„Złe towarzystwo” - recenzja

Recenzja książki „Złe towarzystwo”.
Jedni wpadają w złe towarzystwo, inni nieświadomie sami się nim stają.

W Polsce hucznie świętujemy osiemnastki, ponieważ oficjalnie wchodzimy w dorosłość ze wszystkimi jej bonusami i obowiązkami. Tymczasem w USA panuje zwyczaj wyprawiania Sweet Sixteen inicjującej dziwną fazę zawieszenia między dzieciństwem i dojrzałością. Życie amerykańskiego nastolatka pełne jest bowiem paradoksów. W wieku 16 lat może już: pracować na pełen etat, jeździć samochodem, wziąć ślub, leczyć choroby weneryczne bez wiedzy opiekuna, zmienić imię, a nawet kupić strzelbę i być traktowany jako pełnoletni podczas procesu sądowego. Równocześnie nie może jeszcze oddawać krwi, głosować, pić alkoholu, palić papierosów ani uprawiać hazardu. Bohaterowie „Złego towarzystwa” na własnej skórze przekonują się, jak głębokie piętno może wywrzeć na ich egzystencji zwykła urodzinowa impreza.

Jubilatka Hannah Sanders (dziewczyna z tak zwanego dobrego domu) niedawno postanowiła zerwać ze swym nudnym, dziecinnym wizerunkiem i dołączyć do kliki najpopularniejszych uczniów szkoły. Rytuał przejścia okazał się wyjątkowo brzemienny w skutki – podczas przyjęcia jedna z koleżanek zostaje trwale okaleczona. Zdarzenie uruchamia lawinę zdarzeń niszczącą w drobny mak dopracowaną do perfekcji grę pozorów familii z San Francisco. Pracującą głową rodziny jest Jeff, jednak jej szyją i zarazem głównym motorem napędowym jest jego żona Kim będącą skrzyżowaniem Bree z „Gotowych na wszystko” z niespełnioną copywriterką i jeszcze bardziej niezaspokojoną erotomanką. Jest nawet przekomiczna scena przywodząca na myśl Bree ratującą dywan przed plamą z sera – „Mimo podniecenia nie mogła przestać myśleć o narzucie. (…) Kiedyś oglądała program telewizyjny na temat higieny w hotelach (…) Pokazywali tam w specjalnym niebieskim świetle, ile spermy wsiąka w przeciętną hotelową narzutę – całe wiadra! Tymczasem Tony był bardziej skupiony na zostawianiu własnych śladów biologicznych niż higienie”. Sztywność i grożąca erupcją seksualność pani domu jest przedstawiona z przymrużeniem oka, ale w żaden sposób nie ujmuje to dramatyzmu historii o tym, jak chwila nieuwagi czy bezmyślności potrafi wywrócić, a w przypadku ofiary, doszczętnie zniszczyć życie.

Robyn Harding z wyczuciem podzieliła opowieść na kilka mniejszych, dzięki czemu mamy wgląd nie tylko w przemyślenia pojedynczych postaci, ale również szerszy kontekst ich problemów. Nie da się wysłuchać narzekań Kim na to, ile wysiłku kosztuje ją zapewnienie młodym lepszego bytu, bez spojrzenia na sytuację oczami Hannah duszącej się pod naporem reguł. Jeff pragnie być dobrym ojcem i uzewnętrznia to nawet w kontaktach z rozchwianą koleżanką córki, ale na co dzień wybiera pracoholizm i treningi zamiast spędzania czasu w domu. Lisa jako samotna matka chce ochronić swe potomstwo, nie widząc tego, że jej działania przynoszą odwrotny skutek. Wszystkie te wątki przenikają się, ukazując skomplikowaną sieć połączeń między młodocianym pragnieniem akceptacji i dorosłym braniem odpowiedzialności za siebie, idealizmem i szarą codziennością, pustą powierzchownością i sięgnięciem głębiej.

Złe towarzystwo” dobitnie pokazuje, że to nie metryka określa, kiedy człowiek staje się dorosłym. Czasem potrzeba terapii szokowej, by zobaczyć, że sami dla siebie i otoczenia staliśmy się toksyczni.

Izabela Fidut
(izabela.fidut@dlalejdis.pl)

Robyn Harding, „Złe towarzystwo”, Warszawa, Prószyński i S-ka, 2018 r.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat