„Ślady zbrodni” – recenzja

Recenzja książki „Ślady zbrodni”.
Natura kontra złoczyńcy.

Kilka lat temu obejrzałam odcinek „Forensic Files”, w którym odkryte w samochodzie torebki nasienne pochodzące z drzewa rosnącego w pobliżu miejsca porzucenia zwłok umożliwiły skazanie mężczyzny odpowiedzialnego za popełnienie brutalnego morderstwa. Był to początek lat 90. Od tamtej pory świat kryminalistyki przeszedł ogromną metamorfozę i teraz wystarczy niewidoczny gołym okiem pyłek mało popularnej rośliny znalezionej na podeszwie podejrzanego, aby powiązać go z pozornie doskonale ukrytym miejscem popełnienia zbrodni i/lub pochówku ciała ofiary.

Dokładniej rzecz ujmując, chodzi o palinomorfy, czyli mikroskopijnej wielkości ziarna pyłku, zarodników grzybów, porostów i mikroorganizmów, które po wyodrębnieniu zostają zanurzone w swego rodzaju galaretce i naniesione na szkiełko, a następnie poddane obserwacji za pomocą mikroskopu i skatalogizowane. Palinolog na podstawie mieszaniny takich drobin jest w stanie odtworzyć środowisko przyrodnicze, z jakiego została pobrana próbka. Szerszym terminem jest ekolog sądowy, czyli osoba dokonująca analizy i interpretacji śladów związanych z otoczeniem naturalnym w celu wsparcia pracy detektywów.

Tym właśnie zajmuje się od lat walijska absolwentka botaniki Patricia Wiltshire, a „Ślady zbrodni” stanowią zapis wycinka jej biografii. Na jednej ze stron kobieta wspomina o Sue Black, ale nawet gdyby tego nie zrobiła, trudno byłoby nie dostrzec podobieństw między „Śladami zbrodni” i „Co mówią zwłoki”, które recenzowałam w zeszłym roku. W zasadzie mogłabym w tym miejscu powtórzyć wszystko, co napisałam w odniesieniu do pozycji szkockiej antropolog sądowej. Ponownie mamy do czynienia z dużą dawką prywaty przemycanej co i rusz filozofii życiowej, przełamywaniem niechęci ze strony wychowanych w innej kulturze mężczyzn, wyśmiewaniem amerykańskich seriali kryminalnych, pierwszymi krokami w zawodzie, wartymi odnotowania sukcesami, a nawet szczegółowymi planami pogrzebowymi i odrobiną czarnego humoru.

Tematyka palinologii i ekologii sądowej jest fascynująca, dlatego też bardzo żałuję, że opisanych przypadków nie było więcej. Walor edukacyjny nie jest mały, szczególnie utkwiły mi w pamięci wykopaliska nosowe i teoria dotycząca świętego Mikołaja (raczej nieodpowiednia dla dzieci, za to całkiem sensowna dla fanów serialu „Fortitude”), jednak mógłby być znacznie większy. Fakt, iż w XXI wieku natura wciąż wygrywa z człowiekiem zdecydowanie bardziej zasługuje na podkreślenie niż sześciokrotne zapewnienie czytelnika o ateizmie i problematycznych relacjach z rodzicielką.

Wolałabym też, aby „Ślady zbrodni” były bardziej uporządkowane, ponieważ chaotyczność i achronologiczne wtrącenia dotyczące spraw osobistych naprawdę wystawiały moją cierpliwość na próbę i skutecznie wybijały z rytmu czytania. Bardzo ładna okładka kojarząca się z zielnikiem i coraz rzadziej używany przez autorów spis treści do pewnego stopnia sugerowały mi równie uporządkowane wnętrze, jednak tak, niestety, nie było. Szkoda, bo mogła to być jedna z moich ulubionych pozycji z gatunku literatury faktu.

Izabela Fidut
(izabela.fidut@dlalejdis.pl)

Patricia Wiltshire, „Ślady zbrodni”, Łódź, Wydawnictwo Feeria Science, 2020 r.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat