Tu jeszcze nie raj – wywiad z Aliną Krzywiec

Wywiad z Aliną Krzywiec, autorką książki "Tu jeszcze nie raj".
O stawianiu na jedną kartę i słuchaniu siebie, o obserwowaniu rzeczywistości i jej opisywaniu, a przede wszystkim o najnowszej powieści w rozmowie z pisarką Aliną Krzywiec.

A.P.: Pani Alino z wykształcenia jest Pani socjologiem, ukończyła Pani również kilka kursów pisania. Co było pierwsze: studia, czy pisanie?
A.K.: Dużo pisałam w dzieciństwie i wczesnej młodości, w trakcie studiów zajęłam się przede wszystkim nauką, ponieważ bardzo lubię się uczyć. Tuż po studiach rozpoczęłam pracę w agencji fotograficznej, w której po kilku latach awansowałam na kierownicze stanowisko. Zrobiłam wtedy dwa kierunki studiów podyplomowych, ale nie miałam zupełnie czasu na pisanie, co coraz mocniej mnie uwierało. Przełomem okazała się ciąża i narodziny pierwszego dziecka. Obserwowałam jak szybko rośnie moja córeczka, co uzmysłowiło mi też, jak ulotny jest dany nam czas. Postanowiłam wówczas postawić w życiu na to, co daje mi najwięcej satysfakcji, czyli pisanie. Jako prawdziwa kujonka, jeszcze z małym dzieckiem u piersi zapisałam się na roczny kurs pisania, ale może było warto, bo kolejne już wygrałam w literackich konkursach.

A.P.: Lubię pytać o to autorów. Jest pani pisarką, a czy też czytelniczką? Jeżeli tak to, jaki rodzaj literatury Pani preferuje?
A.K.: Bardzo chętnie czytam, staram się być na bieżąco z nowościami czytelniczymi, z literatury pięknej najbardziej interesują mnie powieści obyczajowe, poruszające tematykę psychologiczną. Sięgam zazwyczaj po książki, z których czegoś mogę dowiedzieć się o człowieku; tło, miejsce, w którym toczy się akcja, otoczenie, to zazwyczaj nie ma istotnego znaczenia, chyba że mówimy o autorach z egzotycznych kultur, wówczas niewątpliwie stanowi ciekawe urozmaicenie. Dla mnie liczy się jednak przede wszystkim wiarygodne przedstawienie sytuacji psychologicznej, w jakiej znaleźli się bohaterowie i interakcje między nimi. Jestem w stanie wyobrazić sobie pasjonującą książkę, której cała akcja dzieje się z zaciętej windzie. Kluczowe jest, kto w niej utknął. Kiedy chcę pogłębić swoją wiedzę o świecie sięgam po literaturę faktu i wywiady.

A.P.: W wywiadzie z Panią czytałam, że najpierw wymyśla Pani bohaterkę swojej książki, następnie buduje wokół niej cały jej literacki świat i całą historię. Czym się Pani przy tym inspiruje? Kiedy podczas tworzenia pojawia się moment, że wie Pani, że to to?
A.K.: To trudne pytanie, bo nawet jeśli wydaje mi się podczas pisania, że wszystko jest świetnie, koncepcja działa, konstrukcja bohaterki jest perfekcyjna, za chwilę pojawia się mnóstwo wątpliwości, więc całkowitej pewności nie mam nigdy. Pierwszym momentem, kiedy czuję, że stworzyłam osobę, a nie papierową postać, jest nadanie jej imienia. Ktoś, kto ma imię, zaczyna istnieć. Nie do każdego pasuje dane imię, ono już niesie ze sobą jakieś znaczenie, aurę, atmosferę. Wiem już na tym etapie z grubsza, jaka ta bohaterka powinna być, co chce osiągnąć, na czym jej zależy, i kiedy mnie to pochłania, kiedy się z nią w myślach mocuję, już wiem, że nie jest źle. Czerpię oczywiście z własnych doświadczeń, ale przede wszystkim czytam dużo literatury fachowej, to naprawdę pomaga, bo przecież jedna osoba, autorka, nie może ogarnąć osobistym doświadczeniem tak wielu typów ludzkich, w które się wciela.

A.P: Pod koniec 2013 roku zadebiutowała Pani na rynku wydawniczym powieścią pt. „Długa zima w N.”. Jej główna bohaterka Maria należy chyba do takiego rodzaju kobiet, których inne kobiety nie chciałyby spotykać na swojej drodze. I tu myślę, trochę przełamała Pani stereotyp głównej bohaterki, kobiety dobrej, takiej, którą się lubi od pierwszych kilku stron powieści. Dlaczego?
A.K.: Jestem trochę przekorna, wiem, że wystawiam moje czytelniczki na poważną próbę i że wiele z nich bohaterkę odrzuca. Może bierze się to z moich czytelniczych fascynacji? Podobno pierwszą książkę pisze się „swoim mistrzem”. Moją ulubioną autorką w tym czasie, kiedy tworzyłam historię Marii B. była Elfriede Jelinek. Jej książki czytałam nieustannie, a jednocześnie bardzo długo nie byłam w stanie lektury dokończyć, bo co chwilę musiałam robić przerwę, tak silnie na mnie oddziaływała. Czułam się czasem zdegustowana, często się wściekałam. Bardzo tę autorkę podziwiam za to, że dała sobie prawo do absolutnej wolności twórczej, przełamywania wszelkich tabu. Jest takie powiedzenie, że prawdziwe życie zaczyna się poza strefą twojego komfortu i pisząc o Marii B. chciałam osiągnąć podobny efekt. Pokazać kogoś tak wyrazistego, żeby czytelnikiem wstrząsnął. To, jakie postać literacka wyzwala w nas emocje, mówi przecież wiele o nas samych.

A.P.: Z kolei Marta, której historię opisuje Pani w „Kolebka: teraz, kiedyś, później” to dziewczyna skomplikowana, o ciężkiej przeszłości. Życie jej nie oszczędziło i postawiło przed nią nie lada wyzwania.
A.K.: Marta jest ofiarą wojennej zawieruchy, a raczej tego, jak duże piętno wydarzenia sprzed lat wywarły na jej dziadkach, szczególnie babci. Warunki, w jakich była wychowywana, musiały Martę naznaczyć. Przejawia się to m.in. jej brakiem zdecydowania, dużym dystansem wobec świata, brakiem zaufania. Ma przy tym wiele cech, które lubię, na przykład świetne poczucie humoru, na granicy ironii i sarkazmu. Głównym wyzwaniem, które – nieco opornie – podejmuje Marta, jest rozwikłanie przeszłości jej rodziny, dopiero wtedy dojrzewa do tego, by żyć własnym życiem i budować własną rodzinę. Mamy więc do czynienia z typową powieścią o dojrzewaniu.

A.P.: Marta pochodzi z Dolnego Śląska, po czym przenosi się do Warszawy. To podobnie jak Pani. Jest dużo Aliny Krzywiec w jej książkowych bohaterkach?
A.K.: To nas rzeczywiście z Martą łączy, nie ukrywam, że budując Stary Zamek czerpałam pamięcią z miasta na Dolnym Śląsku, z którego pochodzę. Miałam szczęście wychowywać się w ładnie położonym miejscu, wśród stawów, łąk, lasów, strumieni. Skakałam po drzewach jak wiewiórka. Żal byłoby nie wykorzystać takich wspomnień. Na ogół jednak staram się budować bohaterki w oderwaniu od własnych cech. Niektórzy bliscy wręcz twierdzą, że fakt, że w książkach za mało się odsłaniam, za mało piszę o sobie, czyni moją prozę mniej emocjonalną, choć świetnie wymyśloną pod względem fabuły, czy bohaterów.

A.P.: Przeprowadzając się do Warszawy odczuła Pani dużą zmianę?
A.K.: Prawdę mówiąc, to był szok na wielu poziomach. Po pierwsze, związany z przystosowaniem się do życia w dużym mieście, ogarnięciem komunikacji miejskiej, hałasu, tłumu. Po drugie – jako laureatka olimpiady polonistycznej miałam wolny wstęp na studia, zdecydowałam się na innowacyjny wówczas tryb studiowania – w ramach Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Samodzielnie dobierałam sobie zajęcia na różnych kierunkach, uczęszczałam na wykłady ciągle z innymi ludźmi, ciężko było mi funkcjonować w grupie rówieśniczej, bo biegałam między wydziałami i nieustannie byłam „tą z MISH-u”. Dodatkowo, dość wcześnie zaczęłam zarabiać, usamodzielnienie finansowe to chyba największa zmiana dla dziewiętnastolatki.

A.P.: Niedawno ukazała się Pani trzecia książka pt. „Tu jeszcze nie raj”. To można powiedzieć opowieść o tym, że sporo prawdy jest w powiedzeniu, że „nie znasz dnia ani godziny”. Dziś jest dobrze, jesteśmy szczęśliwe, zdrowe, a jutro no cóż jutro może powodować, że tylko nam się tak wydawało.
A.K.: Mnie się wydaje, że poza wyjątkowymi sytuacjami typu „cegła z dachu”, niewiele rzeczy dzieje się z dnia na dzień. Ludzie raczej mają tendencję przymykania oczu na kryzys w związku i potem z oburzeniem lamentują „jak on mógł mi to zrobić, jak ona mogła tak postąpić, byliśmy przecież tak zgodną parą”. Tymczasem stosunki między ludźmi psują się latami, małżonkowie się od siebie oddalają, przestają się nawzajem słuchać, widzieć, rozumieć. Eryka była skrajnym przypadkiem osoby, która sama się oszukuje, bo ona już weszła w małżeństwo z cichą nadzieją, że pozwoli jej ono zatuszować pewne błędy z młodości, że wybieli jej sumienie, stanie się bezpieczną przystanią, jeśli tylko ona sama będzie przestrzegać rygorystycznego kodeksu moralnego. Bardzo możliwe, że by do tego doszło, dalej by w tym oszustwie trwała, gdyby nie problem niepłodności, jaki dotknął tę parę i uwypuklił te różnice światopoglądowe.

A.P.: Pani Alino, komu poleciłaby Pani „Tu jeszcze nie raj”?
A.K.: Nie pisałam tej książki pod żadną grupę, z żadną tezą, sądzę, że powieść może wydać się ciekawa osobom, które interesują się aktualnymi sprawami społecznymi i psychologią, relacjami w związku.

A.P.: Wiem, że jest Pani na etapie pisania kolejnej powieści, może uchyli Pani trochę rąbka tajemnicy, czego czytelnicy będą mogli się spodziewać?
A.K.: Zauważyłam, że kiedy opowiem o książce, którą piszę, czar pryska i zaklinanie literek zmienia się w wyrabianie codziennej normy. Mam więc nadzieję, że będziemy mogły porozmawiać o kolejnej książce, ale dopiero po tym, gdy już powstanie.

Rozmawiała Anna Pytel
(anna.pytel@dlalejdis.pl)

Fot. Materiały prasowe




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat