„Okruchy gorzkiej czekolady. Morze ciemności” – recenzja

Recenzja książki „Okruchy gorzkiej czekolady. Morze ciemności”.
„Życie jest jak pudełko czekoladek – nigdy nie wiesz, co ci się trafi”

Ta felerna, gorzka czekolada. Czy ktokolwiek z nas lubił ją w dzieciństwie? Oczywiście, że nie! Otrzymanie od cioci czy babci gorzkiej czekolady w ramach podarku wiązało się z potwornym uczuciem zawodu.  Najpyszniejsze były, rzecz jasna, te mleczne, z nadzieniami lub z dodatkiem orzeszków laskowych przyjemnie chrupiących pod zębami. Co ważne, mimo swojego gorzkiego smaku, czekolady te – paradoksalnie – można znaleźć właśnie na dziale ze słodyczami.

Życie – podobnie jak babcie czy ciocie – obdarowuje nas, wbrew pozorom, niezwykle hojnie. Otrzymujemy dar istnienia, piękny świat, świeże powietrze, by móc oddychać oraz promienie słońca nieśmiało wdzierające się latem przez szpary w zasłoniętych żaluzjach. Otrzymujemy też innych ludzi, aby mieć z kim dzielić się swoimi dobrami. Bywa jednak, że w naszym życiowym pudełku słodkości natrafimy na gorzką czekoladkę; na ten pseudosłodycz, cierpki w smaku, który chcąc nie chcąc musimy przełknąć. Do ostatniego okruszka.

Ania Kielanowicz miała chyba wszystko, co potrzebne do szczęścia – kochających rodziców, przyjaciół, chłopaka, pasje. Niedawno wraz z rodzicami wprowadziła się do nowo zakupionego domu, który mimo wielu mankamentów i niedogodności, oczarował dziewczynę swoim klimatycznym wnętrzem i pięknym ogrodem. Mogłoby się wydawać, że nic nie jest w stanie zakłócić tej idylli. Los jednak zadecydował inaczej. Dziewczyna w wypadku samochodowym traci rodziców i z dnia na dzień staje się sierotą. Sama, bez najbliższej rodziny (jedynie z ciotkami na karku, które traktują ją jak zawalidrogę), musi stawić czoła nowej, przerażającej rzeczywistości. Rzeczywistości bez ciepłych słów mamy, bez otuchy ze strony taty; rzeczywistości ziejącej pustką pozostawionego w nieładzie domu i wreszcie rzeczywistości, w której niczym echem odbijają się wydarzenia minionych dni. Czy Ania kiedykolwiek pogodzi się z tym, co ją spotkało? Czy los pokaże jej inne oblicze? Zapewne domyślacie się odpowiedzi, bo przecież nic – nawet to, co najgorsze – nie trwa wiecznie. Warto jednak zanurzyć się w lekturze i razem z bohaterką, krok po kroku „z Żywymi naprzód iść,/ Po życie sięgać nowe”.

Śmierć najbliższych osób jest niewątpliwie tematem trudnym.  Przewraca życie do góry nogami; przewartościowuje świat; oddala od Boga lub do niego przybliża, a także powoduje pęknięcie wszelkich wewnętrznych tam, pozwalając, by do głosu doszły te najgorsze myśli. Elżbieta Sidorowicz w sposób absolutnie mistrzowski opisała kolejne etapy żałoby bohaterki – od niedowierzania i wypierania, przez smutek aż do pogodzenia się ze stratą. Emocje bohaterki wydawały mi się tak bardzo realne i bliskie, że w ferworze zaczytania już nie wiedziałam, czy ten straszliwy smutek jest mój, czy bohaterki – a może po prostu jej smutek stał się z czasem moim? Podczas czytania miałam naprawdę chwile zwątpienia, zamykałam książkę, brałam kilka głębszych oddechów, a po kilku chwilach znów do niej wracałam. I o ile samo przeczytanie odbyło się w ekspresowym tempie, o tyle pozbieranie swoich uczuć i doznań, aby móc napisać tę recenzję – zajęło mi trochę więcej czasu.

„Morze ciemności” nie jest powieścią ani małą, ani łatwą. Jest za to książką po brzegi wypełnioną emocjami, prawdziwą, z bohaterami z krwi i kości i wreszcie – książką bez lejącego się tu i ówdzie lukru. Dodatkowo język, którym posługuje się autorka, jest niesamowicie barwny, nasączony lirycznością, a zarazem bardzo swobodny. To powoduje, że przez powieść się po prostu płynie. Każdy koneser dobrej literatury z pewnością doceni też mnogość nawiązań do kultury – filozofii, sztuki czy muzyki, które wzbogacają treść książki.

Mimo dość przygnębiającej tematyki i smutnego początku, książka Elżbiety Sidorowicz w rzeczywistości jest głęboką afirmacją życia. I chociaż pierwszy plan zdominowany przez główną bohaterkę spowija mrok, to gdzieś z oddali wyłania się jasność. Pod grubą warstwą popiołów, cierpienia i czarnych myśli cały czas, miarowo i nieustanne, bije gorące serce życia, które trwa tu i teraz; w którym tak naprawdę chcemy uczestniczyć, które poznawać pragniemy w zachwycie. Powieść daje nam do zrozumienia, że zawsze jest dla nas szansa, o którą warto walczyć. Nawet tonąc w morzu ciemności trzeba, niekiedy z wielkim wysiłkiem i spod wpółprzymkniętej powieki, szukać gdzieś na horyzoncie tego jednego, jedynego promienia światłości. Bo on jest. I cierpliwie czeka, aż go dostrzeżemy.

Chciałabym gorąco podziękować pani Elżbiecie. To właśnie takie książki pozwalają nam jeszcze bardziej doceniać to, co mamy; spojrzeć na życie inaczej i intensywniej przeżywać każdą chwilę. Z niecierpliwością czekam na drugi tom.

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Elżbieta Sidorowicz, "Okruchy gorzkiej czekolady. Morze ciemności", Zysk i S-ka 2019




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat