Wielobarwna gawęda

Recenzja książki "Siedlisko".
W końcu dostałam okazję przeczytania tego, co wcześniej zobaczyłam. Jak to jednak jest, gdy przekłada się kadry na papier?

Najpierw był serial "Siedlisko", który po raz pierwszy oglądałam kilka dobrych lat temu. Spotkanie to było zupełnie przypadkowe, ale nie skończyło się na obejrzeniu tylko jednej części. Oczarowanie przyszło od razu i tak pozostało do ostatnich minut finalnego odcinka. Co mnie urzekło w tej produkcji? Po pierwsze wspaniali aktorzy - Anna Dymna i jej serialowy mąż Leonard Pietraszak oraz wspaniały drugi plan z Marianem Opanią, Stanisławą Celińską oraz Krzysztofem Kowalewskim. Z resztą wykonawcy to plejada polskiego filmu, a każda rola, nawet ta najmniejsza, była dopracowana pod każdym względem. Jednak artyści to jedno, lecz najważniejsza jest sama historia i to ta w formie fabuły, jak i prawdziwe dzieje Mazur z okresu wojny i powojennych lat. Z takiej mieszanki powstał obraz zapadający w pamięć, a przy każdej następnej powtórce nowe detale były wychwytywane. Żałowałam wtedy, że to nie ekranizacja książki, na szczęście można było obejrzeć po raz kolejny perypetie zwykłych/niezwykłych postaci. Rzadko kiedy adaptacja papierowa powstaje na podstawie wersji filmowej, ale nadzieja opłaciła się. W końcu dostałam okazję przeczytania tego, co wcześniej zobaczyłam. Każdy ma własne wyobrażenia swoich postaci, które później konfrontuje z tym, co widzi na ekranie. Jak to jednak jest, gdy przekłada się kadry na papier? Łatwiejsze zadanie, a może trudniejsze?

Panistruga, punkt na mapie zagubiony gdzieś w mazurskim krajobrazie, kraina z dziecięcych wspomnień. Marianna pamięta wakacje spędzane u ciotki, beztroskie letnie dni i kobietę, która poświęciła wiele dla życia w tym miejscu. Lata nieobecności wygładziły wspomnienia, a może faktycznie są one tak idealne, że postronnym, chociaż najbliższym ludziom, wydają się nierealne, wręcz wymyślone. Co może zachwycać człowieka, który widział niejedno w kraju, jak i zagranicą? Marzenie i realizm rzadko kiedy idą w sobie w parze, a jeżeli do tego dodać ironię, to raczej trudno oczekiwać powrotu do tego, co było. Ale to dopiero początek, bo czasem stanowcze "NIE" zmienia się w niespodziewane "TAK". Kontrast pomiędzy przyjezdnymi i miejscowymi jest wyraźny, ale wbrew pozorom możliwe jest przerzucenie mostu nad nimi, chociaż zaskakuje on czasem postacią, jaką przybiera.

"Siedlisko" to nie przesłodzony portret, pełen lukru, w którym nie ma miejsca na negatywne strony życia. Panistruga nie jest rajem, a jej mieszkańcy to nie aniołowie. Przedstawieni są jako ludzie z krwi i kości - z zaletami, przywarami, popełniający błędy i mający swe słabości. Taki portret emanuje kolorami, przyciąga wzrok mnogością ciekawych detali i elementami, które na pierwszy rzut oka wydają się nie pasować do całości, lecz wbrew wszystkim zasadom świetnie komponują się z resztą. Marianna i Krzysztof nestorzy rodu, ich dzieci, znajomi ze stolicy i miejscowi, panorama bohaterów - nieidealnych, lecz przyciągających swą osobowością, mazurskie krajobrazy, a to wszystko ukazane w rytmie pór roku. Są więc kłótnie przypominające letnie burze i poważne problemy, przenikające serce jak zimowy ziąb, jednak jest również uczucie szczęścia o zapachu wiosennych kwiatów. Film i książka, dwa różne środki przekazu, ale historia nic traci w swoim przekazie ani w jednym, ani w drugim, urok pozostaje i nawet jest jakby większy. Pomimo, że opowieść nie jest bajkowa, to ma w sobie atmosferę pewnej nierzeczywistości, a może takie wrażenie sprawia mgła unosząca się znad jezior? Warto przeczytać i zobaczyć perypetie bohaterów, czasem znanych z dnia codziennego, a czasem zupełnie obcych. W tym przypadku trudno wskazać wyższość lektury nad serialem lub odwrotnie, ponieważ każdy jest równie interesujący i wciągający. Oba przenoszą widza i czytelnika w krainę może znaną z dzieciństwa, a może w miejsce z marzeń, jednak ukazują również, iż trzeba włożyć dużo pracy, by móc cieszyć się z efektów swoich starań. Nostalgiczny wizerunek, do którego chce się wracać raz za razem, by odnaleźć cząstkę tego, co tak często ginie w codziennej bieganinie, a bohaterom udało się to odnaleźć. „Siedlisko” to wielobarwna gawęda, która pod wierzchnią warstwą prostoty, skrywa skomplikowane relacje ludzkie.

Katarzyna Pessel
(katarzyna.pessel@dlalejdis.pl)

Janusz Majewski, "Siedlisko", Wydawnictwo Marginesy




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat