Wszystko jest możliwe

Wszystko jest możliwe - wywiad z Elą Noland.
Wywiad z Elką Noland – autorką książki „Anna i lekarz” wydanej przez Wydawnictwo Oficynka.

1. Dlaczego używa Pani skrótu imienia Elka, a nie na przykład Ela?
„Ela” kojarzy mi się z małą dziewczynką – dzieckiem. Tak zwracano się do mnie w dzieciństwie. Później – gdy dorosłam – ci mniej i bardziej bliscy używali zdrobnienia „Elka”. Gdy decydowałam o wyborze imienia dla siebie, autorki powieści „Anna i lekarz”, pomyślałam, że nie chcę być „Elą”, bo to dobre imię może dla kogoś piszącego coś dla dzieci. Też nie – „Elżbieta”, które widnieje na oficjalnych pismach, rachunkach i pewnie na nekrologu – to taki czarny humor. A tak serio – chciałam, żeby moje imię odzwierciedlało moją pozycję i relację z czytelnikiem. „Elka” – to ktoś znajomy, można z nią iść na dobrą kawę, pogadać o wszystkim, zaprzyjaźnić się. To osoba, wobec której nie czujemy dystansu. Taka jest też narracja w mojej powieści. Chciałam o sobie przekazać czytelnikom właśnie takie przesłanie. Zdrobnienie „Elka” ma też jeszcze jedną ważną cechę – nie zawiera polskich liter, więc – tak trochę z przymrużeniem oka - w Wydawnictwie Oficynka, w przemiłym towarzystwie niezwykle cierpliwej i wyrozumiałej Pani Dyrektor Joli Świetlikowskiej, przy dobrej kawie i ciasteczkach, z przyjemnością oddawałam się marzeniom o przetłumaczeniu powieści i zaistnieniu na rynkach wydawniczych w innych krajach. Wybór imienia autorki „Elka” - bez polskich czcionek – w takich okolicznościach był tym bardziej uzasadniony.

2. Skąd się wziął pomysł na książkę „Anna i lekarz”?

Było wiele źródeł pomysłu na tę powieść - historie opowiedziane mi przez znajomych, przyjaciół oraz moje własne przeżycia – to podstawa pomysłu. Oczywiście poddałam to wszystko sporej „obróbce”. To takie parafrazy znanych mi zdarzeń połączone w pewien ciąg przypisany mojej głównej bohaterce. Jest tu też coś jeszcze – moje przemyślenia, czy raczej wniosek, który pojawiał się, gdy słuchałam tych źródłowych opowieści i obecny w moim życiu. Niezwykłość losów ludzi, ich nieprawdopodobne splątanie, często niedostrzegane przez nich, oraz - takie dzisiaj niemodne - odnajdywanie szczęścia w „zwykłym” TU i TERAZ. Chciałam, żeby było to dobrze widoczne, wyraźne.

3. Czy bohaterka książki jest wzorowana na rzeczywistej osobie?

Nie ucieknę przed skojarzeniem, że jest podobna do mnie w warstwie pewnych faktów z mojego życia. Ale – to nie ja. Oczywiście zarówno główna bohaterka, jak i pozostałe postacie występujące w powieści mają jakieś ziarenka mnie oraz osób i sytuacji, które znam. Jednak żaden z bohaterów nie jest odwzorowaniem rzeczywistych osób.

4. Czy mogłaby Pani w kilku zdaniach przybliżyć czytelniczkom portalu dlalejdis.pl treść powieści?

Anna - dojrzała kobieta, usiłuje wpasować się w stereotyp starszej pani, która niczego już nie chce od życia, tylko spokoju, małych przyjemności i odrobiny lenistwa. Ma za sobą burzliwe, trudne i dość skomplikowane losy. Jednak zanim będzie mogła wejść w te zaplanowane i wymyślone przez siebie tryby, musi rozwiązać dość poważny i odkładany od wielu lat problem z własnym zdrowiem.  Jest to dla niej ogromne wyzwanie, ponieważ w dzieciństwie nabawiła się panicznego lęku przed lekarzami, podsycanego przez szereg epizodów z jej już dorosłego życia. Zdarzenia oraz ludzie, których spotyka na swej drodze do zdrowia, w tym tytułowy lekarz, wywracają – można powiedzieć - „do góry nogami” ułożony scenariusz na siebie. Anna zderza się z niezwykłością życia, stereotypami swoimi i cudzymi, własnym lękiem i pragnieniem bliskości z drugim człowiekiem. Jak sobie z tym poradzi? Jakie „przygody” i niespodzianki szykuje dla niej los? Kto najbardziej będzie utrudniał jej drogę do nowej siebie i szczęścia? Moje najkrótsze streszczenie to: niezwykła historia zwykłej miłości,  bo gdy budzi się w nas coś takiego, jak miłość – świat okazuje się fascynującym, intrygującym i tajemniczym miejscem pełnym dobrych cudów. A jednym z tych cudów jesteśmy my sami.

5. Co przyczyniło się do tego, że zaczęła Pani pisać książki?

Od dawna miałam na to ochotę. Nawet coś pisałam – krótkie teksty, ale odkładałam to do szuflady, traktując to jako dziecinne i niepoważne zajęcie. Przez długi czas nie opuszczało mnie przekonanie, że powinnam zajmować się znacznie bardziej poważnymi sprawami w poważnych instytucjach. To taka wgrana, nie moja taśma, która bardzo długo miała na mnie wpływ. Może też brakowało mi wsparcia bliskich osób, które dodałyby mi odwagi w realizacji moich pisarskich pomysłów. Ale może to i lepiej, że w końcu sama zdołałam „przebudzić się” z tego niemojego snu i z niezwykłą radością, energią i ciekawością zabrać się za realizację moich zamierzeń. Na pewno do rozpoczęcia poważnej przygody z pisaniem przyczyniła się możliwość przyjrzenie się moim codziennym aktywnościom z pewnego dystansu, pozwalająca na chłodną i rzeczową ocenę tego czemu poświęcam większość mojego czasu i energii – czyli moje życie. No i jak z tej perspektywy spojrzałam na siebie, moje pragnienia – pewność i działanie pojawiły się natychmiast – bez żadnych wątpliwości. Zaczęłam pisać.

6. Jaki element sprawia Pani największą radość w pisaniu?

Są dwa elementy dające mi największe zadowolenie. Początek, czyli praca nad zarysem i planem historii, którą zamierzam opowiedzieć. A zaraz potem ubieranie tego planu w szczegóły – sceny, dialogi. Kiedy zakończę pracę nad jakimś fragmentem i czuję, że to jest właśnie to, co chciałam uzyskać – a tak bardziej dla „wzrokowców” – to co chciałam namalować – ten zestaw kolorów, cieni i kształtów. Są też – dużo, dużo później – niezwykłe chwile, gdy ja już dawno czuję się oddalona od zakończonej, napisanej powieści. To momenty, w których ktoś z czytelników podzieli się ze mną - tak entuzjastycznie i „na gorąco”-  pozytywnymi, świeżymi emocjami, jakie przeżył czytając moją historię. Wracają wtedy do mnie te samotne chwile spędzone przy klawiaturze mojego laptopa, w których w wieczornym zaciszu mojego pokoju tworzyłam świat i ludzi stukając cichutko w małe klawisze. Daje mi to poczucie, że było warto.

7. Czy są pisarze, na których się Pani wzoruje w swojej twórczości?

Nie, świadomie nie wzoruję się na nikim.

8. Z jakiego gatunku literackiego książki czyta Pani najchętniej?

Najchętniej sięgam po powieści - obyczajowe, fantastyczno-naukowe, fantasy. Czytam też sporo książek dotyczących – ogólnie rzecz ujmując – rozwoju duchowego.

9. Czy miało już miejsce takie spotkanie z czytelnikami, które na długo pozostało w Pani pamięci?

Na pewno pierwsze – bo miałam jednak trochę tremy i wciąż nie mogłam uwierzyć, że stało się! Moja powieść została wydana, a jej piękne egzemplarze w równych stosikach czekają na czytelników. Pamiętam też moje spotkanie z czytelniczkami mającymi za sobą lekturę powieści. Dyskusja była bardzo żywa i pełna wspaniałych pochwał i gratulacji. Na koniec – gdy podpisywałam książki - jedna z sympatycznych uczestniczek przyznała się, że z zawodu jest polonistką (!). Dobrze, że nie powiedziała tego wcześniej, ponieważ mój – na pewno niesprawiedliwy - stereotyp „polonistek” pewnie niezwykle mocno zmniejszyłby spontaniczność rozmowy i obudził szkolne fobie, dotyczące poprawności w posługiwaniu się językiem ojczystym. Trochę mnie to speszyło, jednak jej uznanie i pochwały mocno mnie podbudowały. Jestem jej za to wdzięczna.

10. Gdy nie pisze Pani książek, to czym lubi się Pani zajmować?

Lubię spacery uliczkami starego Gdańska. Kocham oglądać stare filmy – polskie i zagraniczne. Często słucham muzyki – bardzo różnej. Od poważnej do jazzu. Ważne są też dla mnie rozmowy i spotkania z bliskimi mi osobami, rodziną oraz medytacja. Na medytację każdego dnia znajdę czas. Niestety – nie uprawiam żadnego sportu, ale jestem absolutną fanką tenisa. Uwielbiam oglądać rozgrywki singlowe mężczyzn. Od niedawna poświęcam każdego dnia trochę czasu na ćwiczenia w domu i – ku mojemu zdziwieniu, bo niezły ze mnie leniuch – sprawia mi to przyjemność.

11. Czym zafascynował Panią Gdańsk, że postanowiła Pani w nim zamieszkać?

To takie spełnienie marzenia z młodości. Dla warszawianki Gdańsk kojarzył się z wakacjami, plażami, pięknymi uliczkami z masą urokliwych kafejek i restauracji. Powietrze pachniało tu inaczej, a ludzie uśmiechali się do siebie i zawsze byli życzliwi, chętni do przyjaznej rozmowy. Naprawdę czułam tu powiew wolności, otwarcia – nie tylko w tym poważnym, ogólnokrajowym wymiarze, ale takim moim osobistym. Jest tu pięknie. No bo nadal jestem w wielkim mieście, a jednak jest tu inaczej. Architektura, przyroda i ludzie. Mieszkam w Gdańsku prawie dziesięć lat i wciąż mój zachwyt nie słabnie.

12. O jaki zawodzie marzyła Pani będąc dzieckiem?

Marzyłam o trzech. Niestety nie pamiętam, który z nich pojawił się jako pierwszy.  Więc kolejność jest tu przypadkowa. Pierwszy zawód to astronom. Rodzice bardzo wcześnie zaprowadzili mnie do planetarium. Zawdzięczałam to starszemu rodzeństwu, dla których tak naprawdę to zorganizowano. Byłam oszołomiona widokiem nocnego nieba i dziwnymi nazwami oraz układami gwiazdozbiorów. Niewiele wtedy rozumiałam z przekazywanych informacji, ale jedno zapamiętałam. Tam nad nami jest bezkresna, piękna i nieznana przestrzeń z nieliczoną ilością gwiazd. Wyobrażałam sobie, że poznawanie tego nieznanego, odległego świata musi być nadzwyczajnie ciekawe i prowadzić do niepowtarzalnych odkryć. Dziwiłam się, że na przykład mój tata nie zajął się czymś tak fascynującym. Wiem, że coś mi na to odpowiadał i tłumaczył – ale tych jego wypowiedzi nie pamiętam. Drugi zawód to śpiewaczka lub baletnica koniecznie pracująca w Teatrze Wielkim – operze.  I znowu - za sprawą moich rodziców -  jako małe dziecko wzięto mnie do opery. Byłam rozemocjonowana i zachwycona – że też można jako artysta operowy na co dzień być w tym absolutnie bajkowym, pięknym świecie i go tworzyć, jakoś ubogacać. Nadzwyczajne – w środku miasta pełnego zwykłych ludzi, zwykłych rzeczy, zwykłych spraw. Jakoś tak wtedy o tym myślałam i marzyłam, żeby móc tam pracować. A trzeci zawód to… strażak. Mało mnie obchodziło, że to raczej zawód dla mężczyzn. Niedaleko miejsca, gdzie wtedy mieszkałam, była placówka straży pożarnej i często widywałam wozy strażackie wyjeżdżające z włączonymi syrenami na interwencje. Wielkie, piękne, czerwone, z składanymi drabinami i wężami na wodę. No i sami strażacy w swych mundurach podobali mi się bardzo. A jeszcze jak pomyślałam, że ratują ludzi, domy i zwierzęta, na przykład małe kotki lub pieski. Moje marzenia podsycał piękny strażacki wóz-zabawka przywieziony przez tatę z jakiejś zagranicznej delegacji dla mojego brata, ale i tak bawiłam się nim właściwie tylko ja. I jak tu nie chcieć być strażakiem? Można to podsumować – wszechświat, sztuka pomieszana z odrobiną magii i pomaganie ludziom. W jakiejś formie jest to obecne w moim dorosłym życiu.

13. Kto jest dla Pani wzorcem w życiu?

Właściwie nie mam takiego jednego wzorca. Na pewno cenię ludzi poszukujących siebie – swojej drogi i spełnienia. Ludzi, którzy dzielą się swoim dobrym życiem z innymi w sposób, który dla nich jest najlepszy – najpełniej ich wyraża.  Ważną dla mnie osobą jest mnich buddyjski - Ajahn Brahm, a właściwie - Peter Betts. Urodził się w Londynie, w 1951 roku w rodzinie robotniczej. Pod koniec lat sześćdziesiątych uzyskał stypendium i rozpoczął studia na wydziale fizyki teoretycznej Uniwersytetu Cambridge. Po ukończeniu studiów przez rok uczył w szkole średniej. No i - po roku pracy - wyjechał do Tajlandii i wkrótce został mnichem. Jego życie oraz dostępne „wykłady” – czy to w formie książek, czy też youtubowych nagrań są dla mnie mądrą, piękną inspiracją i pomocą w znajdowaniu i podążaniu własną drogą. 

14. Jakie jest Pani życiowe motto?

Mam już trochę lat za sobą i te motta życiowe zmieniały się. Ale od dobrych kilku lat mam takie trzy – niby oczywiste – uniwersalne prawdy i nie czuję potrzeby szukania innych – lepszych. Każdego dnia poświęcam trochę czasu, żeby pomedytować nad nimi.  Pierwsza - jeśli czegoś można być w życiu pewnym, to nieustających zmian. Drugą najlepiej oddaje cytat z książki „Potęga teraźniejszości” Eckharta Tolle - Twoja miłość nie mieszka gdzieś na zewnątrz ciebie, lecz tkwi głęboko w tobie. Nie możesz jej utracić i ona nie może cię opuścić. Nie jest zależna od żadnego innego ciała, zewnętrznej formy. I trzecia – dla mnie najważniejsza: Wszystko jest możliwe. Niemożliwe wymaga po prostu więcej czasu.

Fot. Materiały wydawnicze




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat