym pójdzie dalej. Wiele osób robi sobie notatki albo podkreśla fragmenty, czasem pojawia się kilka myśli albo cała masa… przemyśleń. Wszystko zależy od stopnia rezonansu z moją bohaterką. Natomiast „Labirynt…” absolutnie nie jest psychoterapią - może być ewentualnie wstępem do pracy nad sobą lub przysłowiową „wisienką na torcie”.

Otwarcie mówisz o tym, że „Labirynt...” kierujesz do kobiet. A co z mężczyznami? Czy im także może w czymś pomóc?
Zapraszam Panów do czytania, a odpowiadając na pytanie: tak, może pomóc zrozumieć im nasz świat - to bardzo cenne. Jestem za tym, żebyśmy ze sobą rozmawiali, a to świetny wstęp do takiego dialogu.

Rozmawiała
Joanna Puternicka
(joanna.puternicka@dlalejdis.pl)

Fot. Izabela Urbaniak




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat