„Sceny z życia małżeńskiego” – recenzja

Recenzja książki „Sceny z życia małżeńskiego”.
Kto ponosi winę za rozpad związku? A może odpowiedzialność jest zbiorowa? Wnikliwa i zapadająca w pamięć historia małżeństwa, napisana przez wybitnego Ingmara Bergmana.

„Sceny z życia małżeńskiego” rozpoczęły zawrotną karierę w latach 70. jako sześcioodcinkowy serial, emitowany w szwedzkiej telewizji. Rozpoczęły – ponieważ zainteresowanie oraz wpływ na społeczeństwo nie osłabły wraz z końcem cyklu. Właściwie to był dopiero początek inspiracji losami Bergmanowskiego małżeństwa, których historia przekroczyła granice Szwecji. Nie trzeba było długo czekać, by na ekranach kin pojawił się pełnometrażowy film, a teatry zaczęły wystawiać Bergmana na swoich deskach; postanowiono zadowolić również czytelników, udostępniając im zapis scenariusza. Nikt chyba wcześniej nie spodziewał się, że ten planowany jako mało zobowiązujący i  – jak sam określił Bergman – „nieniosący ze sobą żadnego ryzyka ekonomicznego” projekt wywrze na odbiorcach tak duże wrażenie. Dziś – po niespełna 50 latach od momentu, gdy publika zachwyciła się serialem Bergmana – możemy zapoznać się z uwspółcześnionym tłumaczeniem scenariusza. I to o nim, po tym przydługim wstępie, napiszę.

Marianne i Johan są mieszczańskim małżeństwem z 10-letnim stażem, dwójką dzieci, stabilnym zatrudnieniem, znajomymi i rodziną, z którymi pozostają w poprawnych relacjach. Takich ich poznajemy – poukładanych, rozsądnych i szczęśliwych. Jednak pewnego dnia – zupełnie niespodziewanie zarówno dla czytelników, jak i Marianne – Johan informuje, że ma kochankę oraz postanawia opuścić rodzinę. Kurtyna opada i prawda o małżeńskiej relacji stopniowo wychodzi na jaw. Rozmowy, które Johan i Marianne dotychczas ze sobą prowadzili – pełne dogłębnej analizy codzienności i emocji – okazują się tak samo powierzchowne oraz nieszczere, jak i ich życie intymne oraz satysfakcja z bycia ze sobą.  Decyzja o odejściu Johana zmusza oboje do wyrażenia utajonego żalu i niespełnionych oczekiwań, tym razem jednak zupełnie spontanicznie, bez ważenia słów i oglądania się na to, co należy zrobić, powiedzieć i odczuwać; już bez powierzchownego i wyuczonego rozsądku. Do czego doprowadzi bohaterów niepohamowana szczerość? Tego oczywiście nie zdradzę.

Cały scenariusz opiera się na rozmowie dwóch postaci. (Czasem pojawiają się inne, ale raczej jako przeciwwaga lub tło dla relacji głównych bohaterów). To z ich dialogu dowiadujemy się o uczuciach, planach i zmianach, które dzieją się na przestrzeni kolejnych 10 lat od momentu, kiedy zdali sobie sprawę z kryzysu. Czytałam tę historię wnikliwie i z przejęciem do ostatniej strony. Bergman – nawet jeśli nie planował uczynić ze „Scen z życia małżeńskiego” opus magnum – opowiedział angażującą, bolesną – ale nie ckliwą i kiczowatą – historię rozpadu małżeństwa, która mimo upływu lat nie zestarzała się. Czuję się zachęcona, żeby nie poprzestać na scenariuszu, ale zobaczyć również serial z lat 70. Wam również polecam – póki co ręczę tylko za książkę.

Paulina Kryca-Leśko
(paulina.kryca@dlalejdis.pl)

Ingmar Bergman, „Sceny z życia małżeńskiego”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2021.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat