„Zanim pozwolę Ci wejść” – recenzja

Recenzja książki „Zanim pozwolę Ci wejść”.
„To jedna na milion, warta łez/ ta miłość tak silna aż tracisz dech./ Choć pętlę zaciska na szyi, nie umiesz jak innej uciec jej.”

Karen, Bea i Eleanor są przyjaciółkami od dzieciństwa. Łączy je silna, niemal siostrzana więź. Mogłoby się wydawać, że znają się od podszewki, a słowo „problemy” nie istnieje w zbudowanym przez kobiety słowniku przyjaźni. Ich życie wydaje się być satysfakcjonujące i ustabilizowane. Karen jest posiadaczką willi na przedmieściach i prestiżowej posady psychologa w Instytucie Cecila Baxtera. Eleanor spełnia się jako żona, matka dwojga dzieci i pani domu, a Bea prowadzi życie beztroskiej singielki, która nie potrafi obejść się bez social mediów.

Spokojne życie kobiet zostaje zaburzone w momencie, gdy na terapię do Karen przychodzi tajemnicza pacjentka – Jessica Hamilton – która już na samym wstępie twierdzi: „Nie naprawi mnie pani”. Skoro Jessica nie chce się wyleczyć, to po co przyszła? I dlaczego po jej wizycie idealne życie kobiet wali się jak domek z kart? Jak mocno zaciśnie się pętla? I co, jeśli okaże się, że jedna z przyjaciółek kocha bardziej niż pozostałe?

Zanim pozwolę ci wejść” to powieść, na którą polowałam odkąd przeczytałam jej intrygujący opis w zapowiedziach. Posiadam wszystkie powieści z serii thrillerów psychologicznych wydawnictwa Albatros i uważałam, że skoro pozycja Jenny Blackhurst pojawiła się obok takich autorek jak Tana French czy B. A. Paris, to moim obowiązkiem jest jej przeczytanie. Niestety okazało się, że moje oczekiwania okazały się zbyt wygórowane, przez co odczułam lekki zawód. Może gdybym nie nastawiała się na efekt „WOW”, mój odbiór książki byłby nieco inny.

Autorka postarała się, aby odbiór książki był lekki i przyjemny. Napisała ją bardzo przystępnie, co ułatwiło niezwykle szybkie pochłanianie treści. Wartka akcja, ciekawe dialogi, pogłębione portrety psychologiczne postaci sprawiły, że powieść intrygowała; ciekawiła czytelnika, powoli odsłaniała brudne tajemnice przyjaciółek zamiatane przez lata pod dywan pozorów. Jednak nie poczułam tego ciężkiego, mrocznego klimatu thrillerów; nie odczuwałam niepokoju; nie dostawałam gęsiej skórki, kiedy na horyzoncie pojawiał się winowajca tragedii.

Uważam, że powieść „Zanim pozwolę ci wejść” jest dość dobrą, ale nie porażającą pozycją. Zabrakło w niej odrobiny iskry, ludzkiego szaleństwa (bo te jest najstraszniejsze) i zaskakującego zakończenia – takiego wbijającego w ziemię. Poza tym miałam wrażenie, że niektóre motywy skądś znam. Popadanie w obłęd? Przestawianie czyjegoś samochodu? Czy nie pachnie to odrobinę powieścią „Na skraju załamania”? A śmierć sprzed laty, która zmienia psychikę kobiety? Nie odnajdziemy tego przypadkiem w „Dziewczynach, które zabiły Chloe”? Kim jest zatem Jenny Blackhurst? Wyrodną córką Marwood i Paris? A może naśladowczynią, ale z własnym potencjałem? Wszakże, jak twierdził Platon, naśladownictwo jest najwyższą formą uwielbienia. Ale czy taka forma przypadnie czytelnikom do gustu? Musicie ocenić sami.

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Jenny Blackhurst, „Zanim pozwolę ci wejść”, wyd. Albatros, Warszawa, 2018 r.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat