„Moja wewnętrzna moc” – recenzja

Recenzja książki „Moja wewnętrzna moc”.
Myśleć pozytywnie – sporo osób ma z tym problem, zwłaszcza, gdy życie nie rozpieszcza i sypie kłody pod nogi.

Beata Pawlikowska rozpoczyna nową serię swoich książek. W lutym bieżącego roku ukazał się pierwszy tom jej „Kursu pozytywnego myślenia” zatytułowany „Moja wewnętrzna moc”.

Czego spodziewałam się po tej książce? Chyba z uwagi na tytuł całego kursu czegoś pozytywnego i czegoś dodającego mocy, motywacji i inspiracji. Już na samym początku „Mojej wewnętrznej mocy” nic takiego nie znalazłam. Pawlikowska na „dzień dobry” informuje czytelnika, że są w nim dwie osoby. Jedna, którą nam się wydaje, że jesteśmy i inna – nasza podświadomość. Pokazuje świat w ciemnych barwach. Informuje o tym, że większość z nas nosi maski, nie żyje zgodnie z sobą i nie robi tego, co tak naprawdę chce. Podświadomość pcha nas do złych zachowań, do robienia niewłaściwych i sprzecznych ze sobą rzeczy. I tak niemal przez pół książki.

W „Mojej wewnętrznej mocy” autorka po raz kolejny (już chyba tak się dzieje w każdej jej książce niezależnie, czego ona dotyczy) uparcie, co kilka stron powraca do tematu niezdrowej, modyfikowanej żywności, czy zła pod postacią alkoholu i innych używek. Ale to nic. Przyznam szczerze, że po przeczytaniu tekstu: „Każdy może mieć dziecko, jeśli tylko chce. W dodatku wiąże się to z chwilą zakazanej przyjemności, więc jest tym bardziej ekscytujące i tajemnicze” miałam ochotę rzucić książkę w kąt. „Zakazana przyjemność”??. Nie wiem jak to komentować.

Po, powiedzmy sobie, „wstępie teoretycznym” Pawlikowska przedstawia czytelnikowi ćwiczenia. Każde z nich powinno być wykonywane innego dnia. I tu pojawiają się kwiatki w stylu „czynię dobro - segreguję śmieci”, „kocham życie - oszczędnie używam papieru i wody”. Naprawdę spodziewałam się czegoś innego i... mądrzejszego, mniej infantylnego.

Nie wiem, co mogłabym nauczyć się z książki o tak moralizatorskim i butnym tonie. Pisanej jakby przez nauczyciela życia, który przedstawia, ba można powiedzieć narzuca swoje subiektywne spojrzenie na wszystko. Od dłuższego już czasu mam wrażenie, że Pani Pawlikowska postanowiła w każdej swojej książce pisać o tym samym, używając tego samego przemądrzałego tonu.

Nie mogę polecić „Mojej wewnętrznej mocy”, bo książka jest stratą czasu. Przez jej połowę – po raz kolejny - czytamy o tym, jakie zło siedzi w nas, jak podświadomość źle na nas wpływa itp. A w drugiej połowie mamy dzięki ćwiczeniom stać się takimi, jakimi Pani Pawlikowska uważa, że powinniśmy być – jeść zdrowe warzywa i owoce, mięso („jak już musisz”), nie pić, nie palić, segregować śmieci, być eko itp.

Anna Pytel
(anna.pytel@dlalejdis.pl)

Beata Pawlikowska, Moja wewnętrzna moc, Wydawnictwo Edipress Książki, 2017




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat