Czy jesteśmy coraz słabsi?
Moja 90 - letnia babcia często powtarza, że współcześni ludzie są coraz słabsi i łamią się byle czym. Przejściowe problemy urastają dla nich do rangi życiowych dramatów. Nasi przodkowie musieli się zmagać z biedą, głodem, częstą śmiercią bliskich, traumami wojennymi, a jednak potrafili przetrwać. Dziś żyjemy w świecie, w którym wydaje się, że jest wszystko, a jednak liczba osób targających na swoje życie rośnie, a nie maleje.
Jeśli spojrzymy na mapę samobójstw, to w kwestii tej przodują kraje wysoko rozwinięte. Zarówno Europa, jak i Ameryka Północna będące obecnie największą enklawą dobrobytu posiadają najwyższe wskaźniki w omawianej kwestii. Co więcej, z roku na rok zwiększa się poziom rozwoju cywilizacyjnego, poprawia długość i jakość życia. Postęp technologiczny w dużej mierze przełożył się na postęp medycyny i ulepszenie dotychczasowych metod leczenia. Jednakże okazuje się, że to wcale nie poważna choroba skłania ludzi do targnięcia na swoje życie. Na krok ten decydują się ludzie zdrowi, przynajmniej w zakresie fizycznym. Czy to zatem znaczy, że jesteśmy coraz słabsi?
Depresja a samobójstwo
Spoglądając na statystyki chorób o podłożu psychicznym, coraz więcej osób zapada na depresję. Mówimy tutaj oczywiście o danych zebranych na podstawie raportów medycznych. Szacunkowe wskaźniki są z kolei dużo wyższe i w Europie sięgają blisko 30%. Możliwości leczenia nie są duże, gdyż w wielu państwach, w tym także w Polsce, jeden lekarz psychiatra przypada na kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców. Nie bez znaczenia jest także mentalność społeczna. Schorzenia o charakterze psychicznym w dalszym ciągu są uznawane za słabość, której należy się wstydzić. Ludzie nie przyznają się do tego, że odczuwają objawy depresji, co więcej nie zawsze także potrafią je zidentyfikować. Wizyta u lekarza bądź psychologa wiąże się z przyznaniem przed sobą, iż nie radzimy sobie z własnym życiem i emocjami. Stąd też osoba dotknięta depresją woli pozostać w ukryciu, niż poprosić o pomoc specjalistę. Takie stany trwają latami, nieraz nawet całe życie. O ile nie zakończą się samobójstwem, to odbiją na naszym zdrowiu w postaci chorób nowotworowych, zaburzeń trawiennych czy kardiologicznych.
Czy wskaźniki da się zmniejszyć?
Trudno stwierdzić, jaki jest środek zaradczy na zmniejszenie rosnących z roku na rok statystyk samobójstw. Optymiści zapewne mogliby powiedzieć, że wystarczy odpowiednia profilaktyka zdrowotna, propagowanie usług terapeutycznych. Wydaje się jednak, że przyczyna nie tkwi w braku popularności na terapię ale w stereotypach społecznych. Najpierw należałoby pokonać bariery mentalne, które szufladkują osobę dotkniętą depresją jako słabą, nienormalną i mającym się wstydzić swojej słabości. Trudno się dziwić, że wiele osób nie chce rozmawiać o swoich problemach ze specjalistami, skoro niektóre relacje z bliskimi opierają się na pozorach i zamiataniu problemów pod dywan. Niestety jednak po tym dywanie później trzeba chodzić… Poczucie braku zrozumienia, zainteresowania ze strony bliskich, a także wstyd przed ujawnieniem własnych słabości jest tym, co zdaje się w największym stopniu powstrzymywać ludzi przed szukaniem pomocy. Przezwyciężenie takiego sposobu myślenia jest pierwszym i najtrudniejszym krokiem, aby zmniejszyć współczesne statystki samobójstw.
Barbara Drapikowska
(barbara.drapikowska@dlalejdis.pl)
Fot. pixabay.com