“Footloose” – recenzja

Recenzja musicalu “Footloose”.
Genialni aktorzy, wspaniała muzyka i niezapomniane wrażenia, czyli Footloose w wykonaniu Śródmiejskiego Teatru Muzycznego.

Sceniczna wersja hitu filmowego z 1984 roku jest wystawiana deskach teatrów z całego świata. Każda kolejna grupa, która decyduje się na stworzenie nowej odsłony „Footloose”, musi zmierzyć się z ogromnymi oczekiwaniami publiczności. Nie zawsze kończy się to sukcesem. Na szczęście, Śródmiejski Teatr Muzyczny świetnie podołał zadaniu. Premiera musicalu miała miejsce 27 czerwca w warszawskim teatrze muzycznym Palladium i zgromadziła niemal pełną salę ludzi, spodziewających się niesamowitego pokazu śpiewu i tańca. Oceniając po ich reakcjach, nikt nie wyszedł stamtąd zawiedziony.

Musical jest oparty na oryginalnym scenariuszu filmowym Deana Pitchworda. Nastoletni Ren McCormack przeprowadza się wraz z matką z Chicago do małego miasteczka, rządzonego silną ręką wielebnego Moore’a. W miasteczku panują dziwne, rygorystyczne zasady zakazujące m.in. tańca i słuchania rockowej muzyki. Ren buntuje się przeciwko niesprawiedliwemu prawu i planuje obalenie reżimu Moore’a oraz urządzenie wielkiego balu. Aby tego dokonać, musi obudzić ducha miejscowej młodzieży i przekonać radę miasta. Przy okazji, zakochuje się w pięknej i niepokornej córce pastora…

Zaprezentowana w Palladium wersja Footlose ma w sobie wszystkie składowe dobrego musicalu. Dzięki starannemu doborowi aktorów, postaci sprawiają wrażenie żywych i wiarygodnych. Odtwórcy głównych ról wykonali swoje zadanie bez zarzutu, ale moim zdaniem to kilka drugoplanowych postaci skradło show. Pełna życia Rusty, zabawny Willard i komiczna właścicielka baru z burgerami stale budzili salwy śmiechu wśród zebranych. Ich energia i urocze przerysowanie szczególnie zapadły mi w pamięć.

Poziom przedstawienia był wyrównany od pierwszej minuty do ostatniej. Niektóre utwory wywarły na publiczności szczególne wrażenie ze względu na rozmach i precyzję wykonania. Trudno uwierzyć, że można tak dobrze śpiewać, wykonując jednocześnie skomplikowane sekwencje ruchów oraz skacząc i biegając po scenie. Muzyka okazała się tak zaraźliwa, że pobrzmiewała w uszach jeszcze następnego dnia po spektaklu. Wisienką na torcie były dopracowane pod każdym względem choreografia, kostiumy i oświetlenie.

Podsumowując, „Footloose” w wersji Śródmiejskiego Teatru Muzycznego to prawdziwa uczta dla oczu i uszu. Polecam ją szczególnie wszystkim, którzy twierdzą, że nie przepadają za musicalami. Gwarantuję, że zmienią zdanie po pierwszych dwóch utworach.

Teresa Kasprzak
(teresa.kasprzak@dlalejdis.pl)




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat