„Idealne życie Molly” – recenzja

Recenzja książki „Idealne życie Molly”.
„Idealne życie to iluzja, fantazja, kłamstwo, którymi się karmimy, dopóki ktoś nie rzuci na nie światła.”

Molly – tytułowa bohaterka powieści – ma wszystko, czego w życiu pragnie większość kobiet. Dobra praca, ciekawi znajomi, kochający mąż i mądre, samodzielne dzieci. Sielanki dopełnia piękny dom położony na przedmieściach Londynu i wszelkie wygody, o jakich zwykły śmiertelnik może pomarzyć – gosposia, sprzątaczka, drogie i markowe ubrania, jedzenie z najlepszych restauracji. Brzmi świetnie, nieprawdaż?

Niestety, okazuje się, że życie, które bohaterka do tej pory uważała za niemal doskonałe, przestaje takim być. Po wyjeździe dzieci na studia kobieta czuje pustkę; ma wrażenie, że mąż się od niej oddala. Coraz później wraca z pracy; pracuje również w weekendy. W codzienność Molly wkraczają smutek i jej dwie przyjaciółki – rutyna i nuda.

Kiedy znajoma zaprasza Molly na wspólny wyjazd, ta bez wahania postanawia pojechać sama, mimo odmowy męża. Kobieta poznaje tam przystojnego mężczyznę, który wzbudza w niej silne pożądanie. Gdy próbuje go uwieść, ten ją odtrąca. Upokorzona Molly wraca do domu i postanawia zapomnieć o swoich nieudanych miłosnych podbojach. Okazuje się to jednak niemożliwe, gdyż nieznajomy odwiedza bohaterkę w Londynie prosząc o spotkanie, a dzień później policja odnajduje jego zwłoki. Molly okazuje się główną podejrzaną w tej sprawie, jednak, jak się okazuje, to będzie najmniejszym z jej zmartwień…

„Idealne życie Molly” to naprawdę mocno przeciętna książka ze świetnym zakończeniem. Gdyby autorka nadała całej fabule taki rozmach jak ostatnim dziesięciu stronom, osiągnęłaby sukces pokroju Paris czy Gardner.

Jak na thriller ta książka była za spokojna. Przez większość akcji Molly siedzi w domu i rozmyśla albo leży w swoim łóżku i próbuje usnąć, oczywiście rozmyślając i snując różne, czasem absurdalne przypuszczenia. W ogóle główna bohaterka jest – jak dla mnie – strasznie irytująca i męcząca. Widzi, że coś się dzieje z jej mężem to - zamiast zacząć działać na własną rękę np. przejrzeć mu telefon, zorganizować mini śledztwo, iść do niego do pracy – kombinuje jak koń pod górkę i dzwoni do jakiejś koleżanki z prośbą, żeby inna koleżanka się wywiedziała. Działania rodem z podstawówki. Wielokrotnie odniosłam wrażenie, że Molly jest bardzo naiwna; nie potrafiąca działać, ogarnąć swojego życia, niezdarna.

Dodam, że niektóre pomysły autorki wołały o pomstę do nieba! Naprawdę!

+Poturbowana Molly po wyjściu ze szpitala ze złamanym żebrem wychodzi z domu (!) i zakłada szpilki (!!), aby dodać swojej osobie pewności siebie (!!!?). Serio? Ta sama Molly, w stanie jeszcze gorszym, potrafiła stawić czoła oprawcy tak, że nie powstydziłby się jej sam Chuck Norris. Ja rozumiem, że to powieść; że ludzie w sytuacjach zagrożenia dostają ponadludzkiej siły; że adrenalina działa, ale wypadałoby zachować jakiś umiar w tym wszystkim. Przecież Molly cały czas narzekała na swój stan; nie była w stanie z bólu dojść do sypialni, ale jednocześnie nie miała problemu, aby połamana paradować w szpilkach albo szarpać się z przeciwnikiem.

Uważam, że autorka miała całkiem niezły pomysł na fabułę, którą zwieńczyła rewelacyjnym – według mnie – zakończeniem, jednak gdzieś utonęła w absurdalnych sytuacjach i myślach swojej denerwującej bohaterki. Mimo wszystko książka zbiera wiele pozytywnych opinii, więc uważam, że każdy powinien ją przeczytać i wyrobić sobie swoją.

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Valerie Keogh, „Idealne życie Molly”, Muza, Warszawa, 2022.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat