„Zakonnica bez przebrania” – recenzja

Recenzja książki „Zakonnica bez przebrania”.
Zakonnicę w przebraniu znają chyba wszyscy, a tę bez przebrania?

Siostra Karolina Benedykta Baumann jest siostrą zakonną, dominikanką. Jest też nauczycielką, blogerką, pisarką, reżyserką spektakli teatralnych. Jednak dla mnie jest przede wszystkim człowiekiem o wielkiej wrażliwości na otaczający świat; pośrednikiem między Bogiem a czytelnikiem; kimś, o kim mówi się, że „żyje Chrystusem”.  Sama siostra pisze na swoim blogu, że chce być autentyczna we wszystkim, co robi. I tak rzeczywiście jest! A zresztą, przekonajcie się sami!

Siostrę Benię (mam nadzieję, że wybaczy mi te zdrobnienia) obserwuję na Facebooku odkąd założyła swojego bloga; przeczytałam jej dwie poprzednie książki i z ogromnym zaciekawieniem wzięłam do rąk kolejną, gdy takowa tylko się pojawiła. Ta, bagatela, niemal 600-stronicowa pozycja nosi taki sam tytuł jak blog prowadzony przez siostrę Benię i jest zbiorem zapisków (refleksji, felietonów, fragmentów dzienników, wierszy, recenzji) obejmujących 10 lat jej życia. Książka została podzielona na króciutkie rozdzialiki (rzadko spotkamy dłuższy niż 1-2 strony) zebrane tematycznie w większe rozdziały. Pierwsze trzy – przynajmniej takie odniosłam wrażenie – mają związek z pewnymi etapami życia siostry (obok są podane przedziały czasowe); inne z konkretnymi wydarzeniami np. wyjazdem na Woodstock czy pandemią. Jest też osobny rozdział z recenzjami filmów i książek.

Z książki wyłania się nam obraz kobiety – która mimo habitu – jest taka sama jak my: jak ja, matka dwójki dzieci, jak ty – zabiegana prawniczka z głową w chmurach - i jak tamta starsza kobieta, która codziennie odwiedza grób zmarłego przed laty męża. Siostra jest kobietą z krwi i kości i pisze o sprawach dla nas, kobiet, ważnych, a zarazem bliskich; tak bardzo, że czasem odczuwałam swoiste dèjá vu – miałam nieodparte wrażenie, że i mi taka sytuacja się przydarzyła. Miałam wrażenie, że siostra zagarnęła moje myśli, a następnie przelała je na papier. Dzieje się tak, być może dlatego, że również jestem nauczycielką i reżyserką szkolnych spektaklów (choć w porównaniu do siostry Beni moja działalność ociera się o śmieszność), też kocham Mickiewicza, szeroko pojętą sztukę i …Pana Boga, choć ta ostatnia miłość bywa (i bywała) dla mnie szczególnie trudna. Niektóre sytuacje ze szkolnej praktyki siostry są żywcem wyjęte z mojej i myślę, że gdybyśmy kiedyś spotkały się na nauczycielskiej kawce, nasza rozmowa przerywana byłaby co chwila westchnieniami, śmiechami i tekstami: „Serio? Nie gadaj!”, „Mam tak samo!”, „U mnie też tak było”.

Bardzo podoba mi się, że siostra pokazuje świat oczami Chrystusa właśnie. Kiedy zewsząd wylewają się na nas „mądrości” internetowych tytanów intelektu; wiadomości o tym, kto kogo zdradził, kto kogo zostawił, kto co komu ukradł; kiedy - jak mogłoby się wydawać – świat tonie w kłótniach o nic i w błocie wzajemnych oskarżeń – pojawia się siostra Benia i mówi – „Chodź, pokażę ci, że jest inaczej”. Świat w zapiskach siostry nie jest oczywiście miejscem idealnym, daleko mu do mitycznej Arkadii, ale ciężko odmówić mu piękna, ludzkiej życzliwości, tego maleńkiego dobra, które rozlewając się, zatacza coraz szersze kręgi, stając się całkiem dużym. W każdym człowieku siostra stara się zauważyć tę jasną stronę; nie skreśla, nie ocenia, a opisuje. I zawierza w modlitwie Panu Bogu.

Tym, co w „Zakonnicy bez przebrania” ujęło mnie chyba najbardziej, jest ta uderzająca autentyczność. Siostra Benia z dumą nosi habit i wspomina o tym przy niemal każdej okazji, tytułując się przy tym „przyjaciółką Jezusa”. Jednocześnie nie patrzy na nikogo z góry; nie czuje się lepsza ani gorsza; czuje się po prostu człowiekiem. Człowiekiem, który ma swoje słabości, którego dręczą różne wątpliwości i który czasem upada. Podoba mi się, że siostra potrafi obiektywnie ocenić zachowanie duszpasterzy; skrytykować Kościół jako instytucję. Cieszę się, że docieka, co stoi za coraz częstszym odchodzeniem od Kościoła; że stara się przeanalizować sytuację, podzielić się swoimi przemyśleniami i wnioskami. Mimo wszystko na każdej stronie czuć, że ona ten Kościół kocha takim, jakim on jest, i w nim pozostanie, bo tylko tam może być po prostu sobą.

„Zakonnica bez przebrania” zostawiła mnie z wieloma refleksjami i jakąś taką nieukojoną tęsknotą. Uważam się za osobę wierzącą, jednak (wiem, że to będzie śmieszne) często zastanawiam się, co spotka mnie po tej drugiej stronie. Czy w niebie będzie nudno? Matuniu, jak ja się tego boję… Ja wiem, że będę mogła podziwiać Boga, ale tak… całą wieczność? Ja chciałabym czytać książki, uczyć… A jak nie trafię do nieba, co jest wielce prawdopodobne? Do piekła? Będę się smażyć i cierpieć wieczny ból? A może w nieskończoność będą odtwarzane przed moimi oczami najkoszmarniejsze sceny z mojego życia? Czy ja w ogóle coś robię dobrze? A jak pomogłam tej dziewczynce i powiedziałam mężowi to dobroć czy może już samochwalstwo i pycha? A co będzie, jak jutro umrę i nie wyspowiadam się? Naprawdę, codziennie nachodzą mnie miliony tego typu pytań, a ja nie umiem na nie znaleźć odpowiedzi. Dzięki książce siostry czuję się – z jednej strony spokojniejsza, a z drugiej podbudowana, uważniejsza.

„Wciąga nas potężna, śmiercionośna machina, którą nazwałabym „na przedwczoraj” – trzeba załatwić, przygotować, pamiętać, zrobić, zaliczyć, polecieć, zdążyć, dopilnować, ogarnąć… I często się zdarza, że w tym jednym wielkim NA PRZEDWCZORAJ zapominamy o tym, co jest DZISIAJ. O tym, żeby się zatrzymać. Zadzwonić do kogoś (…) Uśmiechnąć się. Poczuć na policzku kroplę deszczu(…)”. Ten fragment jest chyba dla mnie jednym z najważniejszych. Ja naprawdę po jego przeczytaniu trochę zwolniłam. Usiadłam i poukładałam z dziećmi puzzle, wieczorem dłużej niż zwykle ich przytulałam, wąchając ich małe dziecięce główki, usiadłam i poczytałam. A potem myślałam, że jeśli tam, po drugiej stronie życia spotkam siostrę Karolinę, to mogę przestać się dręczyć głupimi pytaniami o to, czy będzie nudno. Jeśli siostra nadal będzie pisała, tworzyła przedstawienia i zarażała innych swoim uśmiechem – to nie mam się o co martwić, atrakcji z pewnością nie zabraknie. A jeśli jesteśmy ciągle przy ziemskim życiu, to uważam, że „Zakonnica bez przebrania” to lektura ważna i mądra. Czytając ją, czułam się jakbym siedziała na wygodnej kanapie i słuchała przemyśleń mądrej i ciepłej przyjaciółki. Ta książka to prawdziwe SPA dla duszy. Polecam!

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

s. Benedykta Karolina Baumann OP, „Zakonnica bez przebrania”, Święty Paweł, Częstochowa, 2022.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat