Wypocznij i naładuj baterie" podpowiada Wam co wówczas zrobić! Okazuje się, że jest na to sposób.
Joanna Sieg: Skąd wzięła się u Ciebie pasja podróżowania?
Łukasz Długowski: Od dziadków, którym zadedykowałem książkę: „za miłość i wolność”. Spędzałem z nimi dużo czasu. Po śniadaniu babcia mówiła mi, że o 14:00 będzie obiad i mam na tę godzinę wrócić. Dawała mi wolną rękę w tym, co będę robił pomiędzy. A ja wtedy biegałem po okolicznych lasach i łąkach, budowałem szałasy, polowałem na sarny z własnoręcznie zrobioną dzidą, brodziłem w rzeczkach. To oni umożliwili mi rozwinięcie w sobie umiejętności widzenia rzeczy niezwykłych w zwyczajnej codzienności.
Joanna Sieg: Kiedy narodził się u Ciebie pomysł mikrowypraw i co było impulsem do takiej formy odpoczynku?
Łukasz Długowski: Kiedy w 2012 roku poniosłem największą porażkę w moim życiu. Próbowałem przejść Norwegię na nartach z Bergen do Oslo. To miała być moja pierwsza wyprawa z wielkiej kariery podróżniczej jaką planowałem. Ale na płaskowyżu Hardangervidda, przez który szedłem, był trzeci stopień zagrożenia lawinowego, byłem tam sam i zdecydowałem, że to jest zbyt niebezpieczne. Ta porażka poprzestawiała mi klocki w głowie. Zrozumiałem, że moje marzenie o byciu podróżnikiem nie jest na tyle ważne, żebym ryzykował bezpieczeństwo mojego syna i dziewczyny, mojego życia i zdrowia. Że musi być sposób, żeby realizować moją pasję do podróżowania w inny sposób. Trafiłem na blog brytyjskiego podróżnika, Alastaira Humphreysa, który w pewnym stopniu miał podobną historię do mojej i wymyślił microadventures, które ja nazywam mikrowyprawami. Sposób na to, żeby przeżyć przygodę, ale nie rzucać pracy, nie ryzykować życiem i nie zaciągać długów. Dostajesz wszystko co w wyprawach najlepsze i nie ponosisz żadnych kosztów.
Joanna Sieg: Najbardziej ekstremalne miejsce, w którym byłeś podczas swoich mikrowypraw?
Łukasz Długowski: W mikrowyprawach nie chodzi o to, żeby było ekstremalnie. Chodzi o to, żeby odciąć się od życia w biegu, spędzić czas z przyjaciółmi albo samym sobą, zobaczyć inny świat i wziąć głęboki oddech. Ale jeśli ktoś lubi adrenalinę – a ja na przykład lubię – to zawsze może sobie zafundować mocniejszą przygodę. W książce „Mikrowyprawy w wielkim mieście” jest kilka takich wypraw, np. nocleg w namiocie wielkości dziecięcego kocyka przytwierdzonym do skały, na 30 metrach wysokości, nad płynącą rzeką Białką albo kanioning rzeką Rawką w samych kąpielówkach.
Joanna Sieg: Czy miałeś jakieś mrożące krew w żyłach przygody związane ze swoimi mikrowyprawami? Np. podczas noclegu w górach napotkałeś na dziką zwierzynę itp.?
Łukasz Długowski: Nocuje na dziko od 15 lat i nigdy nie miałem groźnych przygód. Co nie znaczy, że się nie bałem! Tego, że ktoś przyjdzie i mnie przepędzi, że coś mnie pogryzie, spadnie deszcz i zmoknę itd. Nie jestem typem bohatera czy atlety, jestem normalnym facetem, który ma pracę i rodzinę, ale który nie chce, żeby jego życie ciągnęło się jak szary, smętny glut. Więc chociaż czasami się boję, to chęć przeżycia czegoś ekscytującego jest tak wielka, że zwycięża nad strachem i idę w świat.
Joanna Sieg: Które miasto wspominasz najmilej ze swoich mikrowypraw i dlaczego?
Łukasz Długowski: Najbardziej zaskoczyło mnie Trójmiasto, a w szczególności Gdańsk z przepiękną architekturą. Ale generalnie, całe Trójmiasto ma genialne warunki do uprawiania przygód: fantastyczny park krajobrazowy, Bałtyk, w którym można robić setki rzeczy, jeziora, niedaleko półwysep Helski, odludne okolice granicy z Rosją. Cudo!
Joanna Sieg: Jakich wskazówek udzieliłbyś osobom, które chciałyby również zacząć podróżować na swoje mikrowyprawy?
Łukasz Długowski: Przede wszystkim: nie fiksujcie się na sprzęcie. Wiele osób nie rusza się z domu, bo uważa, że nie ma odpowiedniego sprzętu. To nieprawda. W tej chwili, jak to czytacie jesteście gotowi na wyprawę. Możecie wciągnąć buty, otworzyć drzwi i iść przed siebie. Jak będziecie mieli ochotę, możecie dojść nawet do Grecji, czemu nie? A jeśli macie tylko kilka godzin – możecie przejść miasto, iść wzdłuż rzeki, odwiedzić ciotkę w nieodległej wsi. Oczywiście, jeśli macie górkę kasy i możecie sobie pozwolić na lepszy sprzęt, zróbcie to. Warto, bo sprawdzony sprzęt ochroni Wasze zdrowie w trudnych sytuacjach. Ale jeśli jest inaczej, pożyczcie go od znajomych, albo kupcie używany, w secondo handach albo na aukcjach internetowych.
Joanna Sieg: Co Tobie takie podróże dają? Chwilę refleksji, odpoczynku czy wręcz przeciwnie: stresujesz się, bo nigdy nie wiesz co przyniesie kolejna godzina?
Łukasz Długowski: Przede wszystkim dystans do życia. Dzięki mikrowyprawom zrozumiałem, że moje życie nie musi wyglądać tak, jak wygląda. W każdej chwili mogę je zmienić. Mogę np. zostać rybakiem, czemu nie? Po drugie, zrozumiałem, że mój miejski model życia nie jest jedynym możliwym. Że ludzie, którzy żyją poza miastem – rolnicy, rybacy, leśniczy też potrafią wieść szczęśliwe życie, może nawet szczęśliwsze od tego prowadzonego w miastach?
Joanna Sieg: W swojej pierwszej publikacji opisujesz mikrowyprawy po Polsce, czy kolejna książka będzie o podróżach zagranicznych?
Łukasz Długowski: Na razie cieszę się obecną książką. Często spotykam się z ludźmi, słucham jak oni przeżywają swoje mikrowyprawy, co im dają i sprawia mi to dużo radości. Nie spodziewałem się, że „Mikrowyprawami w wielkim mieście” zainspiruję tyle osób. To jest najbardziej niezwykła część tej książki!
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Joanna Sieg
(joanna.sieg@dlalejdis.pl)
Fot. Materiały prasowe