„Kolebka. Teraz, kiedyś, później” - recenzja

Recenzja książki „Kolebka. Teraz, kiedyś, później”.
„Wiesz, kiedy zabierają ci całą przeszłość, okazuje się, że nic nie wiesz także o przyszłości. Wpadasz do czarnej dziury i próbujesz się na nowo zdefiniować – możesz być każdym lub nikim.”

Marta Żółkiewska po śmierci ukochanego dziadka, uciekła z rodzinnego miasteczka do Warszawy. Tam zaczęła układać sobie życie, jeśli ułożeniem życia można nazwać niezbyt satysfakcjonującą pracę w call-center. Tam też poznała mężczyznę, z którym udało jej się stworzyć w miarę szczęśliwy związek. Gdy zaszła w ciążę, poroniła, a w dodatku otrzymała od babci list z dość dziwnym ultimatum, postanowiła wrócić do Starego Zamku. Miejsca, do którego nigdy wracać nie zamierzała.

Kolebka” została podzielona na trzy części: teraz, kiedyś, później, i czytając pierwszą z nich byłam przekonana, że druga i trzecia, będą poświęcone kolejno matce i babce głównej bohaterki. W ogóle wielu rzeczy byłam pewna i w trakcie czytania mi ta pewność znikała, bo co sobie wymyśliłam kierunek, w którym powieść na pewno podąży, to Krzywiec robiła zwrot i podążała w zupełnie inną stronę, raz po raz mnie zaskakując.

To książka wpisująca się doskonale w ten typ powieści, do którego zdążyliśmy się już dobrze przyzwyczaić. Kobieta ucieka do wielkiego miasta, by po latach powrócić do rodzinnego domu i nagle przez to odmienia się jej życie. Nudne i oklepane? Niekoniecznie, bo jest w powieści Krzywiec kilka elementów, które zdają się ją na tle innych wyróżniać.

Kolebka” to opowieść koncentrująca się wokół poszukiwania własnych korzeni, która uświadamia nam jak zadziwiająco mało czasem wiemy o swoich bliskich. Niby żyjemy ze sobą, czy bardziej obok siebie, a jednak nie zadajemy pytań, nie oczekujemy odpowiedzi, a potem okazuje się, że gdy ich zapragniemy, może być już za późno. Marta miała to szczęście, że babcia Flora odchodząc pozostawiła jej pewne wskazówki, ślady, po których wnuczka mogła ją odnaleźć, dzięki którym mogła odkryć ją na nowo. Dobrze to czy źle, nie umiem określić, nie potrafię wybrać czy lepsze jest życie w nieświadomości czy drastyczna zmiana wizerunku osoby, którą kochamy, choć chyba faktycznie niektórym potrzebna jest znajomość przeszłości, aby mogli w pełni zacząć żyć teraźniejszością. Jest jednak we mnie pewna wątpliwość, która każe mi myśleć, że może o pewnych aspektach życia babci Flory, powinna wiedzieć tylko ona sama, po to chociażby, by nie burzyć spójnego, pielęgnowanego przez lata w wyobraźni wnuczki obrazu.

Alina Krzywiec zwraca też uwagę na to jak wojna zmieniła ludzi. Jednych zabiła, innym zabrała rodzinę, dom, miejsce, które mogliby tym domem nazwać, marzenia, nadzieje i plany. Odbierała życie, nie tylko w dosłownym sensie, zmieniała tożsamość, splatała ze sobą często losy ludzi zupełnie do siebie nie pasujących, takich, których pozornie nic połączyć nie mogło. Plątała życiorysy zupełnie obcych osób tak mocno, że bez relacji naocznych świadków, bez rozmowy z kimś, kto to wszystko przeżył, nie jesteśmy już w stanie odplątać ich na tyle, żeby przynajmniej móc zrozumieć.

Choć Krzywiec porusza wiele istotnych kwestii jak homoseksualizm najbliższych, rodzinne tajemnice, utrata dziecka i rodziców czy zaufanie w związku, to jednak „Kolebka” pozostaje książką napisaną wyjątkowo lekko, momentami może się nawet wydawać, że zbyt lekko, ale to sprawia tylko, że pochłania się ją błyskawicznie, choć już pewnie nie tak błyskawicznie o niej zapomnimy.

Izabela Raducka
(kultura@dlalejdis.pl)

Alina Krzywiec, „Kolebka. Teraz, kiedyś, później”, Warszawa, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, 2014




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat