Zapraszam do Piekła

Recenzja książki „Śmierć w pigułce”.
Kolejny raz Filip Engell ląduje w królestwie Lucyfera przez zupełny przypadek.

Tym razem trafia tam, by pomóc Sørenowi, który niechybnie połknął pigułkę przemiany, będąc przekonanym, że to… proszek od bólu głowy. Pytanie tylko jak pomóc koledze i wyciągnąć go z miejsca, w którym z całą pewnością nie powinien się znaleźć, a przynajmniej jeszcze nie teraz, skoro zupełnie nie wiadomo jakie to miejsce? Pomijając już całą rozległość samego Piekła, które zdaje się ciągnąć w nieskończoność, nie zapominajmy, że Søren mógł trafić także do Hadesu, Hellu, Asgardu, może i nawet do… Raju. Choć to akurat w jego przypadku wydaje się to całkiem nieuzasadnione.

Okazuje się też, że od ostatniego pobytu Filipa w Piekle, wiele się tam zmieniło. I to wcale nie na lepsze. Diabły otrzymały śmiertelność, za którą nie są ani trochę wdzięczne, zaczynają się więc bunty i ucieczki, brakuje rąk do pracy, potępieńcy panoszą się bez nadzoru, a w powietrzu wisi groźba wojny. Może więc kolejna śmierć Filipa wcale nie jest tylko przypadkiem?

Kenneth B. Andersen już po raz trzeci zabiera nas w niezwykłą podróż po czeluściach Piekła i nie tylko. Mamy też okazję pohasać po zielonych łąkach Raju i zajrzeć do starożytnego świata umarłych, w których rządzi nieco psychopatyczny Hades. Odkrywamy kolejne zakamarki królestwa Lucyfera, goszcząc u samotnego, a przez to odrobinę szalonego malarza, czy trafiając do przerażającego Lasu Strachu. Spotykamy kolejne tak dobrze znane nam postacie. Kuba Rozpruwacz uciekający przed zabitymi kobietami, Barabasz mający smaczek na Filipa, Noe błąkający się po Piekle w poszukiwaniu odrobiny spokoju i zapomnienia czy Herkules odczuwający wieczne pragnienie - to tylko niektóre z nich. Każda kolejna część „Wielkiej wojny diabłów” okazuje się dla mnie świetną rozrywką. Mało tego, mam wrażenie, że im dalej, tym bardziej te książki mnie wciągają i robi mi się po prostu przykro na myśl o tym, że powoli zbliżamy się do finiszu. Choć po cichu liczę ciągle na to, że na tym cyklu autor swej twórczości nie zakończy.

Niestety, tym razem bardzo wyraźnie widać pośpiech i niedokładność przy samym przygotowaniu książki do druku. Liczne literówki, brak znaków interpunkcyjnych oraz zdania bez ładu i składu momentami mocno psuły odbiór całości. Mimo tego bez wahania mogę napisać, że to najlepsza część cyklu, a zakończenie zaserwowane nam przez autora aż zmusza do sięgnięcia po tom ostatni. Miejmy nadzieję, że równie zaskakujący i... o wiele bardziej dopracowany pod względem technicznym.

Izabela Raducka
(izabela.raducka@kobieta20.pl)

Kenneth B. Andersen, „Śmierć w pigułce”, Wydawnictwo Jaguar 2011




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat