Wariacje na temat Don Kichota

Recenzja spektaklu „Don Kiszot”.
Któż nie zna Don Kichota z La Manchy. Szlachcica, który postanowił zostać rycerzem z romansowych pieśni.

Twórcy sztuki „Don Kiszot” wystawianej w Teatrze Dramatycznym w Warszawie zastanawiają się, jak współcześnie może wyglądać tytułowy bohater. Za pomocą oszczędnej scenografii wprowadzają nas w świat jego codzienności. Przy barowym stoliku siedzą dwie dziewczyny. Ładne, choć chyba głupie, w dodatku wyzywająco ubrane. Ich mamrotanie czasem nabiera sensu, a czasem przypomina paplaninę nastolatek. Sam Don Kichot (Adam Ferency)  pojawi się chwilę później. On i jego Sancho (Dobromir Dymecki) przemierzają ulice miasta, walcząc o wolność graffiti, wolność do opowiadania historii, wolność łączenia przeżywanych zdarzeń w dowolny sposób. Ich sposób mówienia jest na wskroś współczesny, pełen przekleństw i odniesień do tego, co znamy z ulicy, czasem jej głębszych zakamarków.

Dulcynea – wyidealizowana ukochana Don Kichota pojawia się jako młodociana ladacznica oddająca się za ciuchy z markowych sklepów. Jej Babcia Lol (Małgorzata Niemirska) cierpi z powodu upływającego czasu. Tak można by zarysować pewne odwołania autorów do oryginalnej wersji powieści. Nie ma tu bowiem chronologii ani klasycznego sposobu narracji. Wszystko, co się dzieje, jest pewną sugestią lub kolejnym wariantem tego, kim mógłby być Don Kichot współcześnie. Poszukiwania trwają – dzięki, czemu poznajemy Reżysera, który też goni za swoim bohaterem. Uciekł mu właśnie z teatru w Andaluzji. Przy okazji niejako, siedząc na tym samym barowym stołku, tłumaczy także widzom, o co chodzi we współczesnej sztuce. Równolegle siedząc w sali teatru, wychodzimy także poza jego drzwi. Służą temu materiały wideo wmontowane w całość przedstawienia. Aktorzy wychodzą na zewnątrz, niby grając swoje role, niby naprawdę poszukując Don Kichota w Warszawie. Obok stacji metra lub w barze szybkiej obsługi. Improwizowane zdarzenia, tak jak niektóre elementy spektaklu, mają pomóc nam wyjść poza pewne schematy myślenia. Także w relacji widz – twórca.

Don Kiszot” w Teatrze Dramatycznym jest przedstawieniem opartym dosyć swobodnie na oryginale. Dzięki swej współczesnej oprawie bez problemu trafia do dzisiejszych odbiorców. Luźna struktura, teledyskowy montaż całości, oszczędna scenografia, kostiumy z centrów handlowych. To znamy i rozumiemy, nawet jeśli nasze poszukiwania magii w rzeczywistości kończą się na browarze. Moim zdaniem jedynie nieco rozwlekają formułę wątki rozwinięte w drugiej godzinie spektaklu (zarówno Babci Lol jak i wideo). Ponadto nie do końca rozumiem  ciągłe mruganiem okiem do widza „jesteście w teatrze, ale w sumie niby nie”. Chociaż z drugiej strony przecież Don Kichot żył właśnie ciągle na skraju obłędu i szaleństwa, rzeczywistości i urojonych wizji. Może więc twórcy chcieli także, za pomocą współczesnych atrybutów pokazać, jak wątła jest granica między realiami a fantasmagorią.

Agnieszka Pater
(agnieszka.pater@dlalejdis.pl)

„Don Kiszot”, Teatr Dramatyczny w Warszawie, reż. Maciej Podstawny, scenariusz: M. Pakuła, M. Podstawny, A. Krzaklewska. Występują: M. Benoit, A. Ferency, D. Dymecki, M. Niemirska, K. Bielawka, A. Kłos – Kleszczewska, K. Ogłoza, S. Grzymkowski




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat