Dziś zdrada małżeńska nie oburza tak, jak dawniej. Owszem w dalszym ciągu jest bolesna i bardzo upokarzająca, ale jest akceptowalna w społeczeństwie i nie niesie za sobą katastrofalnych następstw. W czasach, w których rozgrywa się akcja powieści "Tulipanowa gorączka" romans wykluczał z towarzystwa, hańbił kobietę w oczach rodziny i sąsiadów, a mężczyzn skazywał na ośmieszenie.
Sophia to młoda kobieta, która ze względów ekonomicznych musi żyć w małżeństwie z dużo starszym mężczyzną. Ich związek nie jest udany. Prawdziwego uczucia kobieta doznaje z rąk artysty, który maluje ich rodzinny portret. Chwila spełnienia przyniesie nieoczekiwane, tragiczne skutki.
Sophia to młodziutka niedoświadczona żona i gospodyni. Całkowicie podporządkowuje się swojej roli, jest wycofana i obojętna. Jedynie w towarzystwie równie młodej służącej otwiera się, odżywa. Po małżeństwie i mężu nie oczekuje zbyt wiele, bo nie zna prawdziwej miłości i nie zaznała słodkiego uczucia spełnienia. Dopiero malarz, Jan van Loos, czyni z niej kobietę z krwi i kości. Jej szczęście nie trwa długo. Obawa przed skandalem i konsekwencjami jest zbyt wielka. Jednak los już wystawił jej rachunek...
Siedemnastowieczny Amsterdam najbardziej kojarzy się z rozwojem, ekspansją malarstwa i tulipomanią, która doprowadziła do ekstazy i spektakularnego upadku pospolitych, jak i bardzo zamożnych Holendrów. Tytuł, a także blurb wskazuje, że Deborah Moggach przybliży tę niesamowitą historię sprzed wieków. Po prawdzie, tylko dlatego sięgnęłam po tę książkę. Niestety, zawiodłam się. Dla mnie jedna transakcja, jeden epizod i kilka ogólników to za mało żeby zaspokoić ciekawość.
Również temat malarstwa nie usatysfakcjonował mnie w pełni. Liczyłam na drugą "Dziewczynę z perłą", a otrzymałam trywialny romans, brak konsekwencji oraz nieumiejętność udźwignięcia ciężaru swojej decyzji.
Przedstawiony zarys fabuły mógłby wskazywać na emocjonalną i poruszającą historię. No właśnie, mógłby. Dla mnie albo wszystkiego jest za mało albo brzmi mało wiarygodnie. Bohaterowie byli mi obojętni, ich losy śledziłam z obowiązku, a nie przyjemności. Kolejne wydarzenia, choć skandaliczne na tamte czasy, przyjmowałam ze znużeniem i zdziwieniem naiwności niektórych zachowań.
"Tulipanowa gorączka" nie była dla mnie udaną lekturą. Trudny początek, długie opisy, cytaty z klasyków, a do tego banalna, miałka historia nie robi piorunującego wrażenia. Wręcz przeciwnie, tuż po przeczytaniu mam ochotę o niej zapomnieć.
Aleksandra Jesiołowska
(aleksandra.jesiolowska@dlalejdis.pl)
"Tulipanowa gorączka" Deborah Moggach, tł. Maja Justyna, wyd. III, Rebis, Poznań 2016