„Jesteś tylko mój” - recenzja

Recenzja książki „Jesteś tylko mój”.
Historia stara jak świat: on i one dwie. Przynajmniej tak może wyglądać to w pierwszej chwili. Wiadomo jednak, że rzadko kiedy uczuciowe sprawy są aż tak proste, a pozory wypaczają prawdę.

Początek banalny, lecz nieczęsto bywa inny. Wspólny taniec, nauka podstawowych kroków i wzajemnego dopasowania własnych ciał, tak by stanowiły dwie połówki jednej całości. Nataszę i Krzysztofa połączyła wspólna pasja - rumba, od niej wszystko się rozpoczęło. Najpierw była przyjaźń, prawdziwa i głęboka, jaką się docenia, gdy się ją traci, ale nim to nastąpi są niekończące się rozmowy, chwile milczenia, pieczętujące wzajemne zrozumienie i wspólne spacery. Jednak w tym czasie nie zaiskrzyło obustronnie, tylko dla niego było to coś więcej niż wspólna pasja, ona nie zauważyła zmiany temperatury uczuć. Kiedy on zainteresował się kimś innym Natasza odkryła co i kto faktycznie jest dla niej ważne, ale wtedy Krzysztof już wybrał inny obiekt dla swoich uczuć. Niewłaściwy moment w życiu i miejsce, a może po prostu zbieg okoliczności sprawia, że pojawia się jeszcze jedna szansa, chociaż tak różna od tego, co mogło być, pozwala na nadzieję, iż właśnie los daje okazję by naprawić błędy z przeszłości. Coś zakłóca plany na przyszłość - ona – Renata, czyli „ta pierwsza”, a raczej świadomość, że jej postać w ogóle istnieje, jest przy nim. Podział znany od zarania dziejów - pierwsza i druga oraz czas dzielony pomiędzy nie. Łatwo osądzić i wskazać winnych oraz ofiarę, bo przecież kochanka wie na co się pisze, gdyby powiedziała „nie”... Chociaż czy naprawdę historia Krzysztofa, Nataszy i Renaty jest aż tak prosta? Każde z nich podjęło decyzję, która miała wpływ na pozostałych i doprowadziła ich do punktu, gdzie jakikolwiek wybór oznacza ból dwojga ludzi. Lepiej nie myśleć o tym co było, co rozdzieliło, jedynie brać z życia tyle, ile daje i nie myśleć o konsekwencjach? Przecież wszystko jeszcze może być takie, jak mogło być... Tylko dlaczego wciąż ONA towarzyszy jak cień, prawie każdej wspólnej chwili? A jak wygląda cała ta historia z JEJ perspektywy? Czy w ogóle liczy się taki punkt widzenia?

Ta druga, ta pierwsza, żona, kochanka i on - mąż oraz kochanek i ojciec. Wszystko wydaje się takie proste. Gdyby nie ona, czyli burzycielka małżeństwa, nic by się nie wydarzyło, wiadomo więc kto jest winny. Jednak książka Joanny Sykat to nie zlepek banałów lub komunałów. Autorka nie ocenia swoich bohaterów, nie wskazuje winnych, nie oskarża, zamiast tego odkrywa przed czytelnikiem świat w jakim nic nie jest oczywiste i takie jak mogłoby się wydawać. „Jesteś tylko mój” to opowieść o zdradzie, miłości i przede wszystkim dojrzewaniu oraz poznawaniu siebie samego. On i one dwie, a pomiędzy nimi morze niedopowiedzeń, wzajemnych oczekiwań, pokładanych nadziei oraz marzeń. Czytelnicy poznają bohaterów z dwóch perspektyw - żony i kochanki, co daje prawdziwy obraz tego, co faktycznie miało miejsce. Każda z nich ukazuje czytającym swoją wersję tego, co się wydarzyło, spaja je osoba Krzysztofa.

Przyjaciółka, żona, kochanka, ta pierwsza i ta druga, etykietki łatwo przypiąć, lecz pod nimi kryje się często rzeczywistość, jakiej nikt się nie spodziewał i to ona jest przedstawiona w powieści „Jesteś tylko mój”. Książka Joanny Sykat to prawdziwy trójkąt bermudzki uczuć, w jakim nie brak zawirowań, katastrof i szukania punktu zaczepienia, wtedy, gdy wszystko wokół wali się i nic nie zapowiada, że jeszcze kiedyś nastąpią dobre chwile.

Katarzyna Pessel
(katarzyna.pessel@dlalejdis.pl)

Joanna Sykat, „Jesteś tylko mój”, Zakrzewie, Replika, 2013




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat