„Biesy” – recenzja

Recenzja książki „Biesy”.
„Człowiek jest nieszczęśliwy tylko dlatego, że nie wie, iż może być szczęśliwy.”

„Dostojewski – genialna rura kanalizacyjna duszy rosyjskiej. Wszystko tam ściekło. Takiej oczyszczającej psychoanalizy nie przeszedł żaden naród”. Tak o Fiodorze Dostojewskim pisał Julian Tuwim w „Jarmarku rymów” i nie sposób się z tym nie zgodzić. Proza tego autora nie należy do najłatwiejszych i przynajmniej ja – po przeczytaniu kolejnej pozycji z jego dorobku – zazwyczaj nie wiem, o czym mam napisać. Mam wrażenie, że jego książki są tak wielowarstwowe i rozgałęzione, że nigdy nie mam pomysłu, co może być tą powieściową protoplastą; tym początkiem, od którego powinno się zacząć. „Biesy” nie są tu wyjątkiem.

Powiem szczerze, że choć skończyłam filologię i powinnam być z klasyką za pan brat, to ta powieść doskonale zweryfikowała moje – może nie umiejętności – ale wyobrażenia o sobie. „Biesy” są… no właśnie, jakie są? Z jednej strony zachwycają swoją totalnością, kompletnością i ilością trafnych spostrzeżeń, a z drugiej – są tak naładowane filozofią, że aż się od niej uginają. Wątła akcja, będąca właściwie zlepkiem różnych przypadkowych sytuacji, jest tak naprawdę tylko tłem, które ma oddać panujące wtedy nastroje społeczne. Muszę przyznać, że taka forma niekoniecznie do mnie trafia; często łapałam się na tym, że czytam, ale tak właściwie nie wiem co; musiałam wracać do fragmentów, przy których się gubiłam. Ta książka dała mi naprawdę dużego prztyczka w nos; miałam nadzieję, że „Biesy” przeczytam tak szybko jak „Zbrodnię i karę” czy „Wspomnienia z domu umarłych”, ale zajęło mi to dużo więcej czasu. To trudna, ciągnąca się niemiłosiernie lektura, ale zdecydowanie warta uwagi.

Akcja (o ile tak można nazwać to, co dzieje się w książce`) rozpoczyna się około 1870 r., w małym miasteczku, do którego przyjeżdża Piotr Wierchowieński – wyjątkowo parszywa, zakłamana i antypatyczna postać. Ma on wzniecić w tym miejscu niepokój, bo jak wiadomo „wszelki skandal i zamęt publiczny cieszy serce Rosjanina”. Dlaczego akurat tam? Bo prowincja leży gdzieś daleko; ludzie tam mieszkający są prości i zawsze działają na nich trzy pojęcia: Bóg, wódka i ruble. Dostojewski pokazuje, w jaki sposób szaleniec napędzany swoimi chorymi wizjami; zachowujący się niemal jak boski pomazaniec, manipuluje ludźmi. Jednak nie tylko Wierchowieński jest zły – u Dostojewskiego aż roi się od takich postaci i tak naprawdę nie ma nikogo, kto byłby tu jednoznacznie pozytywny. Każdy bohater ma mniej lub bardziej pogmatwaną przeszłość i mniej lub bardziej odrażającą osobowość. Wiadomo, że autor kochał psychopatów i umieszczał ich w niemal każdej książce, ale tutaj stworzył ich całą galerię.

Sama tematyka powieści jest naprawdę szeroka, ale autor skupia się – w moim odczuciu – na dwóch kwestiach: religii i moralności. Uzmysławia, jak zbrodnia zmienia psychikę człowieka; wyjaławia ją i tworzy w niej przedsionek piekła na ziemi. To także powieść ilustrująca narodziny totalitaryzmu; pokazująca jak wynaturzone i w gruncie rzeczy śmieszne ideały zaczynają być groźne, zniewalające. „Biesy” to także wspaniale oddany klimat ówczesnej Rosji. Dostojewski ukazuje nam społeczeństwo zepsute do szpiku kości, zgniłe, duszące się w swoich kłamstwach; społeczeństwo, gdzie co druga osoba me ręce splamione krwią lub jest w stanie je splamić, aby osiągnąć to, co chce.

Mimo że powieść została napisana ponad sto lat temu, nadal jest zaskakująca aktualna. Chyba każdy z nas hoduje w sobie jakieś biesy, żerujące na naszych słabościach. Biesy urażonej dumy, odrzucenia, zawiedzionych nadziei; biesy strachu, nienawiści i gniewu; biesy zgubnych nawyków czy namiętności. One cały czas są; żyją – podgryzają, plączą się gdzieś w zakamarkach umysłu, zatruwając nasze życie – powoli i konsekwentnie. Od nas zależy, co z nimi zrobimy.

Czy polecam? Zdecydowanie, choć łatwo nie będzie. Uważam, że „Biesy” to powieść wyjątkowa, wymagająca, absorbująca i skomplikowana, ale będąca zarazem kolejnym dowodem geniuszu Dostojewskiego. Stworzył on kartotekę niepospolitych postaci i reprezentowanych przez nich idei; umieścił w niej proroczy obraz rodzącego się totalitaryzmu, który kilkanaście lat po śmierci autora, rozgościł się w Rosji na dobre i wreszcie – postawił wiele pytań natury metafizycznej, socjologicznej czy psychologicznej, na które tak naprawdę nie ma jednoznacznej odpowiedzi. My sami musimy sobie na nie odpowiedzieć i wyciągnąć wnioski. „Myślałem, że odkryłem prawdę, a była to tylko ideologia”. Nie brzmi to zbyt znajomo?

Anna Stasiuk
(anna.stasiuk@dlalejdis.pl)

Fiodor Dostojewski, „Biesy”, Wydawnictwo MG, Warszawa, 2021.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat