Uczuciowa karuzela

Recenzja książki "Moja wielka miłość".
Tytuł czasem z góry wydaje się zdradzać treść książki. Kiedy czyta się "Moja wielka miłość" skojarzenia nasuwają się same.

Pytanie tylko czy są one właściwe? A może całkiem co innego jest motywem książki pod takim tytułem?

Przypadek czasem sprawia, że dwoje ludzi spotyka się i wbrew logice zakochuje się, ale nie w potocznym tego słowa znaczeniu. To nie zwykła miłość, a coś całkiem innego, wymykającego się utartym schematom, zresztą kiedy dotyczy takich osób jak Bella i Franciszek Fiszer trudno mówić o jakichkolwiek zasadach, chyba, że są one tworzone przez nich samych. Rok 1930 zapisze się już na zawsze w pamięci Izabeli, ówcześnie Gelbardowej, po pierwsze z powodu powrotu do Warszawy po 6-letnim pobycie w Paryżu, po drugie dzięki spotkaniu właśnie Franza.

Kim był Fiszer? Dzisiaj można by powiedzieć, iż postacią kultową, więcej niż symbolem, kimś kto tworzył ludzi i to dosłownie. Jedyny i niepowtarzalny Franciszek Fiszer oraz równie niezwykła Bellunia, oboje jednocześnie będący dziećmi swojej epoki i ją wyprzedzający. W chwili spotkania słynny był on, ona, po raz kolejny, debiutowała w warszawskich kręgach towarzysko - kulturalnych. Miejsce spotkania jest, a raczej było, równie sławne jak jego goście – restauracja Ziemiańska, przy stolikach częstymi bywalcami byli: Tuwim, Leśmian, pułkownik Wieniawa - Długoszewski i Karol Szymanowski oraz wielu innych, których nazwiska obecnie są w panteonie polskiej kultury i sztuki. W takim otoczeniu nic zwykłego nie miało prawa się zapoczątkować, więc również nic dziwnego, że znajomość Belli i Franciszka trudno zdefiniować w prostych kategoriach.

Filozof, po jakim nie została żadna książka, bo i też nie napisał ani jednej, lecz jego słowa wypowiedziane okazały się mieć o wiele większą siłę przetrwania w ludzkiej pamięci niż ich wersja utrwalona drukiem. No i Izabela, żona Jerzego Gelbarda, muza i przyjaciółka poetów oraz muzyków, późniejsza pisarka. Taki duet osobowości to prawdziwa chodząca bomba, chyba, iż któraś ze stron podda się dyktatowi, a raczej ulegnie niezwykłemu czarowi, tej drugiej. Kto w tym niezwykłym związku piastował funkcję przywódcy, a kto zwykłego szeregowego? Tak naprawdę nie było to ważne, każde z nich dawało sobie nawzajem wsparcie, służyło pomocą, ale i nie szczędziło gorzkich uwag. Nie można także zapomnieć o ich otoczeniu, gdzie żyło się poezją, rautami, sztuką i bywaniem na salonach literackich. Taki obraz Warszawy rzadko kiedy przebija się do szerszej wiadomości, wydaje się, iż polska stolica pozostawała w cieniu Paryża czy też Berlina. Jednak ze wspomnień wyłania się jej całkiem inny portret, na którym nie brak i barwnych osób i wielkich twórców, wspaniałych przyjęć i zachwycającego życia kulturalnego.

Przyjaźń to słowo zbyt małe, by pomieścić to, co połączyło Bellę i Franciszka Fiszera, może lepszym określeniem jest związek dusz, chociaż czasami niedoskonały i dla wielu niezrozumiały, trwał pomimo upływu lat i pozostał w pamięci na zawsze, nawet gdy zabrakło jednego z tej pary. Czytając "Moją wielką miłość", może się początkowo wydawać, że tytuł jest na wyrost i myli czytelników. Jednakże kiedy kończy się lekturę, czytający ma całkiem inne odczucia. Zasługa w tym nie tylko wiernie oddanym wydarzeniom i słynnym postaciom, lecz przede wszystkim uchwyceniu tego, co związało ze sobą bohaterów.

"Moja wielka miłość" to kolejna część wspomnień Izabeli Czajki-Stachowicz, kobiety niezwykłej, jakiej życiorys jest zapisem kilku epok, w każdej z nich pozostawiła przecież po sobie ślad. Tym razem autorka skupiła się na swojej znajomości z Franciszkiem Fiszerem, postacią, która dzięki jej książce została przypomniana. To, co połączyło tych dwoje opisać, słowa czasem nie oddają w pełni emocji i uczuć, lecz pisarce udało się za ich pomocą ukazać nietuzinkowych ludzi, nie ukrywając ich wad i bez zbytniego podkreślania zalet. Co ważne nie zostało pominięte tło czyli życie towarzysko-kulturalne lat trzydziestych w Warszawie i to takim jaki było, bez uciekania się do budowania pomnikowych opisów. "Moja wielka miłość" przedstawia panoramę, zmiecioną z powierzchni wojenną zawieruchą, ale pozostałą w pamięci ludzi ją tworzących.

Katarzyna Pessel
(katarzyna.pessel@dlalejdis.pl)

Izabela Czajka-Stachowicz, "Moja wielka miłość" , WAB 2013




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat