„Trędowata” – recenzja

Recenzja książki „Trędowata”.
Młodopolska powieść dla kucht czy perła polskiego romansu?

Rok 1909. Świat szykuje się do wojny, ale jeszcze o tym nie wie. Polska, choć pod zaborami, coraz pewniej wychyla się spod buta swoich ciemiężców. Ideały pozytywistycznej pracy u podstaw oraz pracy organicznej ścierają się z nowymi prądami umysłowymi nawiązującymi do tradycji romantycznych. Nadchodzi czas Młodej Polski.

Literacki pejzaż tamtego czasu wygląda naprawdę imponująco. Tworzy jeszcze pozytywistyczny Henryk Sienkiewicz, ale dołączają do niego dwaj mocni gracze – Stefan Żeromski oraz Władysław Reymont. Debiutują Maria Rodziewiczówna, Gabriela Zapolska, Stanisław Wyspiański, a na szczyty poetyckich możliwości wznosi się Kazimierz Przerwa – Tetmajer czy Jan Kasprowicz. Same wielkie nazwiska, nieprawdaż? I właśnie wtedy na literackiej scenie młodopolskiej pojawia się Helena Mniszek ze swoją powieścią „Trędowata”. Miłosne dzieje Stefci i Waldemara zostają bardzo pozytywnie przyjęte nie tylko przez zwykłych czytelników, ale i przez innych literatów oraz krytyków.

Ogromny sukces czytelniczy powieści spowodował, że w artystycznym światku zawrzało, a na książkę wylała się fala krytyki; przypięto jej również – moim zdaniem niesłusznie – łatkę „powieści dla kucharek”. Czy tak jest? Nie do końca. Czytając „Trędowatą”, po raz kolejny zresztą, znów odniosłam wrażenie, że książka ta balansuje na granicy literatury - którą w tamtym czasie uważano za wysoką – oraz tej, którą uważano za popularną. Mniszkówna doskonale połączyła bowiem sentymentalny melodramatyzm i językowy ceremoniał, dodając do tego (na co mało kto zwracał uwagę) idee odchodzącego w zapomnienie pozytywizmu (praca jest chlubą, mezalians). Warto dodać, że główną bohaterką uczyniła mądrą, pracowitą i rozsądną zubożałą szlachciankę, postać „z ludu”, z którą mogło się utożsamić wiele kobiet, którym od niedawna pozwolono na edukację i przekroczenie dawnych barier społecznych.

O czym jest najsłynniejszy polski romans, chyba wie każdy. Nie wiem, czy uchował się ktoś, kto nie czytałby tej książki lub nie oglądał filmu na jej motywach (dodam, że można zobaczyć go w każde święta na którymś z telewizyjnych kanałów obok „Znachora” i „Nocy i Dni”). „Trędowata” opisuje historię uczucia pomiędzy zubożałą szlachcianką Stefcią Rudecką a rozpieszczonym magnatem Waldemarem Michorowskim. To opowieść o uczuciu zakazanym; uczuciu podeptanym przez przesądy fanatycznych arystokratów; uczuciu , które z czasem przynosi więcej bolączek aniżeli radości. Mogłoby się wydawać, że to nic specjalnego, ot niefortunna miłość, która nigdy nie powinna się wydarzyć. Mniszkówna wykorzystała znane schematy i czytelnicze przyzwyczajenia. Zbudowała naprawdę potężną historię miłosną, ale aby ta nie zionęła nudą, okrasiła ją przeróżnymi intrygami zakłócającymi szczęśliwe życie bohaterów. Oczywiście zakochana para pokonuje wszystkie przeszkody i ma stanąć na ślubnym kobiercu, więc czytelnik, pełen napięcia, czeka na pomyślny finał i…. zawodzi się, gdyż tytułowa bohaterka umiera tuż przed planowanym zamążpójściem. Wielu czytelników musiało czuć swego rodzaju niedowierzanie; niedosyt, gdyż było tak blisko, a „się nie udało”.

Choć od premiery „Trędowatej” minęło już ponad sto lat, a świat w sferze stosunków międzyludzkich bardzo się zmienił, to czyta się ją nadal… wspaniale. Naprawdę. Zauroczenie, uczucia rodzące się między bohaterami, gra miłosnych słówek i półsłówek wręcz sączy się z kolejnych stron i nie pozwala na to, aby odłożyć tę książkę choćby na chwilę. I mimo że nie znajdziemy tu nagości, erotycznych i wyuzdanych scen, wulgarnych słów to… marzymy, aby być na miejscu Stefci; aby doświadczyć miłości pięknej, nieskalanej, czystej, pachnącej kwiatami. Aby móc w swoim życiu cieszyć się uczuciem idealnym, aby kochać mocno i wiernie aż do śmierci.

Chociaż z wykształcenia jestem literaturoznawcą i zdaję sobie sprawę, że powieść Heleny Mniszek jest strasznie tendencyjna, schematyczna i jednowymiarowa, bohaterowie czarno -biali, uczucie wyolbrzymione, a język miejscami wręcz udziwniony, to i tak nie psuje to w żaden sposób najzwyklejszej radości z czytania.

Uważam, że „Trędowata” to klasyk, który trzeba przeczytać tak jak „Lalkę”, „Quo Vadis” czy „Chłopów”. W dzisiejszym literackim świecie, gdzie króluje szybka akcja, nagłe zwroty akcji, erotyzm i napięcie, dobrze jest się czasem wyciszyć, oderwać od rzeczywistości i pozwolić się nieść kolejnym słowom…

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Helena Mniszkówna, „Trędowata”, Wydawnictwo MG, Warszawa, 2021.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat