„Tekst” - recenzja

Recenzja książki „Tekst”.
Autor od brutalnej, postapokaliptycznej fikcji pełnej mutantów i ołowiu opowie nam o nas, świecie oraz o niebezpieczeństwach, jakie niosą technologie związane z informacjami.

Odkąd przeczytałam „Metro 2033”, zakochałam się w autorze i zaczęłam odkrywać uniwersum wychodzące poza książkę, a więc też gry komputerowe. Inne propozycje autora również mnie ciekawiły, ale niestety, aż takiego wrażenia nie wywierały. Może dlatego, że „Metro” miało klimat za bardzo w moim stylu, inne pozycje – niekoniecznie, stąd po ten tytuł sięgnęłam dopiero wraz z pojawieniem się wznowionego wydania.

Smartfon stał się kopią zapasową duszy. Backupem życia. Ktoś, kto zdobędzie czyjś telefon, będzie mógł z łatwością przejąć jego osobowość tak, że nikt niczego nie zauważy. Wizja przyszłości zarysowana przez Glukhovskiego jest bliska rzeczywistości. Przenosi on w realia zimnej (dosłownie i w przenośni) Moskwy. To opowieść o starciu pokoleń, niemożliwej miłości i niesprawiedliwej karze łącząca thriller, kryminał, noir i dramat.

Od samego początku dobrze czuć nieco przytłaczający klimat, jaki autor zbudował, przedstawiając świat przerażająco zbliżony do prawdziwego. Pokazał Rosję od środka, od ludzkiej strony na tyle, że miałam wrażenie, iż przedstawiona historia mogłaby w pewnym sensie dotknąć każdego z nas.

Do niemal depresyjnego chwilami nastroju przyłożył się też świetnie wykreowany główny bohater, Ilja. Zwykły człowiek, na którego głowę spadł ogrom problemów, okazał się złożony. Wraz z kolejnymi stronami łatwo coraz bardziej analizować jego jak i otoczenie, a także… współczuć mu. „Tekst”, podobnie jak bohater, wywołuje wiele emocji. Postacie wydają się żywe, a liczne dialogi stanowią charakterystykę pośrednią, nie zaś fragmenty „do przelatywania wzrokiem”. Wszystko tworzy jedność, w której łatwo szybko utonąć.

Fabuła wciąga i intryguje, a jednocześnie trochę straszy. Nie elementami horroru, a realizmem. Glukhovsky dał wiele do myślenia, subtelnie wprowadzając kwestie danych i informacji, jakie o sobie zostawiamy w sieci. W książce pełno było niemal filozoficznych wątków o tym, kim jesteśmy, jaki obraz siebie „puszczamy w świat”. Oczywiście nie zabrakło akcji i dynamiki, jednak powieść nie jest nimi w żaden sposób przeładowana. Podobnie jak ilość wulgaryzmów, którą pisarz doskonale wyważył. Są tylko uzasadnione i podkreślające zasadnicze pytania.

A tych po przeczytaniu zostaje sporo. Dokąd zmierzamy? Co w nas siedzi? Co my z tym robimy? Glukhovsky od siebie dał sporo gorzkich sugestii, nie postawił odpowiedzi wprost. „Tekst” uważam za ambitną, nowatorską książkę, która wciąga i odważnie podaje w wątpliwość poczucie bezpieczeństwa czy pozytywy związane ze smartfonami i im podobnymi nowinkami. Nie ma jednak niczego wspólnego z nudnymi rozważaniami, bo dzieje się w niej sporo. Uważam, że jest warta przeczytania zarówno przez oddanych fanów „Metra”, jak i tych, których miałoby to być pierwsze spotkanie z autorem. Choć nie najnowsza, wciąż jest aktualna. Może nawet prorocza?

Kinga Żukowska
(kinga.zukowska@dlalejdis.pl)

Dmitry Glukhovsky, „Tekst”, Wydawnictwo Insignis, 2021.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat