Jednak już na początku powieści nasze wstępne spostrzeżenia okazują się mylne, a opisy likwidowania łódzkiego getta są nad wyraz prawdziwe. To właśnie jeden z elementów, który wręcz zmusi nas do pozostania z książką do ostatniej strony. Intryga z odnalezionymi listami w starych murach miasta zawładnie nami do reszty.
Książka to powieść o czterech nastoletnich przyjaciółkach, które jak wszystkie nastolatki w tym wieku widzi swoją przyszłość w jaskrawych barwach. Amelia Kosowska, Monika Pielgrzym, Paulina Sarnecka i Iza Srebrzyńska próbują wspólnie zrozumieć świat i przygotować się do dorosłego życia. Nie jest im łatwo, skoro nawet nie zrozumiały, jakimi prawami rządziło się ich dzieciństwo. Rówieśniczki urodzone w latach 70-tych pamiętają puste półki sklepowe, stanie w kolejkach i podziały na dzieci lepsze (te, które otrzymywały miesięczny zapas gum do żucia i czekolad z RFN) i gorsze (gdzie rodzice walczyli o każdą złotówkę). Wszystkie cztery marzą o miłości, sławie, prawdziwych jeansach i kolekcji kaset zagranicznych wykonawców. Jednak marzenia okazują się złudne, a kolor ich życia przybiera kolor szary.
Autorki, Adrianna Michalewska i Izabela Szolc, napisały książkę, która bardzo mocno wciąga czytelnika w fabułę. Napisana jak pamiętnik daje możliwość pełnego zaangażowania w powieść. Ponieważ sama dorastałam w latach 80 - tych ubiegłego wieku, momentami czułam, jakby ktoś wyciągnął moje myśli z głowy i umieścił je w tej powieści! Doświadczyłam dziwnego uczucia zrzucenia z siebie ciężaru negatywnych emocji i usprawiedliwienia swoich nastoletnich wybryków. Ja też zazdrościłam czekolady i kolorowych pisaków innym dziewczynom, które mając wszystkiego w nadmiarze, nie chciały dzielić się RFN-owskimi skarbami.
Postawy głównych bohaterek są o tyle zrozumiałe, że poznajemy również ich dzieciństwo. Dzięki tym informacjom łatwiej nam zrozumieć ich pewne zachowania w przyszłości, które w pierwszym odczuciu mogłyby wydawać się nielogiczne Poznajemy również historię ich rodzin, wujostwa (tego prawdziwego i „przyszywanego”), sąsiadów, bliższych i dalszych znajomych… Wtedy żyło się wspólnie, inaczej niż dziś, a wachlarz postaci nadaje jeszcze większej autentyczności całej książce. „Dziewczyny chcą się zabawić” to pozycja obowiązkowa, nie tylko dla pokoleń wychowujących się w latach 80 - tych, ale również dla ich rodziców, którzy być może zrozumieją postępowanie swoich dzieci.
Czytając książkę Adrianny Michalewskiej i Izabeli Szolc złapałam się na tym, że przerzucając strony, mimowolnie przytakiwałam głową. Wspomnienie dziecięcych podwórkowych zabaw, pierwszych wczesnoszkolnych miłości i nastoletnich „tragedii” budziło wewnętrzne ciepło. Sama fabuła książki „Dziewczyny chcą się zabawić”, w pewnych momentach tragiczna studziła moje rozanielenie. Powieść momentami wyglądała jak matematyczna sinusoida, budząc skrajnie dobre emocje, by za chwilę czuć już tylko żal i smutek. I właśnie dla tych diametralnie różnych, ale prawdziwych odczuć, warto sięgnąć po tę powieść.
Katarzyna Krawczyk
(katarzyna.krawczyk@dlalejdis.pl)
Adrianna Michalewska, Izabela Szolc „Dziewczyny chcą się zabawić”, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza, Warszawa 2018