Sierpień 1939 r. Duszno i gęsto. Klimat tuż przed wybuchem wojny daje wszystkim w kość. Można odnieść wrażenie, że każdy coś szepce za plecami; że za chwilę coś się stanie; że jakaś wielka tajemnica wisi w powietrzu.
W tej atmosferze pogrążone są całe Karkonosze, a społeczność Schreiberhau (Szklarskiej Poręby) wydaje się być dziwnie niespokojna. Od jakiegoś czasu w tym urokliwym mieście przebywa asystent kryminalny, Anton Habicht, który trafił tu (a właściwie został zesłany), podpadłszy wcześniej swoim przełożonym. Obecny szef – Sombrowski – aby jeszcze bardziej upodlić bohatera, daje mu mało wymagające zadania, które musi wykonywać w niedziele. Czy kradzież biżuterii w górskim hotelu, do którego na dodatek trzeba wdrapać się pieszo, nie jest zbyt prostym zdaniem dla tak doświadczonego Kripo?
O ile kwestia rzekomego złodziejstwa w hotelu nad Śnieżnymi Kotłami zostaje rozwiązana, o tyle podczas wizyty policjanta dzieje się tam coś zgoła dziwniejszego – przez okno, ot tak, wypada pani Goretzka, żona miejscowego urzędnika. A to budzi podejrzenia Habichta. Wszelkie wątpliwości, że mógł być to nieszczęśliwy wypadek, rozwiewa kolejny trup – tym razem poszukiwacza minerałów. Czy te dwie sprawy są ze sobą powiązane? Co odkryje policjant? Jak wysoko sięga ta afera?
Przeczytałam, zamknęłam i powiedziałam: „WOW”. Lubię to. Takie książki lubię. Może autor nie ma finezji Marka Krajewskiego (który również umieszcza akcję w okresie międzywojennym), a Habicht – trochę cham, trochę arogant – może ma nieco mniej ogłady aniżeli Mock, ale ta powieść naprawdę zasługuje na uwagę przynajmniej z dwóch powodów.
Pierwszym jest główny bohater. Uważam, że Krzysztof Koziołek zrobił fantastyczną rzecz, na którą stać tylko niewielu pisarzy. Wykreował postać dość gburowatą, napastliwą, a tym samym trudną do polubienia i stojącą w opozycji do tych wszystkich superpolicjantów i wymuskanych prokuratorków. Nietrudno czytać książkę, gdy kocha się jej przewodnią postać. Tutaj, mimo braku sympatii dla Habichta, lektura szła mi wyjątkowo lekko.
Drugim powodem jest… Szklarska Poręba w okresie międzywojennym, karczmy, schroniska, górski klimat i historia. Autor musiał „odwalić kawał dobrej roboty” zanim wziął się za pisanie tej powieści. Opisał nie tylko ówczesne zwyczaje i kulturę, ale także: kolej, skocznie, sztukę czy nieco regionalnego przemysłu. Poczułam tamten klimat i zatęskniłam za wakacjami w Szklarskiej Porębie, która na zawsze pozostanie dla mnie miejscem magicznym, gdyż tam… oświadczył mi się mój mąż.
Książkę, nawet osobom niezwiązanym emocjonalnie z regionem, polecam. To właśnie w takich powieściach rozrywka i wiedza idą w parze.
Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)
Krzysztof Koziołek, „Nad Śnieżnymi Kotłami”, Muza, Warszawa, 2019 r.