„Świat według Ruty” – recenzja

Recenzja książki „Świat według Ruty”.
„Tylko człowiek jest w stanie przejść przez piekło. Ruszyć z posad to, co zdawało się nie do naruszenia. Zapomnieć to, co nie powinno być zapomniane. Wybaczyć niewybaczalne.”

Ziemska wędrówka każdego z nas wypełniona jest po brzegi wydarzeniami, wspomnieniami, uczuciami, emocjami, namiętnościami. Doświadczamy zła i dobra; radości i smutku. Po częstokroć zastanawiamy się nad sensem swojego życia; nad tym „skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd idziemy”. Z nostalgią wspominamy czasy dzieciństwa; kiedy się po prostu żyło i życiem cieszyło bez zadręczania się setkami egzystencjonalnych pytań.

„Świat według Ruty” to książka mocno egzystencjonalna właśnie. Książka z pogranicza jawy i snu, marzeń i rzeczywistości, nasycona onirycznością. Już samo imię Ruta kojarzy się – przynajmniej mi – z zapachem stęchlizny ze strychu, ziołami; czymś, co zwiera w sobie jakiś nieokreślony pierwiastek magii. Ruta, potrącona przez samochód, leżąca w śpiączce doświadcza swoistego oddzielenia duszy od ciała. Właściwie nie wiadomo kiedy śpi, a kiedy śni; obrazy i doświadczenia przepływają przez jej obrzeża umysłu, zmuszając ją do przeanalizowania swojego życia. Do spojrzenia na nie inaczej. Jej monologi prowadzone są nietypowo; różnią się od reszty powieści. Dużo w nich liryzmu, oniryzmu, poetyzmu.

Niech was jednak nie zmyli tytuł, bo samej Ruty jest w książce tak naprawdę niewiele. Motywem przewodnim powieści są dzieje Ireny Podkowińskiej. Z powieści wiemy, że Irena przeszła na wcześniejszą emeryturę, ale dorabia sobie w szkółce dla dorosłych. Kobieta jest nieszczęśliwa. Tak zwyczajnie, po ludzku, do szpiku kości. Dwa miesiące temu odszedł od niej mąż, córki mają problemy, a ona sama czuje się po prostu staro i nieatrakcyjnie. Potrącenie Ruty, która wybiega na jej drogę podczas mgły, tylko dokłada bohaterce problemów. Na domiar złego po miasteczku rozchodzi się plotka, że była nauczycielka zabiła dziewczynę, co nie jest prawdą, ale takie miejscowości rządzą się przecież swoimi prawami. Dużo miejsca autorka poświęca również dziejom rodzicom Ruty, którzy w momencie wypadku są już staruszkami. Opisuje, jak się poznali, jak zakochali, jak wyglądała ich młodość, która przypadła na czasy wojny i tuż po niej.

„Świat według Ruty” to historia wielowymiarowa, pokazująca przeszłość, teraźniejszość i przyszłość z różnych perspektyw. Czytając tę powieść czułam się jakbym odgrzebywała zakurzone, pożółkłe listy ze starej komody. Taka trochę stara; łącząca światy w niezwykły kolaż; bardzo nastrojowa – w sam raz do czytania pod pierzyną przy świetle lampy naftowej.

Muszę przyznać, że historia ma w sobie „to coś”; coś niewyłapanego, nieopisywalnego, jakąś bliżej nieopisaną tajemniczość. Ma wszystko to, co powinna posiadać literatura piękna, włącznie z niesamowitą warstwą nastrojową. Jednak miejscami miałam wrażenie, że ta powieść jest trochę nie dla mnie. Trochę zbyt liryczna, trochę zbyt poetycka. Zbyt metafizyczna. Również zakończenie jest odrobinę rozczarowujące, bo tak naprawdę miałam wrażenie, że go nie ma. Uważam jednak, że osoby lubujące się w literaturę pięknej, w mickiewiczowskich balladach i goethowskim „Chwilo trwaj, jesteś tak piękna” będą nią zachwycone.

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Iwona Żytkowiak, „Świat według Ruty”, Oficynka, 2022




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat