Jaki człowiek jest, każdy widzi, nie na darmo przecież liczy się pierwsze wrażenie. Trudno zatrzeć złą opinię, chociaż byłaby ona wynikiem bardzo powierzchownego i krótkiego kontaktu. Ludzie już tak mają, że raz wyrobionego zdania, nie lubią zmieniać, a czasem wystarczy drobiazg, by stworzyć sobie obraz kogoś, który niewiele ma wspólnego z prawdą.
Niedzielny poranek, zaczynający się od wybuchu, wróży, że dzień raczej do spokojnych nie będzie należał. Kiedy okazuje się, kto był ofiarą, niepokój ogarnia wszystkich. Zamach bombowy w spokojnej willowej dzielnicy, zamieszkanej przez znających się doskonale sąsiadów, raczej jest ostatnią wiadomością, jakiej można by się spodziewać. Ceniony i powszechnie szanowany profesor nie ginie od bomby, przynajmniej nie w Warszawie, a jednak coś takiego "przydarzyło" się Sylwestrowi Płoninowi i to jeszcze w dzień jego urodzin! Komu mogło zależeć, aby ten człowiek odszedł z tego świata i dlaczego wybrał tak niecodzienne narzędzie?
Siostra, równie uznany naukowiec, odnosząca sukcesy córka, syn, mający pójść w ślady sławnego ojca czy może doktorant i asystent ofiary w jednym? Kto z nich jest na liście podejrzanych? A może sąsiadka lub ktoś ze znajomych maczał w tym zamachu palce? Jest jeszcze pewien bezdomny z upodobaniem do ogrodnictwa, który okazuje się zupełnie kimś innym i nie jest on jedynym ukrywającym coś przed światem. Jak w takiej grupie znaleźć sprawcę, który najwidoczniej rozkręca się, bo bliski znajomy profesora również żegna się z życiem, a na tym jeszcze nie koniec ... Nikt nie jest do końca tym, na kogo wygląda. W pierwszym momencie, każdy ma drugą twarz i jak w takich warunkach prowadzić śledztwo? Wiśniowy jogurt. To on daje wskazówkę w dochodzeniu, dzięki niemu powoli zabójcza układanka zaczyna ukazywać swój prawdziwy obraz.
W "Wiśniowym jogurcie" nic nie jest takie, jakie wydaje się na pierwszy, a nawet drugi rzut oka. Każdy z bohaterów ma kilka twarzy i poznajemy je z perspektywy własnej, jak i opinii pozostałych osób. To, co wydawało się na początku niezaprzeczalnym faktem, wraz z rozwojem akcji ewoluuje, dając w efekcie niespodziewane zakończenie. Często skupiamy się na sprawach nieistotnych, a to co ważne pozostaje niezauważone. Czasem potrzeba jakieś iskry zapalnej, by w końcu spostrzec ważne szczegóły. Dominice Bel udało się w doskonałym stylu i z humorem przedstawić niezwykle istotne problemy, bez uderzania w zbyt ciężkie i poważne tony. Zamiast dramatu sensacyjnego, czytelnik otrzymuje świetnie i lekko skonstruowaną historię, w której osią akcji jest kryminalno-obyczajowa opowieść.
Pierwsze wrażenia bywają mylne, drugie podobnie, czasem trzeba zdjąć z oczu klapki, by dotrzeć do sedna sprawy, mającej całkowicie inny obraz. Uprzedzenia i obiegowa opinia mogą być równe niesprawiedliwe jak ocenianie kogoś po pozorach, tych dobrych jak i negatywnych. "Wiśniowy jogurt" zaskakuje rozwojem fabuły. Gdy już wydaje się, że czytelnik już jest o krok od rozwiązania, okazuje się, że autorka przygotowała kolejną niespodziankę. Dużym plusem są również bohaterowie, panorama ludzkich charakterów, z ich wadami i przywarami idealnie krzyżującymi się z głównym wątkiem. W efekcie czytający otrzymują wciągającą lekturę ze zbyt szybko nadchodzącym końcem. Niestety, często to co dobre, szybko się kończy, ale przecież zawsze można jeszcze raz przeczytać książkę.
Katarzyna Pessel
(katarzyna.pessel@dlalejdis.pl)
Dominika Bel, "Wiśniowy jogurt", Replika 2012