„Układ nerwowy” - recenzja

Recenzja książki „Układ nerwowy”.
Z ogromną niecierpliwością czekałam na „Układ nerwowy”, podświadomie stawiając tej książce ogromne wymagania. W pewnym momencie zaczęłam się nawet bać, że autorka im nie podoła.

Magdalena i Szymon to małżeństwo idealne. Brzmi to może nieco banalnie, ale trudno określić ich inaczej. Na taką rodzinę często spogląda się z zazdrością, marząc o tym spokoju, własnym mieszkaniu i domku, budowanym gdzieś na przedmieściach. O dziecku, może lekko nadpobudliwym, ale jednak niesprawiającym większych kłopotów. O mężu, który zapewnia rodzinie bezpieczeństwo, zarabiając wcale niemało i sprawiając, że kobieta może w pełni oddać się dbaniu o domowe ognisko. A jednak, jak się okazuje, także w takich rodzinach czasem pojawia się rysa, która rozrastając się w każdą możliwą stronę, sprawia, że to, co budowane przez lata, nagle zaczyna pękać.

Agnieszka Gil z łatwością wnika w psychikę swoich bohaterów, ukazując przede wszystkim lęki Magdaleny. To, jak bardzo stara się uwierzyć, że wszystko jest tak, jak być powinno. To, jak bardzo stara się nie widzieć pewnych, czasem naprawdę bardzo znaczących, sygnałów. To, jak stara się tuszować swoją sytuację przed otoczeniem, wierząc w to, że nikt poza nią nie zauważy, że w jej małżeństwie są jakieś problemy. Co prawda większość wydarzeń poznajemy z perspektywy właśnie Magdaleny, ale to nie przeszkadza autorce w ukazaniu także słabości alkoholika, który sobie i otoczeniu próbuje udowodnić, że wszystko jest w porządku, czy mechanizmów obronnych dziecka, które nie chce widzieć tych słabości i wciąż narastającego napięcia między rodzicami, co mimo starań i tak odciska piętno na jego psychice. Ważne jest również to, że autorka pokazuje małżeństwo Magdaleny i Szymona oczami innych - znajomych, którzy wpadli na kolację, czy zupełnie obcej osoby - Ormianki, którą kobieta mija codziennie na ulicy.

Alkoholizm na ogół kojarzy nam się z patologią, z domem, w którym panuje bieda, z ludźmi ledwie dociągającymi do ostatniego dnia miesiąca, często w ogóle bez pracy. Osoba uzależniona kojarzy nam się z brudem, smrodem, z rękami wyciąganymi gdzieś pod supermarketem i cichym, albo nieco głośniejszym bełkotem. Z przekleństwami rzucanymi w naszą stronę, gdy nie chcemy dać tych 50 groszy „na bułkę”. Agnieszka Gil pokazuje zupełnie inne oblicze tej choroby i bardzo mocno uwrażliwia na pewne sygnały. Sprawia, że zaczyna się myśleć i to myśleć bardzo intensywnie, bo może to, że twój mąż, syn, czy ojciec nie awanturuje się po alkoholu, a grzecznie idzie spać, wcale nie sprawia, że problem znika. Może to, że twoja żona, córka, czy matka traci rachubę, nie potrafiąc podać już ilości wypitego alkoholu, ale śmieje się i dobrze bawi w towarzystwie, wcale nie oznacza, że problemu nie ma i nigdy nie było. To, że osoba uzależniona nie niszczy wszystkiego wkoło i nie rzuca się z pięściami na najbliższych, jeszcze nie znaczy, że wszystko jest w porządku, że nie jest w stanie zniszczyć ich psychicznie, zrzucając na nich część winy, sprawiając, że dzień za dniem zaczynają odczuwać coraz większy lęk, strach, coraz większy wstyd, chociaż przecież nie powinni mieć się czego wstydzić. Co gorsze, alkoholizm najbliższej osoby, sprawia, że przestajemy myśleć o sobie i rzadko kiedy przychodzi nam do głowy, że sami możemy potrzebować pomocy.

Mimo ogromnie trudnej tematyki, „Układ nerwowy” czyta się dość lekko, bo Gil rozluźnia atmosferę opisami codzienności swojej bohaterki. Odprowadzanie córki do przedszkola, spacery po parku, spotkania z przyjaciółką, nowa praca. Zdawałoby się, że to rzeczy, które mogą albo znudzić, albo całkowicie oderwać naszą uwagę od głównego wątku. Ale wcale się tak nie dzieje, bo te krótkie epizody, znane tak dobrze każdemu z nas, tylko uwydatniają to, co autorka chciała przekazać - to może zdarzyć się każdemu.

Dodatkowo zachwyciły mnie też opisy wrocławskich miejsc, w których widać ogromną miłość autorki do rodzinnego miasta. Gil zabiera nas w podróż po starym cmentarzu żydowskim, parku staromiejskim, bożonarodzeniowym jarmarku, który pojawia się we Wrocławiu rokrocznie. A wszystko opisuje z taką dbałością o szczegóły, że czytelnik ma wrażenie jakby właśnie znalazł się w uroczej teatralnej kawiarni czy cudnym Błękitnym Kuferku. W pewnych momentach nawet żałowałam, że nie znam niektórych opisywanych przez nią okolic.

Agnieszka Gil podjęła się bardzo trudnego tematu. Takiego, w którym łatwo nie tylko o drobne potknięcia, ale i o całkowite przejaskrawienie, o brak autentyczności, o zbyt wielki melodramatyzm albo pójście w kiczowaty happy end. Bałam się tego. Bałam się tych potknięć i tego, że „Układ nerwowy” w pewnym momencie zacznie zalatywać fałszem, a jego bohaterzy staną się zbyt sztuczni. Z tym większą przyjemnością mogę więc napisać, że z uzależnieniem i współuzależnieniem, wniknięciem w psychikę swoich bohaterów oraz opisaniem mechanizmów nimi rządzących, autorka poradziła sobie doskonale. Jej gratuluję, czytelnikom polecam, a sama czekam na kolejną książkę.

Izabela Raducka
(kultura@dlalejdis.pl)

Agnieszka Gil, „Układ nerwowy”, Warszawa, Nasza Księgarnia, 2014




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat