„Układy prawie idealne” – recenzja

Recenzja książki „Układy prawie idealne”.
Beata Kiecana, której książkę przyszło mi recenzować, musi być niezwykle pewną siebie autorką. Dlaczego?

Tworząc tak humorystyczną, radosną, a zarazem kontrowersyjną książkę, musi liczyć się z szeroką krytyką. Ja, jako recenzent i osoba prywatna, jestem bardzo tolerancyjna, wyrozumiała i w zasadzie nic mi do życia innych ludzi. Do książki początkowo podchodziłam bardzo emocjonalnie, stawiając sobie pytania „jak tak można?”. Potem przypomniałam sobie, że do ideału mi daleko i nabrałam dystansu. Dużo lepiej czyta się tę książkę, nie zwracając uwagi na autentyczność. Ja niejednokrotnie chciałam potrząsnąć bohaterkami i dać im cudowne rady. Wiele rzeczy było dla mnie nie do pomyślenia. Pomogło mi zrozumienie, że ta książka to nie dokument, czy historia oparta na faktach. Nawet, jeżeli tak jest, nigdzie nie ma o tym wzmianki. Cała kontrowersja polega na życiu dwóch samotnych matek, które nie szczędzą sobie rozrywek. Tradycjonaliści i konserwatyści na pewno mieliby do powiedzenia wiele. Książka ukazuje pogmatwane życie kobiet po trzydziestce, które łączy przyjacielska więź. Podobne historie, miejsce zamieszkania i dzieci – to wszystko elementy łączące życie obu pań. Trudna sytuacja finansowa, beztroskie spędzanie wolnego czasu i do niczego nienadający się byli mężowie. Pogmatwane relacje tworzą całą historię tej książki. Dużo alkoholu, imprez, kaca i randek. Nic z tego jednak, nie zaowocowało lepszą przyszłością kobiet. Książkę czyta się dobrze, ponieważ głównie opiera się na dialogach. Pisana jest językiem aż nadto prostym. Jeżeli chodzi o stylistykę i o elementy czysto techniczne, nie ma tu pięknych czy złożonych zdań. Nie ma opisów przyrody, czy górnolotnych morałów. Książka jest bardzo prosta, podobnie jak bohaterowie w niej występujący. Nie jest to oczywiście obrazą z mojej strony, ale tylko stwierdzeniem faktu. Długi, alkohol, trudna przeszłość, a jednak normalne kobiety, wychowujące swoje dzieci. Brzmi zakrawająco na patologię, ale czytając tę lekturę, nie odnosi się takiego wrażenia. Bardziej przypomina to pogubione i zrezygnowane kobiety. Czy warto przeczytać książkę Pani Beaty? Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Powinna być dedykowana osobom z dużym poczuciem humoru i dystansem. Najlepiej dla zabicia czasu. Chyba nigdy nie czytałam tak frywolnej, luźnej i bezpośredniej książki. Za to szanuję autorkę, ponieważ zdaję sobie sprawę z utożsamiania historii z autorem. Nie wiem czy to dzieło otworzy jej nowe drogi, czy raczej zamknie. To zależy głównie od czytelników, których opinię chciałabym poznać. W początkowym zamyśle chciałam skrytykować tę książkę i w zasadzie odradzić jej czytanie. Teraz, po zakończeniu i podsumowaniu sądzę, że bohaterki to fajne babki. W każdym razie nie jest to nic przełomowego, będącego obowiązkową pozycją tej wiosny.

Kolokwialnie mówiąc, książka była dla mnie takim „odmóżdżeniem”. Odetchnięcie od codziennych spraw, obowiązków. Zdałam sobie też sprawę z tego, jak łatwo kogoś ocenić, nie znając sytuacji. Ważnym aspektem jest też to, że historie dwóch bohaterek poprawiają humor. Język banalny, postacie proste, a wszystko dosyć kontrowersyjne. Książka dedykowana osobom z dystansem, poczuciem humoru i wewnętrznym luzem. Nie wyszło mi negowanie autorki za jej dzieło, ale chwalić nad wyraz też się nie udało. Stąd wniosek, że książka jest pozycją neutralną.

Paula Purgał
(paula.purgal@dlalejdis.pl)

Beata Kiecana, Układy prawie idealne, Novae Res, Gdynia 2016




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat