„Bramy światłości tom I” – recenzja

Recenzja książki „Bramy światłości tom I”.
Dla jednych wielki powrót, dla mnie prawdziwy początek!

Kilka lat temu, kiedy byłam jeszcze mało rozgarniętą studentką, która zakochiwała się co najmniej kilka razy w roku (z marnym skutkiem), podglądałam na Facebooku profil pewnego chłopaka, który bardzo mi się spodobał. „O, to będzie miłość mojego życia!” – mówiłam do siebie i z zapalczywością czytałam jego posty. Jaki ma to związek z Mają Lidią Kossakowską? Ano ma. Ów chłopak zachwycał się jej powieściami, a w szczególności „Siewcą wiatru”. Jak na mola książkowego przystało, stwierdziłam, że przeczytam książkę do nadchodzącej imprezy, a następnie poderwę go w wielkim stylu. Pobiegłam do biblioteki, wypożyczyłam książkę i… rozczarowałam się. Fantastyka nie była dla mnie stworzona. Anioły latające ze spluwą, dziwne stwory zamieszkujące Niebo i Głębię… Nie! To zdecydowanie nie dla mnie – wątłej kobietki wycierającej łzy przy romansach i czytającej kryminały przy telefonie na przystanku po północy.

O ile mój romans z Kossakowską nie wyszedł, o tyle podryw okazał się dość skuteczny, bo z moim ukochanym za kilka miesięcy bierzemy ślub. I właśnie teraz, zobaczyłam, że oto autorka powróciła z  „Bramami Światłości”. Pomyślałam, że to nie moja działka, ale książkę przeczytam choćby się waliło i paliło, choćby skały srały, a następnie podaruję ukochanemu. I byłam mocno zaskoczona, że powieść bezlitośnie mną zawładnęła. Chyba już dorosłam.

Okazało się, że Pan odszedł, a funkcję regenta pełni Gabriel, który wraz z Świetlistymi próbuje zachować ład w Królestwie. Pewnego dnia zjawia się tam podróżniczka Sereda, która doznaje objawienia i twierdzi, że Pan powrócił, ale znajduje się w odległej krainie. Co więcej namawia wszystkich do szaleńczego pomysłu – ekspedycji badawczej w dzikie Strefy Poza Czasem. Rzekome pojawienie się Pana rusza również Lucka (Lucyfera), który zaczyna podążać za wyprawą, aby po raz kolejny móc przed nim stanąć i wyjaśnić sprawy sprzed lat. W Piekle rozpętuje się… prawdziwe piekło, które może zagrozić również Królestwu…

O i takiej właśnie książki mi było trzeba. Zero przygód erotycznych, fikołków w łóżku i infantylnych tekstów. Literackie combo fantastyki oraz literatury przygodowej. Majstersztyk.

Kossakowska to mistrzyni wyobraźni. Wizja świata (a właściwie zaświatów), którą nam proponuje jest niezwykle pociągająca, wymykająca się znanym dotychczas schematom. Autorka w naturalny sposób, bez jakiejkolwiek sztuczności łączy ze sobą wątki, postacie zaczerpnięte z wielu wierzeń, wyznań i dodaje do tego pierwiastek ludzki. Emocje targające pozaziemskimi istotami, ich zachowania i odzywki są tak do bólu ludzkie, tak nieprzystające aniołom, że aż chciałoby się tam z nimi być, poznać ich. Czytelnik wsiąka w ten świat i zaczyna w nim żyć. To jest właśnie przepis na literacki sukces.

I pomyśleć, że jeszcze niedawno uważałam książki autorki za gnioty nieprzystające do mojej osobowości…. Myliłam się srodze. Ta powieść to vademecum nieprzystających zachowań, kąśliwych odzywek i nieczystych zagrań. Świetnie uzupełnia moją wiedzę w tych dziedzinach.

Cóż, będę musiała wrócić do poprzednich czterech części cyklu „Zastępów Anielskich” i przeczytać je. Po raz kolejny zaczynam coś z dupy strony. Ale może to i lepiej? Skoro piąty tom jest tak dobry, to jaki (zgodnie z zasadą świeżości) musi być pierwszy? Na te pytania odpowiem sobie sama w zaciszu mojego domku, popijając kakao i czytając „Żarna niebios”.
Polubiłam fantastykę. Serio!

Anna Kantorczyk
(anna.kantorczyk@dlalejdis.pl)

Maja Lidia Kossakowska, „Bramy światłości tom I”, wyd. Fabryka Słów, Lublin, 2017 r.




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat