„W samą porę” – recenzja

Recenzja książki „W samą porę”.
Bajka dla dużych dziewczynek – to sformułowanie idealnie pasuje do najnowszej książki Katarzyny Busłowskiej. Czyli jest to idealna lektura na lato.

Karolina jest młoda, piękna i bogata, pracuje na pełnych obrotach, by na stałe zapewnić sobie miejsce w świecie lokalnego biznesu. Choć ma dopiero 31 lat, z jej zdaniem liczą się wszyscy, szczególnie ci, których los zależy od jej decyzji. Wolne chwile spędza w swoim pięknym domu na przedmieściach lub w gronie przyjaciółek, wśród których panuje przekonanie, że ich koleżance do pełni szczęścia brakuje tylko odpowiedniego partnera, choć sama zainteresowana broni się przez rekomendowanymi co jakiś czas przez przyjaciółki przystojniakami. Aż w końcu podczas jednego z przyjęć w życiu Karoliny pojawia się Janek…

Oczywiście zakochują się z w sobie bez pamięci, choć zasadnicza i poukładana bizneswoman początkowo ma duże obiekcje, czy wytatuowana gwiazda rocka pasuje do jej uporządkowanego życia. Na szczęście okazuje się, że ten rockandrollowiec etap przygód na jedną noc ma już za sobą i po śmierci najbliższego przyjaciela chce na nowo poukładać swoje priorytety, a tym samym okrywa przed Karoliną swoją sentymentalną i wrażliwą stronę. Nie mogłoby być jednak tak pięknie od początku do końca – kilka solidnych potknięć poważnie nadwyręży zaufanie obojga i sprawi, że na pewien czas oddalą się od siebie .Jednak – cóż za niespodzianka! – ostatecznie happy end nadejdzie i problemy spod znaku „czyja kariera jest ważniejsza?”, „kto się przeprowadzi do kogo na drugi koniec świata?” okazują się nic nieznaczącymi drobiazgami w obliczu „wielkiej miłości”.

To właśnie najbardziej mnie irytuje w powieści Busłowskiej. Mam wrażenie, że problem, z którym musi zmierzyć się wiele par pozostających w związkach na odległość, został w książce rozwiązany w sposób naprawdę mało realistyczny. Nie będę zdradzać szczegółów, jednak jestem absolutnie przekonana, że wielu z Was będzie miało podobne odczucia, szczególnie jeśli zdarzyło Wam się znaleźć w podobnej sytuacji. W „W samą porę” rozczarowała mnie bardzo jeszcze jednak kwestia – schematyczność fabuły. Ile razy można czytać to samo?! Wielka miłość, problemy, pokonanie problemu, szczęśliwe zakończenie – oczywiście w różnych wariantach, kombinacjach i okolicznościach, czasem więcej, czasem mniej seksu, ale zawsze „miłość zwycięża wszystko”, a kobieta osiąga spełnienie tylko przy boku ukochanego mężczyzny, nawet jeśli wymaga to porzucenia obranej ścieżki zawodowej.

W samą porę” to kolejna lekka, niewyrafinowana bajeczka, którą można przeczytać, ale niewiele się z niej zapamiętuje. Wydumane określenia, że jest to głęboka opowieść o miłości, stracie i żalu po śmierci bliskiej osoby zostały stworzone przez natchnionego copywritera, ale nijak mają się na faktycznej zawartości. Busłowska napisała książkę, która przypomina rozszerzenie romantycznego opowiadania, z którejś z babskich gazet, które czyta się na ławce w parku podczas pilnowania dzieci bawiących się w piaskownicy. Niezbyt mądre, niezbyt ambitne, leciutkie, swobodne, ale przynajmniej poprawnie napisane, a to już coś osiągnięcie w kontekście sukcesywnie pogarszającej się jakości językowej nowości wydawanych na polskim rynku. Taka sobie książeczka, której tytułu za dwa miesiące raczej już nie będę już pamiętać.

MAG
(mag@dlalejdis.pl)

Katarzyna Busłowska, „W samą porę”, Gdynia, Wydawnictwo Novae Res, 2016




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat