"Facet kontra kłopoty" - recenzja

Jednym słowem kupa śmiechu i niezliczona ilość łez radości gwarantowana. Bo kiedy księgowy stwierdza, że jego życie to idealna monotonia wpasowana w kolumny przychodu i rozchodu to wiedz, że musi się coś dziać. I nie pomoże tu piękna żona, ładny dom i trójka "cudownych" dzieci, tylko typowa, męska wyprawa, podczas której powinien obudzić się instynkt prawdziwego mężczyzny. Przedsmak obozu survivalowego Jerzy poczuje już dzień przed wyprawą, kiedy zostanie na cały dzień z dziećmi. Z kolei w puszczy bez zdobyczy najnowszej techniki z ekipą nie całkiem dostosowanych przyjaciół może być już tylko gorzej, ale niekoniecznie mniej zabawnie. Tym bardziej, że mężczyźni mają tylko trzy dni na powrót do rzeczywistości i na ważną, rodzinną uroczystość.

Powieść, mimo tematyki dość przegadanej, jest świetnym przerywnikiem wśród rządzącej teraz literatury nasiąkniętej miłością spełnioną czy seksem. Na myśl przywodzi pierwszą część amerykańskiego filmu "Kac Vegas". Może nie ma tu takich efektów specjalnych w postaci tygrysa czy Mike Tysona, ale jest za to dzika zwierzyna, zaginięcie, pościg, krew i rany kłute. Jak na krótki, leśny wypad całkiem sporo się tu dzieje; nawet nie będzie chwili na odłożenie książki. Biorąc jeszcze pod uwagę, że to debiut literacki Anny Potyry to nie pozostaje nic innego jak czekać na drugą publikację, bo zarówno pomysł, jak i styl jest bardzo satysfakcjonujący.

Bardzo zabawna i przyjemna pozycja, przy której nieraz mój mąż podejrzliwie na mnie spoglądał, gdy co jakiś czas wybuchałam śmiechem. Nawet żadna czekolada tego nie dnia nie była potrzebna - książka utrzymuje idealny poziom endorfin w organizmie i co najważniejsze nie tuczy, a wprawia w ruch mięśnie brzucha. Zatem "Facet kontra kłopoty" to po pierwsze świetna książka, po drugie cudowny poprawiacz humoru i po trzecie świeże spojrzenie na męskie potrzeby.

Sandra Kortas-Dorsz
(sandra.kortas@dlalejdis.pl)

"Facet kontra kłopoty", Anna Potyra, Wydawnictwo Skrzat, Kraków 2017