„Dziennik roku chrystusowego” - recenzja

Recenzja książki „Dziennik roku chrystusowego”.
Trzydziesty trzeci rok życia obrósł w naszej tradycji wieloma symbolami, stanowiąc moment przejścia między młodością i dojrzałością.

Dla Jacka Dehnela urodziny te stają się pretekstem do sprawdzenia: "czy to coś więcej, niż umowna granica".

Dziennik…” miał uchwycić zatem czas pierwszych podsumowań, zastanawiania się nad swoimi wyborami i dokonaniami; moment kiedy przestaje się być młodym i obiecującym, a więc czas szczególnie bolesny dla każdego twórcy.

Autor już na początku kryguje się nieco, gdy na pierwszych stronach dziennika zastanawia się, kto chciałby czytać o jego życiu. Takie niepotrzebne wtręty pojawiają się jeszcze kilkakrotnie, trochę odbierając przyjemność z lektury, ale na szczęście przez większość stron Dehnel pisze sympatycznie, z dużym poczuciem humoru, erudycyjnie i z wdziękiem.

Czytelnik liczący na kontrowersje i pikantne szczegóły z życia autora, srodze się zawiedzie. Dehnel prowadzi uporządkowane, dosyć nawet monotonne miejscami, życie człowieka zarabiającego na chleb piórem. Spotkania z przyjaciółmi, trasy promujące książki użeranie się z kapryśną muzą, a do tego remont, problemy rodzinne i liczne podróże- tak wygląda przeważająca część dni pisarza. Suma dni przedstawia się dosyć, rzekłabym, mieszczańsko: żadnych ekscesów, czy też ekstrawagancji artysty, spektakularnych zmagań z materią słowa, rozdzierających scen.

Dehnel pokazuje nam nie tylko twarz pisarza, ale także swoje kronikarskie zacięcie oraz skłonności do bardzo zjadliwego komentowania otaczającej go rzeczywistości. Miejscami nawet narzeka, jak rasowy staruszek z ławki w parku, niezadowolony z wszystkich i wszystkiego. Na szczęście przez byciem mizantropem broni go poczucie humoru, pozwalające na opisywanie pewnych zdarzeń z dystansem.

Publikowanie własnego dziennika, szczególnie w przypadku kogoś tak młodego, przeważnie spotyka się z falą krytyki. Nie inaczej było w tym przypadku, w prasie pojawiły się liczne głosy pytające o dorobek Dehnela i powody skłaniające do takiego ekshibicjonizmu. Pisarz próbuje się rozprawić z krytyką, ale szczerze mówiąc ta część jego dziennika jest jedną ze słabszych. Co nie zmienia faktu, że głosy krytyczne pojawiły się moim zdaniem dużo na wyrost.

Nie mamy oczywiście do czynienia z przykładem diarystyki na wysokim poziomie, raczej z sympatycznym projektem artystycznym. Kto lubi autora, ten z przyjemnością sięgnie po zapiski z roku jego trzydziestych trzecich urodzin. Innych być może przekona cięty język i możliwość obcowania z codziennością pisarza młodego pokolenia.

Małgorzata Tomaszek
(malgorzata.tomaszek@dlalejdis.pl)

Jacek Dehnel, „Dziennik roku chrystusowego”, W.A.B., Warszawa 2015




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat