„Światło ukryte w mroku” – recenzja

Recenzja książki „Światło ukryte w mroku”.
„Przemyśl dał mi dobrą edukację. Nauczył mnie, by nie dzielić ludzi wedle ich narodowości, religii ani ich poglądów politycznych.’

Przeczytanie tej książki zajęło mi chwilę. Jeden dzień. Cudowny dzień z herbatką w ręku, kiedy za oknem śnieg z deszczem i słońcem. Do pisania recenzji przymierzałam się kilka razy i… kilka razy kapitulowałam. Nie te słowa. Nie potrafię tego wyrazić. Nie mogę znaleźć odpowiednich porównań. Nie umiem oddać swoich emocji. W ogóle nie chcę ich oddawać komukolwiek.

Trzeci tydzień narodowej kwarantanny. Ludzie w większości pracują zdalnie, siedzą w swoich domach, mieszkaniach, apartamentach. Mogą wyjść na dwór na chwilę; mogą wyjść do sklepu. Niektórzy szczęściarze mają swoje ogrody. Lodówki w większości zapełnione. Gdyby nuda dawała dobitnie o sobie znać, jest Netflix, telewizja, internet i książki. A ludzie narzekają, narzekają i narzekają. „Zaraz wywalę te bachory za okno” – pisze sfrustrowana matka na jednym z forów. „A ja starego. Niech to się skończy i niech on wróci do roboty” – pisze druga, choć niespełna dwa miesiące temu utyskiwała, że mąż nie ma czasu dla rodziny. Na Facebooku powstają grupy w stylu: „Jak wytrwać ze swoją rodziną/ dziećmi w czasie epidemii”. Grupa znajomych narzeka i grozi pisaniem petycji, bo „ich swobody są ograniczane”, „bo on nie może jeździć na rowerze”, „bo ona chciałaby pospacerować”. Oczywiście jest ciężko. Ja też czasami czuję się więźniem mojego 40 – metrowego mieszkania w bloku. Też narzekam i płaczę.
Lektura „Światła ukrytego w mroku” nie zmieniła moich uczuć, ale pozwoliła mi docenić to, co obecnie mamy. Sytuacja jest bardzo trudna, ale konfrontując ją z położeniem ludzi, którzy walczyli w czasie II wojny światowej, wydaje się być... błaha? Śmieszna? Czy ktoś z nas musi współdzielić malutką przestrzeń na stryszku z dwunastoma innymi osobami? Załatwiać swoje potrzeby do wiadra? Czy ktoś z nas musi cały dzień stać na baczność, cicho oddychać i nie ruszać się, gdyż w przeciwnym razie może narazić się na śmierć? Nie. A oni musieli, choć chcieli wyjść, zobaczyć słońce i księżyc, odetchnąć świeżym powietrzem i posilić się, by nie czuć wiecznego głodu. Choć każdy z nas ma swoją historię i ktoś mógłby zarzucić mi, że porównywanie aktualnych zdarzeń z historycznymi jest niewłaściwe, to w obliczu panującej pandemii naprawdę nie sposób odciąć się od takich myśli…

Sharon Cameron w fabularyzowany sposób opowiedziała prawdziwą historię sióstr Podgórskich, które podczas wojny pomagały Żydom oraz ukrywały trzynaścioro z nich. Stefania oraz Helena Podgórskie, mimo że miały dopiero 17 i 6 lat, zostały pozostawione same sobie. Rodzice dziewcząt zostali zesłani na przymusowe roboty, a zaprzyjaźniona rodzina Diamantów (z jednym z chłopaków z tej rodziny Stefania była zaręczona) przymusowo wysiedlona do getta. Nastoletnia Stefania, robi wszystko, aby zapewnić bezpieczeństwo młodszej siostrze i pomóc Diamantom przetrwać ten ciężki czas. Kiedy okazuje się, że Niemcy chcą wymordować wszystkich Żydów, dziewczyna bez wahania udziela schronienia kilkorgu z nich, do których dołączają kolejni. I kolejni…

Wydarzenia przedstawione w książce są oparte na faktach. Autorka bardzo długo zbierała materiał, aby móc napisać tę powieść – odwiedziła Przemyśl i okoliczne miejscowości, przeprowadziła wiele rozmów ze świadkami tamtych wydarzeń, przeczytała mnóstwo książek, a nawet pamiętnik samej Stefanii. Oczywiście w całym materiale pojawiały się liczne luki, które – jak na pisarza przystało – wypełniała po swojemu, jednak w taki sposób, aby wpasowały się w całość. Efekt jest piorunujący, bo powieść czyta się doskonale. Nie miałam najmniejszych problemów z wyobrażeniem sobie ogarniętego wojną Przemyśla; domu na Tatarskiej 3; napięcia towarzyszącego bohaterom. Miałam wrażenie, że jestem cieniem, który krok w krok podąża za bohaterami; który obserwuje to wszystko, czasem zgryzając paznokcie ze strachu i niepewności, a czasem wzdychając z wyraźną ulgą. Kilkakrotnie byłam przekonana, że to już koniec; że ukrywający się na stryszku Żydzi zostaną zdemaskowani, a ich egzystencja dobiegnie końca. Całe szczęście los sprzyjał siostrom Podgórskim. Naprawdę.

„Światło ukryte w mroku” to świadectwo niezwykłego bohaterstwa. Bohaterstwa przez wielkie B. Czy ktokolwiek z nas zdecydowałby się w małej chatynce ukrywać tylu ludzi wiedząc, że grozi za to kara śmierci? Nie sądzę. A jednak w tamtych czasach wielu takich ludzi się znalazło. Jeszcze większy podziw powinien budzić fakt, że dziewczynki same były dziećmi, które potrzebowały miłości, rodzicielskiej opieki, troski. Mimo to cały czas, dzień po dniu, walczyły o swoje życie i życie innych ludzi. Stefania nigdy nie żałowała tego, co zrobiła. Do końca życia pozostała skromna; nie uważała się za nikogo wyjątkowego; nie czuła potrzeby nagłaśniania swoich czynów. „Trzynaście istnień w zestawieniu ze śmiercią jednego człowieka. Bilans był naprawdę korzystny” – rzekła kiedyś Stefania, mimo że śmierć, o której mówiła, dotyczyła jej samej.

Ja nie polecam wam tej książki. Ja wam ją każę przeczytać! Ta powieść to najlepsza lekcja miłości, empatii i dobra, w jakiej możecie uczestniczyć, nie ruszając się z kanapy. Mam nadzieję, że dzięki niej dostrzeżecie plusy obecnej sytuacji i dojdziecie do wniosku, że nie macie tak źle, jak się wam początkowo wydawało.

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Sharon Cameron, Światło ukryte w mroku, Wydawnictwo Kobiece 2020




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat