„Architekci marzeń” – recenzja

Recenzja książki „Architekci marzeń”.
Czy życie artystów jest inne od życia zwykłych zjadaczy chleba?

Karolina Młynarczyk pokazuje, że nie. Ludzie to ludzie, tak samo podatni na nieszczęście, samotność, frustrację i wszyscy zgodnie tak samo nieidealni. W dodatku autorka pisze niejako z własnego przykładu, ponieważ sama skończyła Architekturę na Politechnice Gdańskiej, więc środowisko artystyczne poznała od środka, a w swoim debiucie „Architekci marzeń” zawarła właśnie ten świat, który z jednej strony można pokochać, z drugiej znienawidzić.

Warszawa to miejsce, które świetnie pasuje do klimatu powieści. Stolica życia kulturalnego kryje w swoich zakamarkach ludzi, którzy tą bieganiną i wieczną presją są zwyczajnie zmęczeni. W tej samej Warszawie, która uznawana jest za centrum rozwoju, żyje grupka trzydziesto- i czterdziestolatków. Losy zafascynowanego architekturą Wiktora, Majoliki, która zajęła się z pasji prowadzeniem „sztukokawiarni”, Ryszarda ze swoją żoną Niną i kilka innych postaci tworzą piękną historię, która opowiada o tym, że każdy człowiek szuka w swoim życiu szczęścia, ale robi to na różne sposoby. Niektórzy budują swoją karierę, inni planują wspólną przyszłość, jeszcze inni starają się żyć spontanicznie, bez planu, który mógłby utemperować ich ambicje i marzenia.

Problem zaczyna się, gdy ta droga do szczęścia zmienia się w ścieżkę boleści. Przykładowo uporczywe chęci zbudowania kariery zaczynają zabierać coraz więcej czasu, co odbija się na życiu towarzyskim i zdrowiu. Spontaniczność wiąże się ze zbyt dużym ryzykiem, a małżeństwo, które miało być ostoją, przeżywa kryzys.

Powieść Karoliny Młynarczyk zawiera wiele wątków, które są doskonale znane dorosłym czytelnikom. Frustracje, które pojawiają się przy próbach osiągnięcia sukcesu w życiu, gorzki smak porażki lub rozczarowanie, gdy ten tryumf okazuje się jedynie kolejnym stopniem na niekończących się schodach do spełnienia. Książka jest kierowana do grupy ludzi, która pewne rzeczy już przeżyła i poznała, przez co może utożsamić się z bohaterami. Nie znajdziemy w środku ani fajerwerków, ani wybuchów, ani morderstw, raczej ciepłą i znaną codzienność. Nie jest to też odpowiednia książka dla osób, które w literaturze poszukują niespodziewanych zwrotów akcji i rozgrzanych do granic możliwości emocji. Jest to powieść obyczajowa, spokojna, ale poruszająca ważne i wartościowe tematy. Idealna, gdy za oknem pada deszcz, a przed nami cicho skwierczy kominek.

Omawiana publikacja to nie tylko historia relacji pomiędzy bohaterami, ale też mini kompendium wiedzy na temat sztuki, muzyki i architektury. Dialogi bohaterów zdradzają niejednokrotnie ciekawe tajniki funkcjonowania pracowni architektonicznych, czy odkrywają przed czytelnikiem kulisy zdobywania i realizowania zleceń na dzieła sztuki. Gdy zaczynałam czytać tę książkę byłam zupełnym laikiem w kwestii wyżej wymienionych kwestii, natomiast gdy kończyłam ostatnie stronnice czułam, że ten świat stał się dla mnie już nie tak enigmatycznym, choć wciąż wyjątkowo intrygującym miejscem.

Morał, który wyniosłam po lekturze „Architektów marzeń” nie mógł być inny jak przekonanie, że ile ludzi tyle opinii i tyle sposobów na osiągnięcie szczęścia. Być może właśnie dzięki tej pozycji czytelnik odnajdzie swoją drogę.

Weronika Skwarek
(weronika.skwarek@dlalejdis.pl)

Karolina Młynarczyk, „Architekci marzeń”, Replika, Poznań 2020




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat