Szekspir w erotycznej odsłonie

Recenzja książki „Wieczór Trzech Króli albo Co Chcecie”.
Spektakl „Wieczór Trzech Króli albo Co Chcecie” to kipiąca erotyzmem wariacja na temat dzieła Szekspira.

Parafrazując słowa wypowiadane przez jednego z bohaterów szekspirowskiego „Wieczoru Trzech Króli albo Co Chcecie” – Błazna: „Patrzcie, co za czasy! Słowo jest tylko zamszową rękawiczką dla przenikliwego dowcipu; jak ją łatwo na złą stronę przewrócić!”, można powiedzieć, że w naszych czasach komedia w dramat się zmienia, a dowcip w cynizm i szyderstwo. Refleksja taka nasuwa się po obejrzeniu spektaklu stanowiącego pewną wariację wspomnianego dzieła, wystawianego w Teatrze Nowym im. Kazimierza Dejmka w Łodzi.

Ta lekka i zabawna komedia pomyłek, spisana na początku XVIII wieku, dostosowując się do naszych czasów, za sprawą reżyserki Katarzyny Raduszyńskiej i dramaturg Jagody Hernik Spalińskiej, straciła swą „niewinną” wymowę. Jedno wszak na przestrzeni wieków pozostało niezmienne – wciąż pragniemy miłości, ale chyba współcześnie (takie przesłanie wyłania się z omawianego przedstawienia) niewiele ma ona wspólnego z romantycznym uniesieniem. Trzy wieki później, miłość zdaje się mieć wyłącznie wymiar fizyczny. Seksualność stała się dla nas czymś tak naturalnym, jak oddychanie. Wszelkie wartości już dawno zostały strącone z piedestału, a czym jest tabu trzeba by sprawdzić w słowniku, bo w praktyce stanowi ono jedynie anachronizm. W przeciwieństwie do pierwowzoru, tutaj nie ma happy endu.

Szekspir, pisząc ten utwór, w równym stopniu poświęcił uwagę kobietom, jak i mężczyznom. Reżyserka spektaklu zaś przechyliła wagę w stronę tzw. płci brzydkiej, unaoczniając jej prawdziwą urodę. Po obejrzeniu spektaklu, większość zapewne nie będzie miała wątpliwości, kogo naprawdę należy uznać za płeć piękną (osobiście od dawna nie miałam co do tego żadnych złudzeń). Każdy bowiem z występujących aktorów wydawał się interesujący i atrakcyjny, ale prym wiódł tu zdecydowanie Mateusz Janicki. To jemu przypadła w udziale główna rola – Sebastiana. W pierwowzorze, postać ta mimo, że wiodąca, w moim odczuciu wydaje się trochę bezbarwna. Natomiast Mateusz Janicki kradnie niemal przedstawienie innym aktorom, których trud włożony w rolę, uwidacznia się, dopiero kiedy opadnie oszołomienie wywołane jego nieprzyzwoitym wręcz seksapilem i perfekcyjną urodą, przywodzącą na myśl antycznego boga.       

Na laury zasłużył Sławomir Sulej, który wspaniale wcielił się w Sir Tobiasza Czkawkę, stryja Oliwii (Mirosława Olbińska) – wodzireja tej szalonej inscenizacji. Znakomicie oddał swoją rolę także Michał Bieliński. Dla osób odwiedzających Teatr Nowy w Łodzi, nie stanowi to zaskoczenia. Obdarzony ogromnym talentem aktor każdą postać przedstawia w sposób tak autentyczny i fascynujący, że na długo pozostaje w pamięci. Podobnie rzecz się ma z jego interpretacją naszkicowanego przez Szekspira Sir Andrzeja Czerwonogębskiego.

Chociaż przez większą część spektaklu Mateusz Janicki przyciąga wzrok widzów, hipnotyzując ich swoją doskonałą fizis, to jednak największe brawa należą się Michałowi Krukowi. Po mistrzowsku ukazał chorującego „na miłość własną” Malwolia, za którą przyjdzie mu słono zapłacić. Wplątany w okrutną intrygę przez subretkę Marię, upokorzony, oszpecony, poniżony, pomówiony o obłęd Malwolio zostaje zamknięty „w ciemnicy” – i w tych zwłaszcza scenach mogliśmy podziwiać nie tylko niezwykłą odwagę całkowicie nagiego młodego, przystojnego aktora, ale i jego godny pozazdroszczenia kunszt aktorski.    

Wracając jeszcze do przekładu utworu Szekspira dokonanego przez twórców (właściwie to twórczynie) spektaklu, to nie sposób pominąć perypetii Antonia (świetny Przemysław Dąbrowski) ukazanego przez pryzmat uczucia, jakim darzył Sebastiana. Jego wyznanie: „Jeśli nie chcesz mnie zamordować za moją miłość, pozwól mi twoim być sługą”, w przedstawieniu bynajmniej nie nosi znamion platonicznego uczucia, ani tym bardziej po prostu przyjacielskiego. Zresztą może i słusznie, bo w jaki sposób interpretować skreślone przez Szekspira słowa Antonia skierowane do Sebastiana: „Po twem oddaleniu, nie miałem chwili spokoju, bo żądza, ostra jak sztylet, gnała mnie za tobą”? Abstrahując jednak od powyższych dywagacji, to nie ulega wątpliwości, że w spektaklu ta namiętność dla nieszczęsnego Antonia okazuje się zgubna, w przeciwieństwie jednak do oryginału.

Warto obejrzeć spektaklWieczór Trzech Króli albo Co Chcecie”, bo stanowi on niepowtarzalną okazję ujrzenia szekspirowskiego, delikatnego chciałoby się powiedzieć, świata w brutalnych realiach XXI wieku. Z jednej strony, to dobrze, że teatr idąc z duchem czasu, nie odstaje od współczesnych kanonów, ale z drugiej strony żal mi, że chociaż odrobina tej subtelności, jaką można wyczytać u Szekspira, nie przetrwała. Czy naprawdę dzisiaj romantyzm przeszedł do lamusa, miłość ma jedynie wymiar cielesny, a człowiek nastawiony jest tylko na to, by pieprzyć wszystko i wszystkich? Wolałabym myśleć, że nie...

Niewątpliwym atutem spektaklu jest wspaniała muzyka, za co oklaski należą się Dominikowi Strycharskiemu. Potęguje ona panującą na deskach Teatru Nowego w Łodzi atmosferę erotyzmu, wyuzdania, perwersji i obezwładniającego testosteronu. W połączeniu z intrygującą grą aktorską, udowadniając nam, że mężczyźni to zdecydowanie płeć piękna. „Bo jakże łatwo pięknej jest obłudzie w woskowem sercu kobiet piętno wybić! To wina naszej słabości, nie nasza”.

Jowita Kubiak
(jowita.kubiak@dlalejdis.pl)

„Wieczór Trzech Króli albo Co Chcecie”, reż. Katarzyna Raduszyńska, Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat