Gabriela Gargaś o pisaniu i marzeniach

Wywiad z Gabrielą Gargaś o najnowszej powieści "A między nami wspomnienia".
Z Gabrielą Gargaś spotykam się podczas Warszawskich Targów Książki.

Pierwsze co mnie zaskakuje to ogromne ciepło bijące od autorki popularnych powieści „Droga do domu”, „Jutra może nie być”, „Tylko Ty” czy „A między nami wspomnienia”.

Jak najtrafniej opisałaby Pani swoją osobę? Być może jakieś cechy charaktery dominują?
Na pewno jestem indywidualistką i muszę mieć ostatnie zdanie, chociaż nie zawsze na dobre mi to wychodzi. Stawiam tę kropkę i później mówię „o kurczę, co ja zrobiłam!”. Tak więc indywidualność. Lubię chadzać własnymi ścieżkami. Czasami ktoś mi doradza, mówi „zrób inaczej”, a ja idę po swojemu. Czasami się sparzę, przewrócę, ale jednak zrobię po swojemu.

Czyli tak trochę przekornie?
Przekornie i raczej zgodnie z tym, co sądzę, co myślę i co podpowiada mi serce. Czasami zamiast rozumu słucham się serca — taka emocjonalność we mnie tkwi.

A czym dla Pani jest pisanie?
Pisanie to jest takie moje oderwanie się od codzienności. Piszę zazwyczaj o czwartej rano; nastawiam sobie budzik i zaczynam pisać. Jest cisza, jest mój świat, jest kubek kawy i wtedy zaczynam pisać. Żyję wtedy przez chwilę w takim innym świecie. I to jest dla mnie takie moje małe szczęście.

A czy jest to już sposób na całe życie?
Na całe życie? Na razie jeszcze nie, ale myślę, że może wkrótce!

Bohaterowie Pani książek popełniają błędy, borykają się z problemami. Czy poprzez powieści stara się Pani pomóc swoim czytelnikom obrać odpowiednią drogę?
Myślę, że raczej staram się pomagać, choć one czasami i tak robią po swojemu. I dobrze, że tak robią. Każdy ma drogę do przejścia, którą sam obiera. Jestem zdania, że czasami upadki, mimo, iż bolesne są potrzebne w naszym życiu. Czasami trzeba upaść, aby pewne rzeczy do nas dotarły. Poleżeć, podnieść się, otrzepać kolana i iść dalej, do przodu. To nie jest tak, że piszę jakąś powieść, w której są tylko kłody pod nogi i się ludzie przewracają, żeby kogoś zdołować. Ja chcę, by czytelniczka wyciągnęła wnioski, pomyślała, co ja bym zrobiła na miejscu bohaterki. Piszę to, co czuję, to, co mi w duszy gra. Piszę o tym, że raz jest gorzej a raz lepiej, tak jak w życiu.

A czy jest jakaś bohaterka, która jest najbliższa Pani sercu? Z którą się Pani utożsamia?
Czy ja wiem? Każda z bohaterek ma coś ze mnie, ale w stu procentach to chyba nie. Jedna jest bardziej zagubiona, druga jest fajtłapą, inna niepoprawną optymistką. Ja po trochu też taka jestem. Może czasami też trochę jestem taka zagubiona, innym razem roześmiana, jak każda z nas. Myślę, że w każdej bohaterce jest coś ze mnie.

W jednym z ostatnich wywiadów Katarzyna Grochola stwierdziła, że każdy pisarz korzysta z własnego doświadczenia, a ten, który się tego wypiera, kłamie. Jak to wygląda według Pani?
W moich powieściach na pewno przemycam dużo z siebie. Uważam, że pani Grochola miała rację. Pisarz musi czerpać ze swojego życia, bo inaczej taka książka nie byłaby prawdziwa. Trzeba czerpać z doświadczeń, no, chyba że byłaby to jakaś fantasy.

Pytam, bo w jednym z wywiadów, przeprowadzonych z Panią, czytałam, że w większości to, co Pani tworzy to fikcja, a historie są wymyślone. Stąd właściwie takie nawiązanie.
Te historie są wymyślone, jednak jest w nich dużo życiowej prawdy. To taki banał, ale takie historie najlepiej się czytają.

Te najbardziej realistyczne?
Tak, te realistyczne. W ogóle ludzie lubią mi się zwierzać, ja lubię ich podglądać, obserwować i myślę, że dużo jest w nich (historiach) prawdy, choć są to historie wymyślone. Nigdy nie ma tak, że dana historia zdarzyła się cała w stu procentach, ale są to historie zaczerpnięte z życia. Jakieś podpatrzone scenki, zasłyszane opowieści.

A jakie warunki najbardziej sprzyjają pisaniu? Inspirują do działania i sprawiają, że „siadam i właśnie dzisiaj będę pisać i wszystko pójdzie idealnie”?
Piszę codziennie. Mam taki motywator wewnętrzny, że muszę napisać, szczególnie gdy się podpisało umowę :) Po prostu chcę to robić. Wstaję, piszę. Po prostu. Przynajmniej dwie, trzy godziny dziennie piszę.

A jak nie ma totalnie nastawienia, nie ma pomysłu, weny? To, co wtedy?
To poprawiam to, co już napisałam.

To teraz takie pytanie zupełnie niezwiązane z pisaniem. Jakie jest marzenie takie „do zrealizowania” w Pani życiu?
Moje marzenie do zrealizowania to wyjazd na Kubę. Tak, to jest moje marzenie. Już od dwudziestu lat myślę o tym, żeby pojechać sobie na Kubę, tak na miesiąc. I to jest takie moje marzenie do zrealizowania.

A co powoduje taką potrzebę?
Bardzo mi się Kuba podoba i stąd takie moje marzenie. Zawsze tam chciałam jechać. Nie mogę powiedzieć, dlaczego akurat Kuba, ale oglądałam dużo dokumentów, filmów, dużo wywiadów z podróżnikami na temat Kuby. Jestem zachwycona i muszę ją zobaczyć. I zobaczę!

Chciałabym, aby dokończyła Pani zdanie. Moje miejsce na Ziemi…
Moje miejsce na Ziemi… Warszawa jest moja. Z Warszawy pochodzę. Jest brudna, zatłoczona, ale jest moja. Więc kocham Warszawę. Tu jest mój dom rodzinny, moi rodzice, przyjaciele. A drugim takim miejscem są Bieszczady, a i Portugalia. No, to trzy mam takie miejsca na Ziemi.

Rozmawiała Monika Chrzanowska
(monika.chrzanowska@dlalejdis.pl)

Fot. Materiały prasowe




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat