26 grudnia widziałam na Twitterze post mówiący o tym, że oglądanie świątecznych filmów jest już zabronione. Na szczęście nie istnieje oddział policji weryfikujący, kto i do kiedy celebruje Boże Narodzenie, a pragnienie, aby pozostać w jego klimacie dłużej niż wskazuje kalendarz nikogo jeszcze do więzienia nie wpakowało. W związku z tym mogę bez obaw i jakichkolwiek wyrzutów sumienia przyznać, że siódmą książkę świąteczną z 2021 roku, czyli „Świąteczne morderstwo” Ady Moncrieff ośmieliłam się z przyjemnością przeczytać w (prawie) połowie stycznia.
Wigilia 1938 roku. W posiadłości Westbury Manor zbiera się arystokratyczna familia: lord z żoną Olivią i ich trójka dorosłych dzieci: Stephen, Lydia i Edward, jak również liczni przyjaciele rodziny, w tym również ci wyżej postawieni. Służba robi wszystko, aby zaspokoić potrzeby biesiadników, ale w bożonarodzeniowy poranek ma miejsce coś, z czym najlepszy lokaj i kucharka sobie nie poradzą. Podczas wyprowadzania na spacer psa zostaje odkryte ciało Davida Campbell-Scotta, majętnego ojca chrzestnego Lydii, który po latach spędzonych na Malajach postanowił spędzić tradycyjne brytyjskie święta z śniegiem, indykami, szaradami i suto zastawionym stołem. Czy planował zwieńczyć celebrację efektownym samobójstwem z użyciem pistoletu, czy też ktoś pomógł mu w spotkaniu ze Stwórcą?
Jak wynika z zarysu, mamy do czynienia z typową historią z wąskim i zamkniętym kręgiem podejrzanych. Udział kogoś z zewnątrz sprowadza się do jednej, naciąganej teorii o kłusownikach i raczej nie jest brany na poważnie zarówno przez czytelnika, jak i bohaterów. Rozwikłanie zagadki nie nastręcza trudności, ale to nie znaczy, że patrzenie, jak nietypowy detektyw i taksydermista w jednym do niego dochodzi nie dostarcza nam rozrywki. Wręcz przeciwnie. W ogóle grono osobowości, jakie spotykamy w Westbury Manor jest dość specyficzne i myślę, że nawet bez wątku kryminalnego nie można by się z nimi nudzić.
Jest to jedna z tych powieści, w których w zasadzie wcale nie musimy składać w całość elementów układanki, zamiast tego możemy dosłownie i w przenośni rozsiąść się wygodnie w fotelu i podziwiać, jak akcja się rozwija. Mimo iż książka jest literackim debiutem Ady Moncrieff uważam, że autorka całkiem nieźle poradziła sobie z wyważeniem elementów sensacyjnych, humorystycznych i dramatycznych, a następnie przyprawiła to wszystko staroświecką oprawą i puszczaniem oka do odbiorcy. Stylistycznie pojawiło się parę niewielkich potknięć, ale zakładam, że wynikają one z tłumaczenia, nie błędów pisarki.
Czy zgodnie z zapowiedziami jest to idealna pozycja dla wielbicieli powieści w stylu Agathy Christie? Nie mam pojęcia, bo do nich nie należę. Wiem jednak, że mi przypadła do gustu ta lekko podana mieszanka tradycji, sarkazmu i angielskiej flegmy, którą można by podsumować słowami „Owszem, ktoś nie żyje, ale przecież są święta!”.
Izabela Fidut
(izabela.fidut@dlalejdis.pl)
„Świąteczne morderstwo”, Ada Moncrieff, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań, 2021r.