Wywiad z Wojciechem Dutką

Wywiad z Wojciechem Dutką, autorem książki "Czarna pszczoła"
Z wchodzącym na polskie salony powieści sensacyjnej, niezwykle ujmującym i inteligentnym pisarzem i historykiem Wojciechem Dutką porozmawiamy o dwóch rzeczywistościach i kryminale,...

który obecnie jest jednym ze skuteczniejszych nośników ukazujących współczesne problemy społeczne.

SKD: Debiutancka powieść "Krew faraonów", która weszła na rynek ponad 12 lat temu cieszyła się dobrymi recenzjami, podobnie jak kolejne powieści Pana pióra, ale mam wrażenie, że głośniej o Pana twórczości zrobiło się po wydanej w 2016 r.  książki "Lunatyk", która nie ukrywam, była dla mnie bombą burzącą znany mi, poukładany, polski świat gatunku pop. Czyżby z powodu mocno zarysowanego uderzenia w literaturę popularną książka odniosła duży sukces? Czy spowodował to indywidualizm głównej postaci, Maxa Kwietniewskiego, czarnoskórego detektywa z Nowego Jorku? A może Pańska proza stawiająca czytelnika, a nie sprzedaż na pierwszym miejscu?
WD: Dziękuję za uznanie. Faktycznie, pierwsza moja książka została wydana ponad dekadę temu w wydawnictwie Albatros Andrzeja Kuryłowicza. Wiele razy podkreślałem w wywiadach i na spotkaniach, że wyszedłem z literackiego pop-u i długo szukałem formy, dzięki której mógłbym mówić o sprawach Polski współczesnej. Max Kwietniewski stał się zauważoną i ciekawą postacią, ponieważ chciałem znaleźć taką formę głównego bohatera powieści sensacyjnej, której jeszcze nie było w polskim kryminale/powieści sensacyjnej. Max jest czarnoskóry i zostało to dobrze przyjęte przez krytykę. Wydaje mi się, że sukcesem jest przebicie się do głównego nurtu polskiej powieści sensacyjnej. Przyzna Pani, że nie jest łatwo znaleźć sobie tam miejsce u boku takich pisarzy i stworzonych przez nich bohaterów jak Marek Krajewski i Ebarhard Mock, Zygmunt Miłoszewski i prokurator Szacki, czy Katarzyna Bonda i jej profilerka policyjna Sasza Załuska. Ja nigdy nie traktowałem pisania jako formy walki o własny portfel. To jest złudne poczucie bezpieczeństwa, jakie zapewnia etat. Piszę dla przyjemności, dla samego siebie i dla czytelników. Dla mnie czytelnik jest najważniejszy. I dlatego stawiam na przesłanie jakie powinno być ukryte w powieści sensacyjnej, ale nigdy nachalne. 

SKD: Czy może stosowany z powodzeniem suspens stanowi istotę dla której pożera się lekturę "Lunatyka" i "Czarnej pszczoły" w jeden wieczór?
WD: Suspens stanowi klucz do stworzenia świata sensacji. Jest jedna znakomita definicja suspensu, czyli oczekiwania w napięciu na to, co się ma stać. Tę definicję podaję za profesorem Jackiem Dąbałą z Lublina. Powieść sensacyjna nie może być nudna. Musi przyciągać uwagę. Wbijać czytelnika w fotel. Ale skuteczny suspens, jest także wynikiem konceptu, czyli pomysłu na książkę i niebagatelną intrygę. Jak tego nie starcza, książka jest nieudana.

SKD: Wiem już, bo wielokrotnie podkreślał Pan w wywiadach, że planowana jest trylogia z detektywem uwikłanym w piekle polsko-polskiej wojny o władzę i pieniądze, ale co spowodowało, że postawił Pan na kontynuację tej postaci? A nie na przykład innego bohatera z Pańskiej powieści jak Leopolda Treppera? Czyżby za duży realizm tkwił w tym charakterze, bo jest to postać prawdziwa? Czy łatwiej operować fikcyjną postacią, która stanowi istotę najważniejszego archeotypu, którym jest walka dobra ze złem, a nasz detektyw to rycerz uwikłany we współczesne problemy?
WD: Max Kwietniewski, pierwszy czarnoskóry bohater polskiej powieści sensacyjnej jest fikcyjna postacią, która umożliwiła mi takie spojrzenie na polską rzeczywistość współczesną, jakiego dawno poszukiwałem. Chciałem mieć bohatera, który będzie spoglądał okiem obcokrajowca, ale jednocześnie będzie znał Polskę na tyle dobrze, by dostrzec niuanse naszej rzeczywistości. Poza tym bohater taki jak Max jest też ciekawy, nietuzinkowy i jego narracja o Polsce jest zrozumiała dla obcokrajowców. Moim marzeniem byłby przekład powieści o Maxie na język obcy.
Powieść o Leopoldzie Trepperze „Taniec szarańczy” ukazała się w roku 2007, a zatem dziesięć lat temu. Była to moja próba. Książka dostała bardzo dobre recenzje, a niektórzy uznają ją dziś za klasykę sensacji z wątkiem szpiegowskim. Potem pisałem powieści historyczne. Wiedziałem, że kiedyś napiszę o Polsce współczesnej, ale długo czekałem na formę, w jakiej to zrobię. To chyba przychodzi z wiekiem. Ja wymagam od siebie wiele.

SKD: I tutaj nasuwa się kolejne pytanie dotyczące powieści sensacyjnych, w których widać, że dobrze Pan się czuje - czy faktycznie dobra wielowątkowa powieść sensacyjno-kryminalna musi być bezpośrednią reakcją na otaczający nas świat?
WD: Taka powieść jest tak samo dobra, jak każda inna. Jednak ludzie czytają kryminały i powieści sensacyjne. Ja uważam, że te powieści powinny odnosić się do rzeczywistości, w jakiej się rozgrywają. Są uprawnionym środkiem artykulacji współczesności. Kiedyś tak nie uważano. Kryminał był rozrywką, tanią sensacją, nie cenioną przez tzw. elity intelektualne. Myślę, że tak jest do dzisiaj. Proszę zwrócić uwagę, że na przykład do literackiej „Nike” nie nominuje się powieści sensacyjnej, mimo że to ona mówi dziś najwięcej o współczesności. Jedyną książką z Nike, jaką naprawdę cenię, jest tegoroczny laureat Cezary Łazarewicz i opowieść o zabójstwie Grzegorza Przemyka przez SB. Niektórych powieści tzw. wysokiej kultury nie da się czytać, bo są tak pogrążone w manierze, i oderwane od kręgosłupa życia w naszym kraju. 

SKD: Czy dobrym przykładem i wzorem do naśladowania jeżeli chodzi o spojrzenie na sytuacje odnoszące się do  współczesnej rzeczywistości w przełożeniu na świat wykreowany przez pisarza jest Stieg Larrson i jego "Millenium", które kreśli tło nieznanej nam Szwecji?
WD: Stieg Larsson był głęboko zaangażowanym społecznie sympatykiem lewicy szwedzkiej i jego trzy klasyczne powieści z serii Millenium odzwierciedlają jego poglądy na Szwecję, w jakiej żył. Pisarz zmarł w roku 2005 w wyniku ataku serca. Podkreślam, że nie mam na myśli komercyjnej kontynuacji losów bohaterów „Millenium” w wykonaniu Lagercranza. Te powieści zmieniły także polski kryminał. Przyznał to także Zygmunt Miłoszewski. Proszę przeczytać jego „Gniew”, który jest polską odpowiedzią na problemy jakie poruszył Larsson. Moje książki z Maxem są moją własną, autorską odpowiedzią artystyczną na fenomen powieści Szweda.

SKD: Ponadto zabieg retrospekcji towarzyszy nam prawie w każdej Pana książce. Czy jest to spowodowane tym, że jest Pan absolwentem historii i wątek historyczny oraz różne czasoprzestrzenie wręcz same narzucają się w momencie pisania?
WD: Jestem historykiem z wykształcenia i pasji. Od pasji nie da się uciec, zwłaszcza, że historia jest bardzo ważnym składnikiem tożsamości współczesnej Polski. Zawsze ciekawiła mnie narracja dwutorowa. Moim marzeniem jest jednak napisanie powieści z trzech niezależnych wątków, tak jak tworzy scenariusze znakomity meksykański reżyser Alejandro Gonzalez Innaritu. Trzech, które będą jednym. Na razie bardzo dobrze wychodzą mi narracje dwuosiowe. W „Lunatyku” jest próba trzech wątków, ale ten trzeci jest słabiej wyartykułowany. Taką książkę mam jeszcze przed sobą.

SKD: A jak wygląda u Pana proces tworzenia? Remigiusz Mróz codziennie rano biega, siada do biurka i pisze, wielu autorów m.in. Magdalena Witkiewicz, pisze nocami, a Pan? Jakiś rytuały, pora dnia czy może duże ilości chilijskiego wina powodują, że rodzi się moc do pisania?
WD: Proces tworzenia jest rzeczą bardzo intymną. Pisanie jest przyjemnością, ale też wyzwaniem. Zawsze zdumiewało mnie jak inni pisarze narzekają, jak długo się napracowali i jak mało zarobili. To śmieszne. Jak ktoś pisze wyłącznie dla pieniędzy, musi być geniuszem, albo jak King niczym się już nie przejmować. I zapewniam Panią, że trzeba z ostrożnością podchodzić do wina. Wino jest szkodliwe w nadmiarze. Nie pomaga w ogóle. Trzeba mieć pomysł, niebagatelny koncept. To podstawa pisania.

SKD: Czy pisanie to Pana główna "praca"? Czy też traktuje Pan to bardziej jak hobby a nie sposób zarobkowania? Bo zauważyłam, że oprócz serii z Maxem, tworzenie nowej powieści trwa u Pana średnio 2 lata, a przynajmniej co 2 lata na rynek zostaje wypuszczona z klatki Pana wyobraźnia. Jakie czynniki sprawiają, że proces ten trwa aż tyle albo tylko tyle?
WD: Nigdy nie traktowałem pisania zarobkowo. To dla mnie intelektualna przygoda. To przyjemność pisać i wydawać książki. Miałem cztery lata przerwy między powieścią „Bractwo Mandylionu” z roku 2009 i „Czernią i Purpurą” z roku 2013. Myślę, że nie można pisać bez przerwy dojrzałych artystycznie tekstów. Do formuły powieści z Maxem dochodziłem długo. Jak ktoś wydaje dwie książki rocznie, i napisał ich trzydzieści, jest albo geniuszem albo grafomanem (to drugie bardziej prawdopodobne).
Proces wydawniczy trwa i nie można na to nic poradzić. Myślę, że wydawanie książki co rok jest bardzo dobre, ale nie zawsze możliwe. Decyduje o tym życie i jego zakręty.

SKD: Oczywiście, muszę na koniec zadać standardowe pytanie - jakie plany na przyszłość?
WD: A to, proszę wybaczyć, tajemnica. Pociąga mnie oczywiście poprowadzenia dalej opowieści z Maxem Kwietniewskim. Pasjonuje mnie powieść historyczna, ale czekam na temat, który mógłbym opisać w powieści. Chciałbym, aby te dwie powieści z Maxem, czyli “Lunatyk” i “Czarna Pszczoła” stały się początkiem serii. Nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.

SKD: Bardzo dziękuję za interesującą rozmowę i poświęcony mi czas.

Rozmawiała
Sandra Kortas-Dorsz
(sandra.kortas@dlalejdis.pl)




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat