Stosunek prawny to według Wikipedii regulowany normami prawnymi stosunek społeczny tetyczny (zależność społeczna) między co najmniej dwoma podmiotami prawa. W podobny sposób rozpoczyna się sztuka wystawiana w warszawskim teatrze ME/ST, co od razu wprowadza widza w świat, w którym przepisy kodeksu są najważniejszym elementem regulującym relację miłosną dwojga ludzi. Czy jednak można próbować wpisać delikatny i nieprzewidywalny świat uczuć w sztywne ramy prawa?
Bridget Jones podczas pracy w Sit Up Britain podczas pamiętnego zebranie researcherów zaproponowała, by ówczesny premier Tony Blair zajął się samotnymi osobami i postulowała, by został uchwalony i wprowadzony w życie kodeks chodzenia na randki, co uregulowałoby tak często niejasne sytuacje między kobietami i mężczyznami. Rewolucyjny pomysł nie spotkał się jednak z aprobatą Richarda Fincha, szefa Bridget, który uznał próbę nałożenia na życie uczuciowe i erotyczne przepisów prawa za faszyzm. „Stosunki prawne”, które są kolejną próbą skodyfikowania wspólnego życia „podmiotów prawa”, w przewrotny i nieco buntowniczy sposób próbują udowodnić, że „kodeks związku” o wiele trwalej cementuje relację niż uczucie.
Akcja sztuki „Stosunki prawne” rozgrywa się w gabinecie terapeutycznym, w którym zdecydowana na rozwód kobieta opowiada o swoim małżeństwie. Co pewien czas fabuła jest przerywana scenkami „z życia każdej pary”, nawiązującymi do historii sfrustrowanej pacjentki. Z rozmowy widz dowiaduje się, że para nie pobrała się z miłości, ale ze względu na czynniki ekonomiczne, tym samym traktując od początku małżeństwo nie jako sposób na budowanie relacji na całe życie, ale jako rodzaj kontraktu ze ściśle określonymi regułami, z których intercyza to najbardziej łagodna forma normowania pożycia. Od liczby stosunków seksualnych w tygodniu, przez podział obowiązków podczas planowania wspólnego wyjazdu, po okoliczności dopuszczające zdradę – każda sytuacja została ujęta w prawnicze sformułowania. A wszystko po to, by uniknąć problemów z komunikacją, które od wieków nastręczają problemów kolejnym pokoleniom. Jednak skutki takiej obsesyjnej kontroli są zazwyczaj opłakane...
„Stosunki prawne” to spektakl bardzo oszczędny w formie – dwójka aktorów (Magdalena Engelmajer i Sławomir Głazek), stół, dwa fotele i kilka gadżetów. To na barkach artystów spoczywa ciężar przeniesienia widza to świata emocji, które przecież są w teatrze najważniejsze. Szkoda, że naprawdę dobrze zapowiadający się spektakl poprzez swoją konwencję przerysowania rzeczywistości zmusił skądinąd naprawdę dobrych aktorów do przesadnego wręcz odwracania uwagi od ubogiej scenografii. Szalenie intensywne i soczyste role być może sprawdziłyby się na wielkiej scenie znanego teatru, jednak w kameralnym gronie przesada nie jest konieczna; mając świadomość bliskości widowni można pozwolić sobie na subtelność, więcej gier i aluzji. Czasem hipnotyzujący, powolny ruch zostanie lepiej zapamiętany niż ekspresyjna, krzykliwa wypowiedź, a rzucona mimochodem uwaga ma większą siłę rażenia niż krzyk.
Sztuka „Stosunki prawne” autorstwa Szymona Turkiewicza jest ciekawa, zabawna, ale poza sposobem podejścia do tematu relacji damsko-męskich niewiele w niej powiewu nowości. Spektakl ogląda się przyjemnie, ale raczej nie zapamięta się z niego zbyt wiele, może poza tym, że czasem warto przeprowadzić z ukochanym mężczyzną „godzinę szczerości” - przetestowane, polecam!
Michalina Guzikowska
(michalina.guzikowska@dlalejdis.pl)
„Stosunki prawne”, reż. Szymon Turkiewicz, Teatr ME/ST