„W labiryncie” – recenzja

Recenzja książki „W labiryncie”.
Czy możliwa jest całkowita i niezaprzeczalna wygrana ze złem?

Tuż przed tym, gdy priorytetem stało się dołączenie do akcji #zostanwdomu, do polskich kin wszedł film „W labiryncie”. Zapewne niewiele osób miało okazję go zobaczyć, zanim kina zostały zamknięte. Dzięki wydawnictwu Albatros mamy jednak szansę przeżyć tę historię. Nie wiem, czy książka jest lepsza od ekranizacji, ale papierowa wersja „W labiryncie” z całą pewnością Was nie zawiedzie i zapadnie w pamięć na całkiem długą chwilę.

O czym jest ta historia? Po 15 latach niewoli z rąk psychopaty uwalnia się Samantha. Porwana jako zaledwie trzynastoletnia dziewczynka, dziś staje przed bardzo trudnym zadaniem – ma pomóc w schwytaniu swojego oprawcy z pomocą specjalisty. Tylko jak to zrobić, gdy przede wszystkim chce się zapomnieć, a rzeczywistość miesza się ze snem i halucynacjami? Co w tych wspomnieniach jest kotwicą, jakiej można się uchwycić, by nie zwariować?

Na porywacza poluje nie tylko profiler – dr Green, współpracując z uratowaną dziewczyną, ale także prywatny detektyw Bruno Genko, dla którego ta sprawa jest jednocześnie próbą rozliczenia się z przeszłością. Tak więc poszukiwania śledzimy przez cały czas z dwóch perspektyw – Samanthy, próbującej odtworzyć wspomnienia i detektywa, przemierzającego miasto w poszukiwaniu kolejnych tropów. Choć te dwie narracje prowadzone są oddzielnie, to jednak sposób ich przeplatania sprawia, że książka właściwie ani na chwilę nie traci swojego tempa. Wskazówki dotyczące rozwiązania zagadki zostały sprytnie rozłożone w całej książce, nie pozwalając się czytelnikowi nudzić.

Muszę przyznać, że ta książka mnie zaskoczyła. Nie miałam wcześniej styczności z powieściami Donato Carrisiego, więc nie wiedziałam, czego się spodziewać. I być może to sprawiło, że z taką intensywnością odebrałam tę historię. Bo „W labiryncie” robi z czytelnikiem coś takiego, że nie można być pewnym tego, co czai się na kolejnej stronie.

Na początku wydaje się, że Donato Carrisi napisał po prostu dobrze skonstruowany i dość przewidywalny thriller. Czytało się przyjemnie, ale w którymś momencie zyskałam pewność, że wiem, do czego ta historia prowadzi. A jednak, myliłam się.  Było trochę tak, jakby przez pierwszą część książki autor prowadził czytelnika za rękę, palcem pokazując mu kolejne zdarzenia. I kiedy wydaje się, że razem odkryjemy ostatnią kartę, Donato Carrisi puszcza naszą rękę i rozpływa się we mgle pełnej niedomówień, mętnych wskazówek. I nagle czytelnik zostaje pozostawiony sam sobie z toczącą się akcją. Oczywiście zdradzenie zbyt wielu elementów fabuły równałoby się z zepsuciem zabawy innym czytelnikom, więc nic więcej nie napiszę, poza tym, że warto zagłębić się w ten mroczny świat.

AP
(biuro@dlalejdis.pl)

Donato Carrisi, „W labiryncie”, Albatros , Warszawa, 2020




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat