Wywiad z Pauliną Skibińską

Wywiad ze scenarzystką i reżyserką - Pauliną Skibińską.
"Jak wygląda życie, gdy marzenia zamknięte w kadrach i słowach zaczynają się spełniać?"

Paulina Skibińska jest reżyserem, scenarzystą, kobietą o wielu talentach i ogromnej wyobraźni, Talentem Trójki 2015 w kategorii Film, zdobywczynią nagrody specjalnej na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Niezależnych w Sudance za film "Obiekt", laureatką prestiżowej nagrody WARTO 2016, a przede wszystkim młodą kobietą, która ma odwagę spełniać swoje marzenia. I właśnie dzisiaj Paulina Skibińska opowie czytelniczkom portalu dlaLejdis.pl jak realizuje swoje marzenia.

SK: Wiem, że zbliża się matura, a Ty zamiast siedzieć nad książkami, piszesz scenariusz, bierzesz kamerę i kręcisz swój pierwszy, krótkometrażowy film, który zdobywa Nagrodę Publiczności na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym "ZOOM - Zbliżenia" w Jeleniej Górze. Skąd pomysł, żeby zająć się pisaniem scenariuszy i reżyserią?
PS: Z kosmosu. Wszyscy, jak to przed maturą, pytali co dalej, co chcę robić. Ja nie wiedziałam. Lubiłam za to czytać książki i wymyślać historie, choć mój polonista z technikum nigdy nie był szczególnie gorącym zwolennikiem mojego stylu. Ale papier wszystko przyjmie, a scenariusz, całe szczęście, to przede wszystkim nośnik pomysłu i szkielet filmu, a nie ładna składnia, poprawność stylu. Zaczęłam zagłębiać tajniki pisania scenariuszu, w czym pomogła mi mama mojego szwagra, podarowując mi na Gwiazdkę książkę na ten temat, jak i sam szwagier, który dał mi kamerę (ogromne podziękowania dla nich). Później po pierwszym sukcesie, postanowiłam zapisać się do Wrocławia na studium filmowe. Chciałam się upewnić czy podążam właściwą drogą i nauczyć się warsztatu, poznać programy montażowe i ludzi o tej samej pasji. Po dwóch latach świat filmowy wciągnął mnie na dobre, dlatego naturalnym następstwem było złożenie papierów na Łódzką Filmówkę na scenariusz (bo w tym czułam się najpewniej). Było 25 osób na jedno miejsce. Bałam się, że może sięgam za daleko, ale moja teczka z pracami spodobała się. Podobno komisję ujęła moja wrażliwość artystyczna i oko do detali.

SK: Zapomniałaś dodać, że również ogromna dojrzałość postrzegania świata, gdyż Twój film "Obiekt" zachwycił widzów i krytyków na całym świecie. Jak myślisz co spowodowało, że "Obiekt" pokonał "szał widzialności" i to w skali międzynarodowej?
PS: Bo prawdopodobnie jest odpowiedzią na niezdefiniowane potrzeby odbiorców. Dosłownie niemym pragnieniem, aby oderwać się od świata przepełnionego nadmiernym hałasem i niepotrzebnymi dialogami. Postawiłam wraz z ekipą na jedną kartę - 15 minut ciszy, jedynie idealny wyważony dźwięk podnoszący adrenalinę, zbierany różnymi metodami przez Kasię Szczerbę, giżyckie jezioro skute lodem, ujęcia zmieniające plener w egzotyczne miejsce i prawdziwy bohater…

SK: Bohater. Podobno na zajęciach z filmoznawstwa i kreatywnego pisania powtarza się jak mantrę: Fabuła jest zawsze drugorzędna w stosunku do bohatera. Czy to prawda? Jaki jest bohater w "Obiekcie"?
PS: Szczerze nie słyszałam tego stwierdzenia, bynajmniej w miejscach, gdzie uczyłam się warsztatu, choć brzmi to sensownie i w dużym stopniu zgadzam się, iż bohater jest kręgosłupem całego przedsięwzięcia jakim jest "robienie filmu". To bohater ustawia do pionu historię. Mój bohater to silny mężczyzna, który wykonuje niezwykle niebezpieczną pracę - jest strażakiem i wyspecjalizowanym nurkiem. Pracuje w trudnych warunkach i ratuje życie. Lubię, gdy bohater jest decyzyjny i nie zważa na przeciwności losu, gdy jego mimika potrafi powiedzieć więcej niż słowa. Myślę, że mój bohater był idealnym spoiwem dwóch światów -tego na powierzchni lodu i pod nim. Na nim koncentrowały się niedopowiedzenia. Bo "Obiekt" jest pięknym filmem, w którym nie ma końca, bo od ciebie zależy jak go zinterpretujesz. Może ta jego uniwersalność to magnes, który przyciągnął widzów.

SK: Nagrody mówią same za siebie, ale czy można zarobić na filmie niezależnym, zwłaszcza, gdy odnosi sukcesy na wielu festiwalach?
PS: Nie wdając się w szczegółowe rozliczenia - suma nie oszałamia, niestety, choć film "Obiekt" z pewnością zwrócił się producentowi. Biorąc pod uwagę budżet, którym dysponowaliśmy od producenta (45 tys. złotych), długość zbierania dokumentacji (ponad dwa lata), ludzi zaangażowanych w to przedsięwzięcie oraz fakt, że "Obiekt" był prezentowany na ponad 100 festiwalach w ciągu następnych dwóch lat to sumując wszystko i dzieląc przez czas otrzymamy raczej średni zarobek, jeżeli chodzi o aspekt finansowy. Ponadto nagrody na większości festiwalach występują w formie statuetek, biletów do teatru, muzeum czy kina. Rzadko za krótki metraż wręczane są nagrody pieniężne.

SK: Ale jeżeli spojrzymy na możliwość zwiedzenia ciekawych miejsc i poczucia się gwiazdą na czerwonym dywanie…
PS: Tak, pod kątem wrażeń i przeżyć - dorobek nieoceniony i nieoszacowany. Mieliśmy możliwość "bycia" w przepięknych miejscach - słonecznym Los Angeles, przepięknej Francji, multikulturalnej Holandii czy też gorącej Hiszpanii. Choć to też nie wygląda tak różowo, jak większość osób myśli, gdyż w 97%  przypadkach organizator zapewnia nocleg i wyżywienie, ale bilety czy transport trzeba zorganizować we własnym zakresie. W większości przypadków wydatek zwraca FPCA (Fundacja Polskie Centrum Audiowizualne, które wspiera promocję filmu polskiego za granicą, przyp. red.), ale musi być to festiwal wysokiej rangi. Inaczej koszt ponosisz sam. Jednak co najważniejsze uznanie zdobyte na festiwalach otwiera drzwi do innych kreacji. Poznajesz ludzi, którzy liczą się w tej branży. Dzięki np. otrzymanej nagrodzie w Sudance, New York Times zaaranżował premierę online dla naszego filmu "Obiekt", co jest szczególnym wyróżnieniem. Nie ukrywam, że "Obiekt" utorował drogę do realizacji marzeń. Teraz mi potrzeba tylko dużo determinacji i siły woli, żeby nie usiąść na laurach. A co do czerwonego dywanu to miałam przyjemność nie tylko się po nim przejść, ale nawet zapozować na "ściance". Ale wiśnią na tym imprezowym torcie było przyjęcie w willi Roberta Redforda na wzgórzu, gdzie miałam okazję poznać go trochę bliżej.

SK: Na początku obiad, rozmowa, a następnie nagroda z rąk Roberta Redforda. Co czułaś?
PS: Podniecenie. Robert Redford to symbol dobrego kina, no i kiedyś był bardzo przystojnym mężczyzną, ale przede wszystkim to ciepły i wspaniały aktor oraz reżyser. Ponadto to on utworzył instytut odpowiedzialny za organizację Festiwalu w Sudance, a jest to największy i najbardziej uznany festiwal promujący kino niezależne, któremu "Obiekt" zawdzięcza wejście na salony. Dzięki Robertowi Redfordowi również poznałam odpowiedź na nurtujące mnie pytanie czy dłuższy, prawie niemy film dalej będzie atrakcyjny dla widza. Jego kreacja w filmie "Wszystko stracone", w którym dialog został ograniczony do kilku zdań, podbiła moje serce i jest właśnie tym, co kocham najbardziej - natura i jej niemy przekaz kontra człowiek, choć wszystko to twór bardziej komercyjny niż "Obiekt".

SK: Zatem łatwiej stworzyć film komercyjny czy niszowy?
PS: Oczywiście, że komercyjny. I to z bardzo prostego i banalnego powodu - pieniędzy. Budżet tworu komercyjnego jest kilkakrotnie większy niż budżet filmu niezależnego/niszowego. Ponadto niezbyt skomplikowany scenariusz, znani aktorzy i reżyser z dobrym nazwiskiem - jednym słowem poezja dla scenarzysty, a zwłaszcza dla jego kieszeni.

SK: A w której roli lepiej się czujesz - jako scenarzysta czy reżyser?
PS: Ciężko powiedzieć, bo mimo równoległej współpracy tych dwóch światów, których głównym celem jest urzeczywistnienie wizji, to scenarzysta dla mnie jest jak mocna, czarna kawa, a reżyser to takie słodkie latte. Bo pisząc scenariusz staram się myśleć strukturalnie, strategicznie, prosto bez szczególnych ozdobników. Często mówię do siebie, Paulina dzisiaj myślimy tylko historią. Historia musi być wtedy najważniejsza. Najtrudniej pisze się scenariusz dla siebie, swojego filmu, bo reżyser myśli ujęciami i formą, czyli taką białą pianką z czekoladową posypką. Reżyser wyłapuje ze scenariuszu całą jego sensualność i stara się ją przekazać widzom. Dlatego często fakt, iż będę stała po drugiej stronie kamery przesłania mi właściwe podążanie za historią. Ale mam nadzieję, że z czasem nauczę się korzystać, z tego co najlepsze w obu rolach i łączyć dwa warsztaty. Ponadto, co mnie boli bardzo, jako dyplomowanego scenarzystę, to fakt, iż ludzie często zapominają, że to on stoi właśnie za tą historią i jej potencjałem. Chociaż to reżyser musi przekonać wszystkich na planie do swojej kreacji i włączyć tryb "Ja tu rządzę".

SK: Czyli reżyser musi wykazać się siłą walki i ogromną perswazją, a także musi być trochę gruboskórny, ale Tobie spodobała się ta rola, ponieważ przygotowujesz następny film…
PS: Tak, jestem w trakcie pracy nad nowym projektem. Ponownie będę scenarzystą i reżyserem. Przygotowuję nowy krótkometrażowy film (15-20 minut), który w zamierzeniu ma budzić trochę dreszczy na ciele odbiorcy, ale niestety więcej nie mogę powiedzieć, bo sama nie wiem jak mną pokierują meandry scenariusza. Ponadto pracuję również nad scenariuszem dla animacji japońskiej. Zatem ten rok także zapowiada się pracowicie.

SK: Z niecierpliwością oczekuję na następne Twoje dzieło i bardzo dziękuję za rozmowę.
PS: Ja również dziękuję.

Rozmawiała
Sandra Kortas-Dorsz
(sandra.kortas@dlalejdis.pl)




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat