„Anioł Jessiki” – recenzja

Recenzja książki „Anioł Jessiki”.
Czy sądzisz, że wiesz, co znajduje się za ścianą twojego pokoju...?

Za ścianą, a może nawet w ścianie. Niech nie zwiedzie cię bowiem pozorna trójwymiarowość pokoju, długość, szerokość i wysokość ścian, ruch drzwi w przód i w tył, szyby ukazujące wyłącznie to, co na zewnątrz, na dworze. Nasz świat nie jest jedynym światem, który istnieje, jedynym do którego mamy dostęp. Ten drugi znajduje się tuż na granicy naszej skóry, każdy włosek na ręce jest do niego kluczem, każdy oddech odbija się od jego płaszczyzny. Wystarczy uwierzyć, zaufać, otworzyć szerzej oczy i... po prostu do niego wejść.

Historia zatoczyła koło. Kiedy byłam nastolatką, czternastolatką bodajże, wyjechałam z pierwszym poważniejszym chłopakiem i jego rodziną nad morze, gdzie jak zwykle oddałam się pasji chodzenia po straganach i dotykania wszystkiego, co tylko dało się tam znaleźć. Kolory, kształty, zapachy... nadbałtyckim miejscowościom i kupczącym tam właścicielom hotelików można zarzucić wiele, ale nigdy nie zrugałabym ich za rozbudzanie konsumpcjonizmu w turystach. Chcą kupować – niech kupują, nie chcą – niech nie kupują. Każdy ma swój rozum. Poza tym niekiedy można znaleźć naprawdę ciekawą i tanią rzecz, taką na przykład książkę. Stragany z powieściami to bowiem jedne z moich ulubionych punktów nad morzem, odpowiadających wielkomiejskim Tanim Książkom. Tyle że na urlopie człowiek jest bardziej skłonny do wydawania pieniędzy na wszystko i nic zarazem. I na poznawanie nowości, co oczywiste.

Dla mnie nowością w owe pamiętne wakacje była powieść „Zaklęci” – prawdopodobnie pierwszy horror, który kupiłam sobie sama, a także pierwsze dzieło nieznanego mi Grahama Mastertona, „jakiegoś tam podrzędnego autora”, a jak się miało wkrótce okazać, autora całkiem znanego i cenionego nie tylko w dziedzinie literatury horroru, ale również poradników seksualnych. „Zaklęci” rzucili na mnie zaklęcie od pierwszym stron i tak oto zostałam wierną fanką Mastertona, zaciekle walcząc ze stereotypem Kinga w roli króla horroru.

Teraz zaś, po długim czasie niebycia w Taniej Książce i latach niekupowania nowych powieści brytyjskiego pisarza, w ręce wpadł mi „Anioł Jessiki”, obraz o tyle ciekawy, że pozwalający mi użyć sformułowania „zatoczyć koło”. Opowiada on bowiem historię człowieka, który uzyskał dostęp do nowego wymiaru, wymiaru znajdującego się nie za ścianą, ale w niej, zupełnie jak w „Zaklętych”. Zacierając ręce z ekscytacji, zabrałam się do czytania.

Niestety, minął jeden dzień, a ja zakończyłam lekturę z nietęgą miną. Gdyby ktoś zasłonił wcześniej okładkę, a ja nie wiedziałabym, że autorem jest Masterton... cóż, nigdy bym nie zgadła. „Anioł Jessiki” to bowiem opowiadanie naiwne, bez jakichkolwiek elementów erotycznych, tak znamiennych dla horrorów Mastertona, z nielicznymi tylko krwawymi scenami, opowiadający o dzieciach i jakby... dla dzieci. Takie odniosłam wrażenie. Wrażenie rozrywające moje serce z żalu i rozpaczy.

Ów zły odbiór powieści może oznaczać tylko dwie rzeczy: albo Masterton obniżył loty, albo to ja – jako dziecko – odbierałam jego powieści jako rewelacyjne, a dziś po raz pierwszy spojrzałam prawdzie w oczy. Nie wierzę i nie uwierzę w opcję trzecią, czyli że książka jest dobra. Nie jest. Całe szczęście, że niedługo wakacje. Odkurzę każdą posiadaną książkę, by się przekonać, co jest prawdą, a zacznę od „Zaklętych”. I mam szczerą nadzieję, że nie będę musiała zweryfikować ostatnich lat życia w błędzie...

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Graham Masterton, Anioł Jessiki, Albatros, Opole 2015




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat