„W zamknięciu” – recenzja

Recenzja książki „W zamknięciu”.
Chcesz wiedzieć jak wygląda strach? Poznaj Ellie.

W tym roku mam szczęście do naprawdę udanych debiutów. Najpierw przeczytałam fenomenalne „Grzechy mojej siostry” Olgi Kruk, potem „Kiedy spałaś” Liz Lawler, a teraz skończyłam właśnie „W zamknięciu”. Po lekturze nie mogłam uwierzyć, że powieść jest debiutem autorki. I choć cała intryga została skonstruowana wprost mistrzowsko – bez żadnych luk fabularnych, bez efektu w stylu deus ex machina i bez przewidywalnego w połowie zakończenia – nic tego nie zapowiadało.

Lektura zaczyna się dość tajemniczo. Ellie Power to 19 – letnia nastolatka, która mieszka razem ze swoją matką. Łączy je ze sobą głęboka więź oparta na bezgranicznym zaufaniu. I choć jej życie wygląda zwyczajnie – Ellie jest wszakże młoda, ładna, ma oparcie w swojej matce i chłopaku – to są tylko pozory. Kiedy zapada zmrok, dziewczyna ze spokojnej i miłej nastolatki, niczym wilkołak, przeistacza się w agresywną i nieprzewidywalną furiatkę. Matka, aby zapewnić bezpieczeństwo i sobie, i jej musi chować wszystkie ostre rzeczy i zamykać Ellie w pokoju na klucz. Straszne, nieprawdaż? Za zachowaniem dziewczyny stoi dysocjacja, czyli poczucie oddzielenia się od rzeczywistości. W podręcznikach choroba ta opisywana jest jako „utrata prawidłowej integracji między wspomnieniami przeszłości, poczuciem własnej tożsamości, bezpośrednimi wrażeniami i kontrolą dowolnych ruchów ciała”. Straszne, nieprawdaż?

Pewnego dnia Ellie budzi się i odkrywa, że zamek w jej drzwiach został wyrwany, w kącie leżą ubłocone ubrana, a ona sama ma mnóstwo siniaków i zadrapań. Dziewczyna nic nie pamięta i jest przekonana, że po raz kolejny stała się ofiarą swojej choroby. Niepokój związany z jej nocnym „atakiem” staje się jeszcze większy, gdy okazuje się, że jej chłopak, Matt, zginął bez śladu…

Przez kilka pierwszych rozdziałów, mówiąc brzydko, ledwo przebrnęłam. Autorka przedstawiała wszystko aż nazbyt drobiazgowo; akcja wlokła się niemiłosiernie i pomiędzy rozmyślaniami Ellie a poszukiwaniami Matta tak naprawdę nic się nie działo. Byłam już bliska odłożenia książki, ale postanowiłam nie zrażać się początkowymi trudnościami i czytać dalej. I bardzo dobrze zrobiłam, bo resztę wchłonęłam jak gąbka. A nie zajęło mi to nawet jednego dnia.

Uważam, że „W zamknięciu”, mimo fatalnego początku, to jedna z lepszych książek tego gatunku, gdyż misternie uknuta intryga i zaskakujące zakończenie rekompensują absolutnie wszystko. Autorka fantastycznie wykreowała swoich bohaterów i widać, że musiała włożyć w powieść mnóstwo pracy i energii. Rozdziały prowadzone przez Ellie i policjanta Mae doskonale się uzupełniają, a zapiski z sesji psychologicznych dziewczyny dodają powieści dodatkowego „smaczku”.

„W zamknięciu” spełniło moje czytelnicze oczekiwania. Po przeczytaniu tej powieści czułam się jak po dobrym obiedzie – szczęśliwa i z ogromną ochotą na deserek (czyli, w tym wypadku, na kolejną książkę). Ciężko powiedzieć mi o czym jest ta książka, nie zdradzając zbyt wiele z fabuły. Na pewno o toksycznych relacjach oraz o destrukcyjnej sile miłości. Powieść pokazuje też, jak wiele może zrobić człowiek, który chce za wszelką cenę zamaskować swoje kłamstwo. Polecam ją z czystego serca. Na mnie debiut Kate Simants wywarł ogromne wrażenie!

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Kate Simants, „W zamknięciu”, Muza, 2021




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat