„Głupia książka” – recenzja

Recenzja książki „Głupia książka”.
Oto książka, która przedstawia ciepłą i zabawną historię pewnej polskiej rodziny. I bynajmniej, nie jest głupia!

Chwytliwy tytuł, zabawny i przykuwający uwagę opis, przepiękna okładka projektu Wioli Pierzgalskiej, no i oczywiście pies w roli głównej – ta powieść musiała być moja! No dobrze, może nie od razu byłam nastawiona aż tak entuzjastycznie. Prawdę mówiąc, w pierwszej chwili jej tytuł trochę mnie przeraził. Pomyślałam, że „Głupia książka” jest kolejnym tworem paraksiążkowym – podobnym do „Zniszcz ten dziennik” i „To nie jest książka” – czego z pewnością bym nie zniosła. Skoro jednak posiadała opis i obiecywała fabułę, dałam jej szansę. Jak tylko to zrobiłam, napłynęły wspomniane w pierwszym zdaniu czynniki, które przekonały mnie, że rzeczywiście warto rozpocząć lekturę.

Marzena Bieniek – autorka powieści, która zrobiła w moim życiu trochę sympatycznego zamieszania – nie jest mi znana. Szukając informacji w wyszukiwarce oraz na stronie wydawnictwa Novae Res, udało mi się jedynie ustalić, iż „Głupia książka” to jej debiut. Krótki, bo zaledwie dwustustronicowy i napisany dużą czcionką, ale jednak dobry. Już od pierwszych stron potwierdza się żartobliwy charakter historii, którego próbka znalazła się w opisie. Choć tak powinno być w przypadku każdej książki, niestety wciąż za zgodność zapowiedzi z treścią muszę przyznawać bądź odbierać punkty. Szczęśliwie dla Bieniek – oraz dla mnie, w końcu to ja musiałabym się męczyć, by dotrwać do końca – tu wszystko grało. Grał również podział na krótkie, ale ciekawe rozdziały, dobrze opracowane sylwetki bohaterów, ciekawe wątki poboczne i misternie uknuta główna intryga, której rozwiązania nie domyśliłby się nawet najbardziej zapalony fan zagadek kryminalnych.

W książce nieszczęścia chodzą parami. Na przestrzeni rozdziałów bohaterom „przydarzają się” dwa trupy, ale na nieszczęście dla nich – choć trupom pewnie i tak wszystko jedno – nikt się za bardzo nie przejmuje. Owszem, przez chwilę jest groźnie, ale zaraz wszystkim wraca humor, a na grillu pojawiają się nowe kiełbaski. Bohaterom „przydarza się” również czterech złoczyńców – działania małżeństwa i przyjaciół koncentrują się właśnie dookoła nich. Do najważniejszych zdarzeń dochodzi w domu głównej bohaterki, czyli w miejscu, gdzie... Ach, oczywiście niczego wam nie zdradzę, by nie zepsuć zabawy.

Powieść przeczytałam w dwa dni, choć niewielki rozmiar umożliwia dotarcie do końca w jeden, a nawet pół dnia. Świadczy to oczywiście na jej – ogromną! – korzyść, ponieważ nudne i męczące książki męczy się przez wiele wieczorów, jednym okiem śledząc co drugie zdanie, drugim przeglądając Instagram, trzecim zaś płacząc z żalu. A nie, człowiek ma tylko dwoje oczu, więc jedną z tych opcji musimy wywalić (najlepiej pierwszą, jeśli nie zobowiązuje nas napisanie recenzji).

Według mnie „Głupia książka” ma wszystkie cechy, jakimi powinna się odznaczać lekka, zabawna i niewymagająca książka na wiosnę lub lato. Gdyby premierę przełożono na późną jesień lub zimę, mogłabym być nieco bardziej krytyczna. Póki co jednak – kiedy za oknami widać i czuć ostatnie przebłyski ciepłego słoneczka – warto po nią sięgnąć i utrwalić w sercu przyjemny obraz beztroskich – no, prawie! – wakacji.

Olga Kublik
(olga.kublik@dlalejdis.pl)

Marzena Bieniek, Głupia książka, Gdynia, Novae Res, 2016




Społeczność

Newsletter

Reklama



 
W tej witrynie stosujemy pliki cookies. Standardowe ustawienia przeglądarki internetowej zezwalają na zapisywanie ich na urządzeniu końcowym Użytkownika. Kontynuowanie przeglądania serwisu bez zmiany ustawień traktujemy jako zgodę na użycie plików cookies. Więcej w Polityce Cookies. Ukryj komunikat