„Niech ci się coś pięknego przyśni” - recenzja

Recenzja książki „Niech ci się coś pięknego przyśni”.
„Śnijcie piękne sny. Oboje. Kiedy śni się razem, są więcej warte.”

Oparta na wątkach autobiograficznych powieść Massima Grammelliniego, włoskiego dziennikarza, zachwyca prostotą i oczarowuje szczerością wypływającą spomiędzy wersów, choć cała historia zbudowana jest na jednym, wielkim kłamstwie.

Massimo w wieku dziewięciu lat doświadczył jednej z największych tragedii. Jako chłopiec nie do końca jeszcze doceniający fenomen życia, musiał zmierzyć się ze śmiercią najbliższej każdemu dziecku osoby - matki. Czterdzieści lat później wraca do dnia, który zmienił wszystko, próbując dociec skrywanej przez najbliższe otoczenie prawdy, która wychodzi na jaw zupełnie niespodziewanie, analizując swoje późniejsze życie, związki z ojcem i kobietami, które spotykał na swej drodze, czy to w roli opiekunek, czy partnerek.

Śmierć matki była tym, co, przynajmniej według samego Massimo, ukształtowało całe jego życie, stosunki z kobietami, z ojcem i z innymi ludźmi. To wydarzenie, które na dziewięcioletniego chłopca miało tak ogromny wpływ, że nawet jako dorosły mężczyzna, nie do końca potrafi sobie z tym poradzić. Być może z powodu ogromnej tęsknoty, być może dlatego, że żadna inna kobieta nie potrafiła mu tej jednej, najważniejszej zastąpić, być może z powodu ojca, od którego nie czuł wsparcia, a być może po prostu dlatego, że… wszelkie niepowodzenia łatwiej mu dzięki temu tłumaczyć.

Największe wrażenie wywarło na mnie swego rodzaju zjednoczenie z ojcem. Wiele lat musiało upłynąć, wiele słów zostać wypowiedzianych, wiele żalu się zgromadzić, żeby dziewięciolatek, a później już dorosły Massimo, zrozumiał w pełni motywację rodzica i docenił uczucie, jakim ten niewątpliwie go darzył. Dopiero poznanie prawdy sprawiło, że bohater był gotów stanąć twarzą w twarz z demonami przeszłości i zupełnie inaczej spojrzeć na tą, która odeszła i tych, którzy zostali.

Niech ci się coś pięknego przyśni” to książka napisana dość prosto, ale jest w niej jakiś urok, coś, co zachwyca, co urzeknie każdego z czytelników. Za pomocą prostych słów udało się Gramelliniemu stworzyć opowieść naprawdę niezwykłą, wartą uwagi, zapadającą w pamięć na długo po zakończeniu lektury. W trakcie czytania zaznaczałam sobie fragmenty, które mnie ujęły, które coś we mnie poruszyły. Po przeczytaniu całości okazało się, że mój egzemplarz, wypełniony zakładkami indeksującymi, mieni się różnymi kolorami. Być może właśnie o to chodzi. Przecież wcale nie potrzeba wielkich słów, żeby stworzyć coś pięknego. Nie przechodźcie obojętnie obok tej książki, przeczytajcie ją, bo naprawdę warto. A potem… niech wam się coś pięknego przyśni.

Izabela Raducka
(kultura@dlalejdis.pl)

Massimo Grammellini, „Niech ci się coś pięknego przyśni”, Warszawa, Wydawnictwo W.A.B. 2014




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat