Autorka mocnego debiutu pt. "Pułapka życia", rozwalającego twoją wewnętrzną konfigurację emocjonalną. I to właśnie o książce, niekoniecznie tylko dla kobiet, mimo że głównymi bohaterkami są kobiety - policjantki, będziemy rozmawiać, bo stworzenie dobrej powieści nie jest proste, dlatego też będzie o zwątpieniu, nadziei, pierwszych krokach na rynku wydawniczym i procesie tworzenia.
SKD: Pamiętam, że kiedyś przez przypadek znalazłam Twoje konto na Instagramie - #zascenazycia i przepadłam - tajemnicza atmosfera, lekkość pióra, ciekawe spostrzeżenia i trudne tematy. Wyobraziłam sobie starszą pielęgniarkę, która spogląda na świat z nad parawanu zbudowanego z bólu doświadczenia życiowego. Ale to nie do końca prawda… Kim jest zatem Klaudia Morawa?
KM: Starsza pielęgniarka… Dokładnie takie same słowa usłyszałam w wydawnictwie [Studio Suite 77]. Myślę, że jest trochę w tym prawdy, ponieważ będąc starostą na studiach usłyszałam, już po ukończeniu studiów, że koleżanki bały się do mnie podejść bo wyglądam groźnie. Ze mną jest tak jak z cebulą, trzeba obierać, a każdy listek odkrywa coś innego. Wyglądam na poważną i groźną, ale miewam szalone pomysły i ironiczno-sarkastyczne poczucie humoru. Na pewno relacje z pacjentami, obcowanie ze śmiercią mają bardzo duży wpływ na to kim jestem i jak postrzegam świat. Pamiętam pierwszy dyżur na nowym stanowisku. Dziesięć minut do końca dyżuru. I w pewnym momencie przez głośniki szpitalne słyszymy: "code blue". Rozpoczyna się walka. Walka o być albo nie być. Walka o wyrwanie ciała i duszy z bezpowrotnej podróży. Walka o życie. O życie, które niekoniecznie doceniamy. O chwile, które są przed nami. Chwile, które nie doceniamy, bo będą tylko zwykłymi codziennymi chwilami. Walka o to, aby "kocham" popłynęło z ust pacjenta. Tym razem życie wygrało. Dlatego też jestem osobą, która docenia potęgę chwili i docenia zdrowie.
SKD: Skąd pomysł na książkę? Jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem?
KM: Moja przygoda z pisaniem zaczęła się podczas pisania pracy licencjackiej. Oczywiście przez wiele tygodni byłam zła, że muszę napisać coś długiego, ale miałam wspaniałą promotor, która nie pozwalała mi nigdy zwątpić w to, co robię. Później był artykuł naukowy. Następnie praca magisterska. I kolejny artykuł naukowy. I to właśnie on, uświadomił mi, że lubię pisać. Nigdy nie myślałam, że napiszę książkę. Przez wiele tygodni śniła mi się historia Jennifer i Nikki. Nie mogłam się opętać od tych myśli i pewnego wieczoru będąc po dyżurze, zaczęłam pisać. Napisałam dwadzieścia stron. Oczywiście później wszystko zmieniłam. Ale tak się zaczęła moja przygoda. I byłam w szoku. Nikki zagarnęła ciemną stronę życia, a Jennifer dodała blasku codzienności.
SKD: O czym jest "Pułapka życia"?
KM: Dla mnie to historia o życiu. O codzienności. Jest walka z problemami i słabościami. Jest walka o równość. To jest o ukrywaniu swojego życia z powodu strachu przed dyskryminacją. To ból po stracie. To strach przed śmiercią ukochanego. To siła miłości. To druga i kolejna szansa. To też bezsilność i depresja. Ale także wiara w drugiego człowieka. To morze łez, sensacji i trochę seksu na pocieszenie. To trochę fikcji, ale również znaczna dawka rzeczywistości. Ale najważniejsze… To apel o szacunek. O tolerancyjne spojrzenie. O niekrzywdzące zachowanie. To apel o równe traktowanie odmienności, która już nie jest odmiennością. To prośba o zaakceptowanie wyborów innych. To prośba o normalne życie dla osób nieheteronormatywnych.
SKD: Czemu dwie orientacje seksualne? Podgrzanie atmosfery, sentyment czy uświadomienie społeczeństwa?
KM: Uświadomienie społeczeństwa. Moja praca licencjacka, a także magisterska, były związane z osobami nieheteronormatywnymi. Przeczytałam wiele artykułów naukowych, publikacji i gdy zobaczyłam, że w jednym z sondaży pojawiła się informacja, że według społeczeństwa homoseksualna pielęgniarka/pielęgniarz nie powinni pracować na bloku operacyjnym, poruszyło mnie. A zarazem zaciekawiło. W badaniach, które przeprowadziłam respondenci również napisali, że blok operacyjny to nie jest miejsce dla homoseksualnego pracownika. A swoją wypowiedź umotywowali strachem przed byciem molestowanym seksualnie podczas trwania zabiegu operacyjnego. Ta wypowiedź pokazała, jak bardzo stereotypy są zakorzenione w polskim społeczeństwie.
SKD: Będzie kontynuacja? Bo wiem, że dużo czytelników się pyta.
KM: Nie wiem, ale mogę zdradzić, że książka ma otwarte zakończenie. A ja pełno pomysłów.
SKD: Twój pisarski niezbędnik w trakcie tworzenia…Słyszałam, że podczas pisania "Pułapki życia" zjadłaś niemożliwą ilość gum Mamba.
KM: To prawda. Nie jestem wymagająca. Guma Mamba i jedna zapętlona piosenka.
SKD: Czemu trudno być pisarzem?
KM: Myślę, że nie jest trudno być pisarzem. Aktualnie są takie możliwości, że każdy może wydać książkę, jeżeli ma tylko takie marzenia lub potrzeby. Problemem jest czy książka i autor zostaną rozpoznani. Jestem zdania, że każdy ma prawo spełniać swoje marzenia, nawet te o byciu pisarzem. A jeżeli mówimy o byciu pisarzem i utrzymywaniu się tylko z pisania, to jest trudno na polskim rynku. Kiedyś przeczytałam, że w ciągu dnia w Polsce wydawanych jest 66 książek. A więc trzeba mieć szczęście, aby zostać odkrytym.
SKD: Największe rozczarowanie związane z książką?
KM: Nie ma. Natomiast jest niedosyt. Wiem, że mogłabym lepiej rozbudować kilka wątków. Ale wiem także, że napisałam „Pułapkę życia” wkładając całe swoje serce oraz umiejętności.
SKD: Największa radość …
KM: Kiedy moja osoba spowoduje uśmiech u innych i to, że książka się podoba oraz kiedy wygrywam z własnymi słabościami. Proces wydawania książki był jazdą bez trzymanki. Była złość, były łzy. Ale też powodował duży uśmiech na twarzy. I wiele radości. I dla takich chwil warto podążać za marzeniami. I zdecydowanie chcę to powtórzyć.
SKD: Podobno każdy pisarz jest trochę szalony. A Twój najbardziej szalony pomysł?
KM: Nie miewam ekstremalnych pomysłów i hobby, ale uwielbiam podróżować. Miałam jechać na kilka dni do Kazimierza Dolnego. Dojechałam, obejrzałam miasto. I stwierdziłam, że potrzebuję piasku i szumu morza. Wsiadłam w samochód i siedem godzin później byłam w Sopocie. Była zima - godzina dwudziesta trzecia, a ja siedziałam na plaży i cieszyłam się jak dziecko, bo wokół mnie było pełno piasku.
SKD: O czym chciałabyś zapomnieć?
KM: Przede wszystkim o roku 2018, który był najgorszy w moim życiu. Pół roku cierpienia, bólu i łóżka. Szpitali, konsultacji i badań. Później operacja, z której nie chciałam się wybudzić. Trzy razy zmieniałam pracę. Trochę zawirowań z książką. Dodatkowo chciałabym wymazać kilka wspomnień. Widoków. Ale teraz, kiedy spotyka mnie coś przykrego, to traktuję to jako kolejną lekcję. Oswajam się z nią i staram się wyciągnąć wnioski. Wspomnienia będą zawsze z nami. Na pierwszy plan wysuwają się te negatywne, ale zawsze próbuję znaleźć coś pozytywnego w danej sytuacji. Na przykład książka została wydana, co jest dla mnie dużym sukcesem, mimo tych wszystkich przeciwności.
SKD: Dlaczego zawędrowałaś aż zza ocean?
KM: Lubię zmiany życiowe. A także zbierać nowe doświadczenie. Niewątpliwie przeprowadzka do innego kraju jest elementem układanki życiowej.
SKD: Twoje największe marzenie…
KM: Marzeń się nie powinno zdradzać bo podobno przynosi to pecha, ale najważniejszą kwestią w moim życiu jest zdrowie moje i moich bliskich.
SKD: Co Ty uważasz o swojej książce?
KM: Książka jest napisana jak scenariusz filmu sensacyjno-obyczajowego. Uważam, że nie jest genialna, ale także nie jest kiepska. Dla mnie jest wyjątkowa. Jest w niej krew, pościgi, miłość, przyjaźń oraz porwanie. A także jeszcze więcej tajemnic ukrytych w ogonkach.
SKD: Jakie masz plany pisarskie?
KM: Pisać. Pisać. I jeszcze raz pisać. To życie pisze najlepsze scenariusze, więc pozostaje czekać z niecierpliwością.
SKD: Bardzo dziękuję Ci za rozmowę.
KM: Również dziękuję i pozdrawiam z bardzo mroźnego Chicago.
Rozmawiała
Sandra Kortas-Dorsz
(sandra.kortas@dlalejdis.pl)
Fot. Archiwum własne