Wywiad z Agatą Kołakowską, autorką książki „Pokrewne dusze”

Wywiad z Agatą Kołakowską o jej nowej książce „Pokrewne dusze”.
Pisarka Agata Kołakowska to wrocławianka i absolwentka Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Wrocławskim.

Jest autorką książki „Pokrewne dusze”, która miała premierę szóstego listopada bieżącego roku i udzieliła wywiadu portalowi dlaLejdis.pl.

Książka „Pokrewne dusze” to opowieść fikcyjna czy oparta na prawdziwych wydarzeniach?
To opowieść fikcyjna. Nie słyszałam, aby jakiś klient przetrzymywał swojego terapeutę, żeby się z nim nie rozstawać. I mam nadzieję, że tak pozostanie. Bohaterka książki, Marta, straciła siostrę w dramatycznych okolicznościach i nie radzi sobie w życiu, bo zabrakło w nim tak ważnej dla niej więzi. Lukę tę stara się zapełnić poprzez relację z psycholożką, do której trafia szukając pomocy. Umieszczenie obu postaci na wyspie, w miejscu, z którego terapeutka nie może uciec, komplikuje relacje i uwypukla skrywane do tej pory problemy. Nie wiemy już, która z kobiet jest ofiarą, a która oprawcą. A może obie są jednym i drugim? To opowieść o samotności, bliskości, manipulacji, a także wpływie przeszłości na naszą przyszłość. Mimo że wybrałam akurat taki sposób, aby o tym opowiedzieć, to myślę, że wielu czytelników będzie mogło odnaleźć na kartach tej powieści także siebie.

Co jest tak niezwykłego w książce, że czytelniczki portalu dlaLejdis.pl powinny ją przeczytać?
Sam pomysł już powinien zaintrygować. To, co dzieje się między kobietami, które w pewnym momencie znajdują się razem na wyspie, daje nam możliwość interesującego spojrzenia na ludzką psychikę. Możemy zauważyć, że dobro nie zawsze jest dobrem, a to, co w pierwszym odruchu nazywamy złem, nie zawsze jest ewidentnie negatywne.

Skąd bierze Pani pomysły na napisanie powieści?
Zazwyczaj na karty powieści trafia owoc moich przemyśleń, osobistych refleksji. Inspiracją może być coś, co mnie poruszyło, czy zasłyszana historia. Ciekawią mnie ludzie, relacje, więzi, jakie tworzymy. Wszystko potem zostaje przerobione przez moją wyobraźnię. Staram się, żeby czytelnik za każdym razem dostał ciekawą historię ujętą w nietuzinkowy sposób.

Co Pani daje pisanie i czy jest to łatwa praca?
Pisanie jest dla mnie przede wszystkim przyjemnością. Oczywiście, są też cienie tego zajęcia, ale tak jest ze wszystkim. Od dziecka lubiłam pisać, bawić się słowem i to mi zostało. Bywa, że trochę mocuję się ze swoimi opowieściami, szarpią mnie wątpliwości, ale gdy już je wszystkie w sobie przerobię, udaje się postawić w książce ostatnią kropkę. Nie nazwałabym tej pracy łatwą, ale nie jest też trudna. Ale na pewno jest trudniejsza, niż wydaje się większości. Wymaga skupienia, przygotowania, mozolnej pracy, rzetelności, terminowości, dyscypliny, kreatywności, pokory i cierpliwości. To ostatnie przychodzi mi z trudem.

Która z napisanych przez Panią książek jest dla Pani najcenniejsza, zyskała największe uznanie czytelników, najwięcej Pani nad nią pracowała?
Interesującym jest fakt, że niekoniecznie te książki, którym poświeciłam najwięcej trudu podczas przygotowania i pisania, zyskują największą uwagę czytelników. Nie wiem, od czego to zależy. Prawdopodobnie jest to cały zespół drobnych szczegółów, które wpływają na to, która książka przyciągnie uwagę bardziej, a która mniej. Mam wrażenie, że od samego autora w sumie zależy niewiele. Ja akurat mam szczególny sentyment do „Wyroku na miłość”, książki, która opowiada o prawniku, marzącym o tym, aby zostać dramatopisarzem. Czytelnik śledzi powstawanie musicalu, który nie miał szans na to, aby trafić na deski profesjonalnego teatru. Praca nad tą książką pochłonęła sporo czasu i nerwów. Tym bardziej że dołączona jest do niej płyta ze skomponowanymi specjalnie do niej utworami musicalowymi. Jestem zadowolona z efektu, jaki udało się osiągnąć. Szczęśliwie moi czytelnicy twierdzą, że każda moja kolejna książka jest jeszcze bardziej zaskakująca i jeszcze ciekawsza, więc liczę, że kolejne pozycje także będą sprawiały im radość.

Pisze Pani powieści obyczajowe. Czy myślała Pani, żeby napisać książkę z innej dziedziny literackiej, na przykład powieść sensacyjną?
Choć od początku swojej pracy jestem w segmencie obyczajówek, to od kilku lat pozwalam sobie na traktowanie tej definicji swobodnie, w taki sposób, abym mogła rozwijać się twórczo w sposób nieskrępowany. Dlatego właśnie w moich książkach możemy trafić na zagadkę, którą muszą rozwiązać bohaterowie („Kolejny rozdział”), czy wątki przygodowe („Pięć minut Raisy”). Z kolei „Pokrewne dusze” jest powieścią psychologiczno-obyczajową z elementami thrillera. Nie lubię się ograniczać, dlatego nigdy nie wiadomo, co wymyślę przy okazji kolejnej powieści.

Jest Pani dziennikarką. Czy zawód ten pomaga w pracy pisarki?
Ukończyłam studia dziennikarskie, ale w zawodzie pracowałam dość krótko. Jednak wpojone zasady tego fachu stosuję przy moim obecnym zajęciu. Przykładam wagę do researchu, jeśli dana opowieść go wymaga, i sporym szacunkiem darzę słowo. Staram się nie przegadywać swoich książek i jeśli już o czymś piszę, zależy mi, aby tekst niósł ze sobą coś ważnego. Pisanie dla samego pisania mnie nie interesuje.

Wielu dziennikarzy zostaje pisarzami, czy jest to naturalna kolej rzeczy?
Myślę, że jeśli tak się dzieje, to głównie dlatego, iż są to po prostu ludzie, którzy lubią pisać. W dziennikarstwie jest się ograniczonym przez narzuconą formę lub fakty, a kiedy kreuje się własną opowieść, można pozwolić sobie na wszystko. To bardzo przyjemna perspektywa.

Jakiego elementu nie może zabraknąć w dobrej powieści?
Dla mnie kluczowy jest interesujący bohater, taki z krwi i kości, którego od razu „czujemy”. Możemy go lubić, ale niekoniecznie. Fakt, że nie przepadamy za jakąś postacią mógł być celowym zabiegiem autora i jeśli budzi w nas żywsze emocje, to dobrze. Drugim istotnym dla mnie punktem jest temat. Książki napisano już praktycznie o wszystkim i raczej nikt nie wymyśli już niczego odkrywczego, ale te same tematy można podawać na wiele fascynujących sposobów.

Która książka wywarła na Pani największe wrażenie?
To zależy, na jakim etapie. Jako dziewczynka byłam zafascynowana „Anią z Zielonego Wzgórza”. Znacznie później moje serce podbiła „Lalka” i do dzisiaj darzę ją sporym sentymentem.

Spotkanie autorskie, którego Pani nigdy nie zapomni. Czy miało już miejsce takie wydarzenie w Pani życiu?
Wyjątkowe było dla mnie spotkanie autorskie w Ruszowie. Tamtejsza społeczność przyjęła mnie niezwykle ciepło, niemalże jak członka rodziny. Zazwyczaj spotkania tego typu są sympatyczne, ale tamto było wyjątkowe ze względu na atmosferę. Świetnie się rozumieliśmy i bardzo dobrze bawiliśmy. W prezencie otrzymałam kosz grzybów własnoręcznie uzbieranych przez pewnego pana i bardzo mnie ujął ten uroczy gest.

Czy jest pisarz, który jest dla Pani natchnieniem przy tworzeniu powieści?
Są autorzy, których podziwiam, ale żaden nie jest moim natchnieniem. Inspirację czerpię z otoczenia, przeżyć, doświadczeń, przemyśleń, przeprowadzonych rozmów, zasłyszanych historii, czy choćby ze sztuki. Jednak największą rolę w procesie tworzenia powieści odgrywa mój świat wewnętrzny i wyobraźnia.

Odczuwa Pani stres przed premierami książek? Czy jest to uczucie, które mija z czasem?
Nie jest to stres, raczej zaciekawienie. Pisząc książkę, robię wszystko, co mogę, aby była interesująca. W momencie, gdy trafia do rąk czytelnika, już nie mam nic do powiedzenia. Książka żyje własnym życiem. Jednym się spodoba, innym nie, ale zawsze podkreślam, że piszę dla tych, którym się podoba. Nie sposób zadowolić wszystkich. Całe szczęście tych, do których trafia mój sposób pisania, jest coraz więcej.

Interesuje się Pani psychologią, w tym psychoterapią?
Istotnie psychologia bardzo mnie interesuje, ale amatorsko. Lubię zastanawiać się nad tym, dlaczego jesteśmy tacy, jacy jesteśmy i z czego to wynika. Żeby napisać „Pokrewne dusze”, w których jedna z postaci jest psychologiem, korzystałam z konsultacji z psychoterapeutką. Chciałam mieć pewność, że opisana historia będzie wiarygodna, a rozwój postaci uzasadniony psychologicznie.

Kto jest dla Pani wzorem w życiu?
Chyba nie ma nikogo takiego, co nie znaczy, że nie ma osób, które podziwiam za różne cechy, które posiadają, czy działania, które podejmują. Uważam, że nie ma ludzi idealnych, obiektywnego wzoru bez żadnej skazy. Ale wspaniałe jest to, ile dobra i piękna niektórzy potrafią zrobić za pomocą swoich najlepszych cech i umiejętności.

Jakie jest Pani życiowe motto?
To raczej nie motto, a myśl. Uważam, że jedyną rzeczą, o jaką warto zabiegać jest miłość. I to właśnie ona sprawia, że nasze pojawienie się na tym świecie ma sens.

Lepszym przyjacielem człowieka jest kot czy pies?
Zależy jak na to spojrzeć i zależy kto, czego oczekuje. Jeśli szukamy w przyjacielu układnego, zapatrzonego w nas kompana, to zapewne właściwszym dla nas przyjacielem jest pies. Jeśli chcemy zaprosić do naszego życia indywidualistę o niebywałym uroku, bez dwóch zdań sprawdzi się kot. Ja jestem zwolenniczką tej drugiej opcji.

Dziękuję za rozmowę
Agnieszka Krakowiak
(agnieszka.krakowiak@dlalejdis.pl)

Fot. Archiwum prywatne




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat